20-letni Albert został brutalnie zaatakowany, a potem przejechał po nim samochód. Poszkodowany żyje, ale jest w stanie wegetatywnym. Policja zatrzymała 26-latka, prokurator postawił mu zarzut usiłowania zabójstwa. Materiał programu "Uwaga!" TVN.
Wracamy do sprawy pobicia Alberta Radomskiego. Do tragedii doszło w dzień, kiedy chłopak świętował swoje 20. urodziny. Wracał do domu po imprezie na poznańskim rynku. Był koniec października 2017 roku. Młodego mężczyznę ktoś zaatakował i pobił, pozostawiając na środku niewielkiej ulicy. Chwilę późnej chłopaka przejechał samochód.
Zatrzymanie
Policja opublikowała nagranie z kamer monitoringu i pół roku późnej zatrzymała sprawcę pobicia.
- Jak mąż do mnie zadzwonił i powiedział, że go złapali, to się ucieszyłam, bo przynajmniej nie skrzywdzi nikogo więcej i odpowie za to, co zrobił Albertowi – mówi Ewelina Ramoska, matka chłopaka.
- Dobrze, że w końcu go dorwali. To jest recydywista, nie wiadomo, czy nie zrobił tego kolejny raz. Nie zrobi krzywdy już nikomu więcej – mówi ojciec, Przemysław Radomski. I dodaje. - Dziwię się. To jest kawał chłopa, a Albert nie jest dużej postury. Rzucił się na Alberta, który wyglądał jak dziecko. Czemu nie startował na rówieśnika, albo równego sobie?
Podejrzany przebywał w Wielkiej Brytanii. Policja zatrzymała go krótko po powrocie do kraju.
- Mężczyzna wynajmował mieszkanie w podpoznańskich Plewiskach. Samo zatrzymanie wyglądało spokojnie. Był zaskoczony, że policjanci pojawili się u niego, ale nie stawiał oporu. 26-latek jest znany poznańskim policjantom ze względu na wcześniej popełnione przestępstwa. Był karany za przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu - mówi podkom. Patrycja Banaszak z Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu.
"Działanie bez powodu"
- To jest działanie bez powodu. Bez jakiegokolwiek wytłumaczenia. Mężczyzna przyznaje, że dwukrotnie uderzył pokrzywdzonego. Ale nie potrafi wyjaśnić motywów swojego zachowania. Nie znał osoby pokrzywdzonej, wcześniej nie miał z nią żadnego kontaktu – opowiada Magdalena Mazur-Prus, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Prokurator uznał, że mężczyzna podczas zdarzenia mógł przewidzieć skutki pobicia i postawił podejrzanemu zarzut usiłowania zabójstwa za co grozi kara nawet dożywotniego więzienia.
- Kiedy podejrzany zadał pokrzywdzonemu ciosy, miał w polu widzenia nadjeżdżające samochody. Działo się to w bardzo wąskiej przestrzeni. To była jednokierunkowa ulica. Na tej ulicy panował ruch, podejrzany jest osobą dorosłą, która potrafi właściwie ocenić swoje zachowanie i skutki. Na tej podstawie prokurator doszedł do wniosku, że mamy do czynienia z usiłowaniem zabójstwa z zamiarem ewentualnym – tłumaczy prokurator Magdalena Mazur-Prus.
Co z osobą, która przejechała Alberta?
Na podstawie nagrań monitoringu ustalono, że osobą prowadzącą samochód, który przyjechał Alberta, była kobieta. Początkowo przewidywano, że będzie odpowiadała za nieudzielenie pomocy. Jednak prokuratura rozważa zmianę tego zarzutu, bo między pobiciem a przejechaniem Alberta był niewielki odstęp czasu i kierowca - zdaniem śledczych - powinien był widzieć, co się dzieje na drodze.
- Minęło kilka sekund i normalny kierowca by to zauważył. A tym bardziej, jadąc ulicą pod górę. Wiemy, jak świecą światła. Musiała to widzieć. Albo za szybko jechała, bo później na monitoringu widać, że po przejechaniu stanęła, bo widać światła stopu. Ale po chwili odjechała – wskazuje ojciec Alberta.
Kosztowna rehabilitacja
Po pobiciu i wypadku Albert trzy miesiące spędził w szpitalu. Miał wiele złamań czaszki, uszkodzone oko, pękniętą wątrobę i śledzionę. Wyszedł ze szpitala, ale nie ma z nim kontaktu.
- Albert po półtorej godziny ćwiczeń jest całkowicie wykończony. Zasypia praktycznie od razu. Nie jest możliwe, żeby cała rehabilitacja, stymulacja odbywała się jednym ciągiem. Najlepiej, wykonywać ją co dwie, trzy godziny – mówi fizjoterapeutka Maja Prętka.
Koszt rehabilitacji Alberta wzrósł do 8 tys. złotych miesięcznie. Pomoc zaoferowała Fundacja TVN Nie Jesteś Sam. Charytatywne zbiórki organizują też poznaniacy, poruszeni tragedią. Ostatnio imprezę na rzecz chłopaka zorganizowali skaterzy.
- Udało nam się zebrać ponad 14 tysięcy złotych. Może to nie jest dużo, ale dla młodych ludzi, którzy mają poczucie, że muszą wydawać na sprzęt i zawsze są na minusie, to jest fajna kwota. Stoimy za Albertem i wierzymy, że dojdzie do siebie – mówi Jakub Winowiecki, właściciel sklepu Mini Ramp.
Stan Alberta znacznie się pogorszył i chłopak musiał wrócić do szpitala.
Źródło: UWAGA! TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga TVN