Impeachment prezydenta jest koniecznością - miała brzmieć teza analizy przygotowanej dla PO. Tak przynajmniej twierdzi szef TVP Andrzej Urbański. - Spodziewam się, że Platforma będzie chciała teraz to zrobić - mówi Urbański i zapowiada, że TVP się temu przeciwstawi.
Szef TVP nawiązuje do analizy w wywiadzie dla piątkowego „Dziennika”. - Znam analizę, która była przygotowywana na kampanię wyborczą PO z założeniem, że Platforma wygra. Główna jej teza brzmi: impeachment prezydenta jest koniecznością. Spodziewam się, że PO będzie chciała teraz to zrobić – mówi Urbański.
I jednocześnie ostrzega, że telewizja publiczna nie weźmie w tym udziału. Będzie działać wręcz przeciwnie. - Jeśli zacznie się realizować najczarniejszy scenariusz, to media w Polsce staną się wręcz tym elementem, który spróbuje ochłodzić to wszystko i zracjonalizować. Powiedzieć, że nie ma zgody na to, żeby zniszczyć państwo – zapowiada Urbański.
Jego zdaniem ataki na prezydenta nasilą się już wkrótce. – Po wakacjach jedynym kierunkiem politycznym, który będzie realizowała PO, stanie się nieustająca kampania prezydencka, czyli atak na prezydenta Kaczyńskiego – stwierdza Urbański.
Jego zdaniem obecnie mamy w Polsce ciężki kryzys konstytucyjny. - Wypowiedzi ministrów z PO, że w Polsce można rządzić rozporządzeniami, są w głębokiej sprzeczności z ustrojem. Rozporządzeniami można administrować, ale nie da się wprowadzić żadnej zmiany – ocenia szef TVP.
I broni jednocześnie prezydenta, który – jego zdaniem – nie ma zamiaru wetować wszystkiego. - Ustawę o abonamencie skierował do Trybunału. Skoro PO nie jest w stanie stworzyć sojuszu z SLD, to jej problemem nie jest Lech Kaczyński. Wypowiedź posła Palikota, że za nim stoi premier Donald Tusk, jest najważniejszym oświadczeniem politycznym. Już nikt nie udaje. Można to porównać do kryzysu z 4 czerwca 1992 r. i kryzysu z Ałganowem – mówi szef TVP.
Co się stało z fajnym Tuskiem?
Urbański uważa, że jest próba zniszczenia mediów publicznych ze strony koalicji. Dlatego rozmawiał w tej sprawie z współpracownikami premiera. - Wysyłałem sygnał: Donaldzie, nie idź tą drogą – mówi szef TVP. Nie ukrywa, że jest zdziwiony sposobem działania szefa rządu.
- W 1993 r. przejechałem pół Ameryki z fajnym kumplem, Donaldem Tuskiem. Z fajnym, mądrym facetem, z którym rozmawialiśmy o kinie, o Stanach. Moja córka, gdy poznała go wtedy, była zachwycona. A teraz pyta mnie, co się z nim stało – opowiada Urbański.
Napór polityków na TVP nie bierze się znikąd. Zdaniem Urbańskiego, to bowiem media publiczne, co pokazano dwukrotnie w 2005 i w 2007 r., przesądzają o wyniku wyborów. - To nie jest mój wymysł, bo tak się po prostu stało. Tamtą debatę Tusk przegrał, tę wygrał. Polityka polegająca na rzucaniu monetą to nie jest to, co interesuje Donalda Tuska. Nie jest prawdą, że media publiczne nie wpływają na wyniki wyborów – mówi.
„Napieralski wrócił do gry”
Prezes TVP mówi, w jaki sposób przekonał szefa SLD do tego, by nie pomagał PO w odrzuceniu prezydenckiego weta do ustawy medialnej. - Od kilku miesięcy powtarzałem mu prosty tekst: mógłby pan rządzić dzisiaj Sejmem. To był błąd Olejniczaka, że mówił w rozmowach z Platformą o hipotezie: możemy to zrobić. W momencie, w którym Napieralski po prostu to zrobił, we wszystkich gazetach napisano, że coś się zmieniło. Olejniczak zapowiadał, że lewica wraca do gry. Napieralski po prostu wrócił – mówi Urbański.
I jednocześnie podkreślił: - Napieralski mógł obronić swoje stanowisko, tylko mówiąc wyraźnie: nie rozmawiam o posadach. Skądinąd PO zachowała się niczym imć Zagłoba, oferując SLD np. miejsce w KRRiT, która po zmianie ustawy nie miałaby już żadnych uprawnień.
Pytany, czy w zarządzie TVP jest miejsce przedstawiciela lewicy, odpowiedział wymijająco: - Zgodzę się na każde rozwiązanie, by tylko klasa polityczna przestała działać na niekorzyść mediów publicznych.
I dodał: - Jest miejsce dla menadżera chcącego wzmacniać media publiczne bez względu na jego światopogląd.
"Nie chciałem robić BBC"
Urbański odrzuca zarzuty o to, że podporządkował TVP polityce: najpierw ją upisawiał, a po wyborach zaczął ją pan odpisawiać. - Na pewno nigdy nie miałem pomysłu, żeby robić BBC - telewizję o mocnym przesłaniu liberalno-lewicowym. Dla mnie ideałem jest taka telewizja publiczna, gdzie różne ideowe środowiska mają swoje miejsce i konkurują ze sobą na wyrazistość, na jakość przekazu – mówi Urbański. I przyznaje, że wróci do oferty złożonej intelektualnie – jak się wraził - ciekawemu środowisku Sławomira Sierakowskiego (z Krytyki Politycznej).
Telewizja stawia też – jak wylicza Urbański - na Pospieszalskiego, Wildsteina i Lis. Jej szeregi zasilą też ludzie z Pulsu. - Jestem zadowolony z wyników programu Tomasza Lisa – mówi prezes TVP. Dopytywany o konflikty, jakie wybuchają w "Wiadomościach", odkąd pojawiła się tam Hanna Lis, odpowiedział: - Raz w życiu odebrałem telefon z "Wiadomości". To był telefon od pani Hanny Lis. Nie powinienem był odbierać tego telefonu. To naruszenie korporacyjnych reguł.
Kiedy dziennikarze „Dziennika” zwrócili uwagę, że zaprosił Tomasza Lisa i Hannę Lis, żeby zmienili polityczny wizerunek TVP, a oni tak jak partyjny koalicjant w rządzie czują się w prawie wpływać na linię, Urbański stwierdził, że każdy dziennikarz ma poglądy. - Podjąłem decyzję, że pojawią się w "Wiadomościach" dwie nowe twarze: Piotr Kraśko i Hanna Lis. Skądinąd dziennikarze, którzy mówią, że nie mają poglądów, są jak żyrafa bez szyi. Nie ma kogoś takiego – podkreśla Urbański.
mac /tr
Źródło: Dziennik
Źródło zdjęcia głównego: PAP