Tomasz Komenda odsiedział 18 lat z 25-letniego wyroku za gwałt i zabójstwo 15-latki. Wyszedł na wolność, bo według prokuratury jest niewinny. Opowiada, że w celi był bity i maltretowany przez innych więźniów, bo osadzeni z "takimi paragrafami" jak on "nie mają życia". - Najbardziej się cieszę z tego, że po 18 latach mogę przytulić osobę, którą bardzo kocham - powiedział o mamie w rozmowie z reporterem magazynów "Uwaga!" TVN i "Superwizjer", Grzegorzem Głuszakiem.
Tomasz Komenda powiedział, że największy żal ma do sąsiadki, bo to "od niej wszystko się zaczęło". Kiedy po raz pierwszy został zatrzymany przez policję (w 2000 roku - red.), sądził, że "zaraz wyjdzie" na wolność. - Po prostu myślałem, że ja zaraz wyjdę, że to jest tylko chwila, że powiedzą, że to jest pomyłka i opuszczę komendę wojewódzką - powiedział. - Niestety potoczyło się inaczej.
Potem w czasie rozprawy przed sądem - jak wspominał - miał nadzieję, że zostanie uniewinniony. - Cały czas na to liczyłem, a zapadły wyroki skazujące mnie - powiedział. - Od samego początku mówiłem, że ja nie jestem osobą, która powinna siedzieć na ławie oskarżonych.
Komenda był pytany o to, jak traktowali go inni więźniowie. Powiedział, że w więzieniu "ludzie z takimi paragrafami" jak on "nie mają życia". - Ja myślałem, że ja już nie wyjdę. Ja po prostu myślałem, że mnie zabiją w kryminale - powiedział w rozmowie z "Uwagą!" TVN.
Pytany, czy inni więźniowie znęcali się nad nim i bili, powiedział, że tak.
- Miałem próby samobójcze. Nawet doszło do czegoś takiego, że ja wisiałem. Wisiałem, tylko mnie współosadzeni odcięli. Po prostu na tamtą chwilę nie był czas dla mnie, po prostu ja miałem jeszcze żyć, żeby doczekać tej chwili, jaka jest dzisiaj - powiedział.
Tomasz Komenda najbardziej się cieszy, że może przytulić osobę, którą kocha
Komenda powiedział, że w więzieniu przetrwał dzięki rodzinie. - Dawała mi wsparcie. To było dla mnie na tamtą chwilę najważniejsze - przyznał.
Powiedział, że zawsze mógł liczyć na mamę. - Ona zawsze była, zawsze podawała mi pomocną dłoń. Bez rodziców, bez braci, to by się nie udało - podkreślił.
- Najbardziej się cieszę z tego, że po 18 latach mogę przytulić osobę, którą bardzo kocham - powiedział.
"Jestem gotowy na wolność"
Komenda powiedział, że wolność "jest rzeczą nie do opisania". - Nie dociera to do mnie, że jestem wolnym człowiekiem - przyznał.
Stwierdził, że czuje się, "jakby się narodził po raz kolejny".
Przyznał, że po wyjściu najbardziej zaskoczyło go zainteresowanie mediów i to, że w kilka godzin po wyjściu, nadal ciągle mówi się o nim w telewizji. Stwierdził, że absolutnie się tego nie spodziewał.
Komenda, pytany o plany na przyszłość, powiedział, że na razie "nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie". - Nie myślę, żyję chwilą, która jest dzisiaj. Co będzie jutro, co będzie za miesiąc? Nie wiem, czas pokaże - powiedział. - Chcę na razie pobyć z rodziną.
Pytany, czy nie boi się prawdziwego życia, powiedział, że nie. - Jestem gotowy na wolność. Na pewno nie może być gorzej niż przez te 18 lat. Może być tylko lepiej - podkreślił.
"Pluto nam pod nogi, wieszano nam na drzwiach zgniłe mięso"
Mama Tomasza Komendy, Teresa, powiedziała, że na pierwszy obiad na wolności ugotowała synowi gołąbki. Cieszyła się, że po raz pierwszy od 18 lat ma razem całą rodzinę. - Tomuś ma swój pokój, położy się grzecznie spać - powiedziała.
- To już jest dorosły mężczyzna z bardzo silnym charakterem. Kocham go nad życie. On teraz decyduje sam o sobie. Do mnie może przyjść po radę - podkreśliła.
Przyznała, że jej rodzina przeszła przez "18 lat koszmaru". - Pluto nam pod nogi, wieszano nam na drzwiach zgniłe mięso, straszono nas, męża chcieli nawet z drogi zrzucić, jechał za nim jakiś samochód - powiedziała.
W programie wypowiedział się również brat i bratowa Tomasza Komendy. - Wierzyliśmy cały czas, że sprawiedliwości stanie się zadość i tak też się stało. Teraz mamy go w domu - powiedział Gerard Komenda.
Jego żona mówiła, że Tomasz miał być świadkiem na ich ślubie, a także ojcem chrzestnym ich córek. - Nie udało się - dodała.
Wspominała również, że sylwestra 1996/1997, gdy w Miłoszycach doszło do gwałtu i zabójstwa 15-latki, spędzali razem. - Znaliśmy się wcześniej. Właściwie tę noc sylwestrową spędziliśmy razem, dlatego tak trudno było uwierzyć w ten wyrok i w to skazanie - mówiła.
Na wolności po 18 latach
15-letnia Małgorzata K. bawiła się z koleżankami w dyskotece w Miłoszycach pod Wrocławiem. W trakcie zabawy wyszła przed budynek. Kilkanaście godzin później została znaleziona martwa na prywatnej posesji naprzeciwko dyskoteki. Zmarła wskutek wyziębienia organizmu i odniesionych ran. Za winnego gwałtu i zabójstwa dziewczyny uznano Tomasza Komendę, w 2004 roku prawomocnie został skazany na 25 lat więzienia. Śledczy badający wówczas sprawę podkreślali jednak, że jest on jednym ze współsprawców tej zbrodni. Innych osób nie udało się wówczas ująć.
Z prośbą o ponowne zajęcie się sprawą do ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry zwrócili się w zeszłym roku rodzice Małgorzaty K. Minister polecił raz jeszcze zbadać okoliczności śmierci Małgosi. Śledztwo zostało wznowione. W czerwcu 2017 roku prokuratura poinformowała, że w sprawie zbrodni zatrzymano Ireneusza M. Prokurator przedstawił mu zarzut popełnienia przestępstwa zgwałcenia ze szczególnym okrucieństwem i zabójstwa piętnastoletniej Małgorzaty K. Od tego czasu M. przebywa w areszcie.
Prokuratura uznała też, że odbywający karę więzienia Komenda nie popełnił zbrodni. Prokurator Robert Tomankiewicz, szef Dolnośląskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej we Wrocławiu, powiedział w ubiegłym tygodniu, że prokuratura zgromadziła dowody świadczące o tym, że jest niewinny.
W czwartek sąd z urzędu zwolnił go warunkowo z odbywania kary. W środę zaś wpłynął do Sądu Najwyższego wniosek złożony przez dolnośląski zamiejscowy wydział Prokuratury Krajowej o wznowienie postępowania ws. Tomasza Komendy. Prokuratura wystąpiła w nim także o uchylenie wyroków obu instancji z 2003 i 2004 roku wobec Komendy i jego uniewinnienie.
Autor: pk/tr / Źródło: Uwaga, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga TVN