Strajk mediów przejął mnie bardzo, bo choć do współczesnych mediów mam stosunek ambiwalentny, to jednak dziennikarstwem obciążony jestem dziedzicznie. Mój dziadek pisał do gazet i pamiętam, że w jego domu, kiedy po zmywaniu podłogi wykładało się ją gazetami, to dziadek mój i mój ojciec, na czworakach, te stare gazety czytali. Felieton Macieja Wierzyńskiego.
Po 60 latach pracy w dziennikarstwie, na emeryturze postanowiłem zerwać z tym maniactwem. Poczułem się też zwolniony z obowiązku oglądania telewizji. Poszedłem za wskazówką mojej matki, która uważała, że z czytania gazet nic dobrego nie wynika, a ważne wiadomości i tak do niej dotrą.
Z tego wszystkiego, dla zabicia czasu - jak wspomniałem, jestem emerytem - czytam książki. Ostatnio nie mogę się oderwać od perypetii pisarzy skoszarowanych w Warszawie po wojnie w domu na ulicy Iwickiej 8a, opisanych z talentem przez Tomasza Jastruna. Wydawało mi się, że dzięki lekturom i własnym doświadczeniom - maturę zdawałem w 1954 roku - niczego nowego o tej epoce dowiedzieć się nie mogę. Tym bardziej, że różne reklamowe notki kładły nacisk na plotkarską stronę książki Jastruna. Plotkarska strona jest istotnie bardzo bogata, ale pozostaje dopełnieniem prowadzonej niby mimochodem analizy urabiania pisarzy na użyteczny instrument służący do budowania komunistycznej utopii w zniszczonej i umordowanej przez wojnę Polsce.
Dom na Iwickiej pod koniec lat 40. ubiegłego stulecia, kiedy Warszawa leżała w gruzach, został wyremontowany i przydzielono w nim mieszkania pisarzom pracującym w tygodniku "Kuźnica". Adres nie był pierwszorzędny pod żadnym względem. Na wracającego z Zachodu Juliana Tuwima czekało mieszkanie na Wiejskiej, a bardziej zaradni wyznaczeni do przesiedlenia na Iwicką postarali się o lepsze adresy. Marian Brandys, który w końcu wylądował na Iwickiej miał poczucie, że "Borejsza wybrał ten dom na złość literatom (…) wokół pusto, kilka gołębników (…) rezerwat literatów na pustyni. Dlatego jeszcze łatwiej było nam oderwać się od rzeczywistości". Wśród lokatorów Iwickiej byli Marian i Kazimierz Brandysowie, Artur Sandauer, Adolf Rudnicki, Paweł Hertz, Przybosiowie, Bohdan Czeszko. Był też Mieczysław Jastrun, ojciec Tomasza. I Tomasz, to wszystko opisał z godną podziwu szczerością. Przytoczył nawet rękopis nie wygłoszonej samokrytyki swego ojca, Mieczysława Jastruna.
Wielu z tych ludzi znałem, wszyscy nie żyją. Pamięć ludzka jest zawodna i niesprawiedliwa. Jednym wiele, czasem za wiele, wybacza; innych skreśla bez oglądania się na to, co po sobie zostawili.
Na Powązkach często przechodzę koło zaniedbanego grobu Bohdana Czeszki. Trudno nawet odczytać, kto w tym grobie leży. Czeszko, przez tych, którzy jeszcze o nim pamiętają, przypisywany jest z racji biografii do środowiska partyjnych nacjonalistów - "partyzantów", jest też autorem przejmującej opowieści o bezsensie wojny - "Tren". Wydana została na początku lat 60., krytykowano ją za karykaturowanie wysiłku wojennego. "Wszyscy, którzy znali Czeszkę byli pewni jednego: bał się (…) Zgodna jest tez opinia, że był utalentowanym prozaikiem. Mało jednak napisał - winę ponosiły alkohol, polityka i jego uwikłania" - pisze Jastrun.
Wśród sąsiadów domu na Iwickiej Czeszko miał opinię dobrego człowieka. "Ludzie w okolicy wiedzieli, że Czeszko, gdy trzeba, pomoże" - pisze Jastrun. Mnie, choć nie mieszkałem na Iwickiej, tylko na Bielanych, Czeszko załatwił pierwszy w życiu telefon.
Takich jak Czeszko było więcej. Szantażowanych, złamanych, zrozpaczonych własnym upadkiem. To o takich pisała w "Dziennikach" Zofia Nałkowska: "Naprzód robią z człowieka szmatę, a potem nią powiewają".
W historii domu na Iwickiej pojawia się żona Juliana Przybosia, klasyka polskiej awangardy, a po wojnie pierwszego ludowego ambasadora w Szwajcarii. Przybosiowa prowadziła po wojnie w Ciechankach dom dla bezdomnych literatów. Dom mieścił się we dworze, rozparcelowanego majątku rodziny Lachertów. Spadkobierca, architekt, projektant budynku PKO w Warszawie na Marszałkowskiej, znanego "jako dom pod sedesami", oddał go ludowemu państwu. Przybosiowa po kilku miesiącach pracy miała dość. Wedle Jastruna mówiła: "Już wolę hodować świnie niż prowadzić dom dla pisarzy".
W maju 1945 roku kierowanie "domem dla pisarzy" przejęła moja matka. Mieszkaliśmy w Ciechankach przez całe lato i te kilka miesięcy zapamiętałem jako najwspanialsze wakacje w życiu. W szkole w Ciechankach dostałem promocję do trzeciej klasy szkoły powszechnej, z kolegami z tej szkoły paliłem pierwsze papierosy. Skręcaliśmy je z machorki kupowanej w miejscowym sklepiku. Za bibułkę służyły kopie rachunków dobrze prosperującego majątku Lachertów, znajdowane na strychu.
Dwór w Ciechankach, przez lata rozpadająca się ruina - jest w remoncie. Od przyszłego roku ma tam funkcjonować Centrum Pracy Twórczej "Ciechanki". Według informacji "Dziennika Wschodniego" powstanie też siedmiokilometrowa trasa rowerowa "Szlakiem Lachertów".
Dom na Iwickiej aż prosi się o jakąś tablicę pamiątkową. Albo chociażby prowadzącą do niego ścieżkę rowerową. Bo jest świadkiem epoki, w której władza, systematycznie robiła z ludzi szmaty. Strajk mediów jest protestem przeciw tej metodzie.
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24