- Nie sądzę, abyśmy w jakimś przewidywalnym czasie doświadczyli czegoś tak dramatycznego jak wojna w pobliżu naszych granic - mówił Donald Tusk w sobotę w TVN. Zastrzegł jednak, że choć "nikt normalny nie chce konfliktu zbrojnego", to nie trzeba "nadzwyczajnej wyobraźni", żeby przewidywać, iż "mogą się zdarzyć złe rzeczy" i zagrożenie wojną może się pojawić w każdej chwili.
Donald Tusk stwierdził, że napięcie w związku z sytuacją na Ukrainie jest większe niż kiedykolwiek w przeszłości w ostatnich 15-20 latach. - Nie ma co udawać, że nic się nie dzieje, bo dzieją się rzeczy rzeczywiście dramatyczne - mówił.
Zdaniem premiera, obecnie nie ma zagrożenia wojną, ale może się ono pojawić w każdej chwili, bo Rosja - w sensie logistycznym, technicznym i militarnym - jest gotowa do wejścia na Ukrainę. Tusk podkreślał, że ostatnie wydarzenia na Krymie pokazują, że rosyjscy przywódcy potrafią negatywnie zaskoczyć.
Dodał, że "nie trzeba nadzwyczajnej wyobraźni czy cynizmu, żeby przewidywać, że mogą się zdarzyć złe rzeczy".
Wojna na użytek kampanii?
Premier pytany, czy polscy politycy nie chcą wykorzystać napięcia w Europie do budowania swojej kampanii do Parlamentu Europejskiego, odpowiedział: - Polska nie jest państwem, które wywołuje histerię wojenną po to, żeby ktoś wygrał wybory. - Nikt normalny nie chce konfliktu zbrojnego, dlatego wypieramy to z całej siły - mówił. - Nie mam w sobie takiej woli wygrywania wyborów, żeby wymyślać wojnę na użytek kampanii wyborczej - podkreślał premier.
Siły NATO w Polsce
Donald Tusk mówił także, że zwiększenie obecności sił NATO w Polsce służy poprawie naszego bezpieczeństwa i już "stało się faktem i będzie widoczne także w najbliższych dnach i tygodniach". - Dyskusja nie dotyczy tego czy (siły NATO zostaną zwiększone-red.), ale dotyczy skali, tempa i pewnych technicznych sposobów wzmocnienia obronności - tłumaczył szef rządu. - Bezpieczni są ci, którzy mają realną możliwość bronienia się, a nie ci, którzy mają coś zapisane w papierach - traktatach i umowach - przekonywał premier.
Protest rodziców
Premier odniósł się także do rodziców niepełnosprawnych dzieci, którzy od ponad dwóch tygodni okupowali sejmowe korytarze, domagając się podwyższenia świadczeń pielęgnacyjnych. Dopiero w piątek, po uchwaleniu ustawy podwyższającej świadczenia, rodzice zawiesili swój protest.
Donald Tusk przyznał, że rozumie emocje, które im towarzyszyły. Zaznaczył jednak, że jako szef rządu jest odpowiedzialny za cały budżet państwa. - Musimy limitować pomoc państwa z tego tytułu, że im więcej grup będzie nią objętych, tym mniej ta pomoc będzie skuteczna - podkreślał. Dopytany, czy nie obawia się, że postawa rodziców zmobilizuje inne grupy społeczne do walki o swoje postulaty w ten sam sposób, odpowiedział: - Nie zachęcam nikogo do tego typu form demonstracji, ponieważ my i tak będziemy dysponowali pieniędzmi publicznymi tylko w tej skali, jaka jest dopuszczalna i możliwa i na pewno w tym roku nie będziemy wydawali więcej pieniędzy.
"Ludzie Wolności"
Premier, w związku z plebiscytem "Ludzie Wolności" - organizowanym przez TVN i "Gazetę Wyborczą", pytany był o osobę, która jego zdaniem jest symbolem wolnej Polski. - To jest szeroko pojęta "Solidarność", w której też miałem zaszczyt uczestniczyć. To jest zbiór, to jest liczba mnoga - mówił. Jak podkreślał, każdy Polak ma prawo do satysfakcji z osiągnięć wolnej Polski. - Trzymam kciuki za to, żeby znaleźć tych naprawdę zasłużonych, a nie obsypanych nagrodami czy odznaczeniami - dodał.
Autor: db/tr / Źródło: TVN