W TVN24 dr n. med. Paweł Grzesiowski komentował tempo szczepień w Polsce. Ocenił, że program szczepień "zatrzymał się". - Spodziewamy się, że wzrost zachorowań nastąpi właśnie z końcem wakacji i już wrzesień będzie okresem gorącym - dodał.
Do soboty podano 35 367 132 dawki różnych szczepionek przeciw COVID-19. Pierwszą dawką wykonano 18 801 614 szczepień. W pełni zaszczepionych jest 18 124 650 osób - to zaszczepieni jednodawkowym preparatem Johnson & Johnson lub drugą dawką szczepionek firm AstraZeneca, Moderna lub Pfizer/BioNTech.
Dla kogo obowiązkowe szczepienia?
Dr n. med. Paweł Grzesiowski przyznał, że jest zaniepokojony tym, że "program szczepień praktycznie zatrzymał się na niewielkiej liczbie osób, które się zgłaszają w tej chwili na pierwsze dawki". - Trudno to przypisać okresowi urlopowemu, bo możemy się szczepić w dowolnym punkcie w Polsce. Po prostu Polacy stracili w tej chwili zainteresowanie tą formą profilaktyki i to jest bardzo przykre - dodał. Jego zdaniem ludzi do szczepień powinno przekonywać to, że tam, gdzie jest więcej zaszczepionych, tam również jest mniej zakażonych.
Mówił, że można byłoby rozważyć szczepienia obowiązkowe dla pracowników świadczących usługi publiczne, nie tylko ochrony zdrowia, z których 90 proc. jest już zaszczepionych. - To są osoby, które mają kontakt z wieloma osobami w ciągu dnia - zwrócił uwagę. - Jeżeli ktoś nie będzie chciał się szczepić, to alternatywą powinno być wykonywanie testów - dodał.
Przypomniał, że aby wytworzyć pełną odporność potrzeba minimum pięciu tygodni. - Nie ma więc już wiele czasu, bo spodziewamy się, że wzrost zachorowań nastąpi właśnie z końcem wakacji i już wrzesień będzie okresem gorącym. Właściwie to już jesteśmy spóźnieni. Ci, którzy teraz się szczepią, mogą mieć problem z osiągnięciem pełnej odporności przed czwartą falą - ostrzegł.
Zauważył, że ponieważ obecnie sytuacja jest dobra, czyli nie ma wielu zachorowań, nastąpiło "ogromne rozprężenie". - Nie przestrzega się ani maseczek w zamkniętych pomieszczeniach, ani nie wymaga się certyfikatów w wielu miejscach, gdzie powinno się ich wymagać - mówił. Ocenił, że dla Polaków może być to sygnałem, że pandemia odchodzi, a to "bardzo niebezpieczna myśl, ponieważ za miesiąc, półtora, będziemy znów przeżywali dramatyczne chwile i można by teraz tego uniknąć".
Grzesiowski za lokalnymi obostrzeniami i szczepieniem dzieci
Dodał, że jest za lokalnymi obostrzeniami, bo już teraz widać, że w województwach, gdzie jest mniej osób zaszczepionych, zakażeń jest więcej. - To jest po prostu biologia. Wirus instaluje się tam, gdzie ma miejsce, a tym miejscem są ludzie, którzy nie są zaszczepieni, którzy nie posiadają odporności - wyjaśnił.
Powiedział też, że spodziewa się dużej aktywności wirusa w szkołach po rozpoczęciu roku szkolnego. - Powinniśmy spojrzeć na rozwiązania w innych krajach. Tam się powszechnie zaleca, aby dzieci były w maseczkach, kiedy są poza swoją grupą oraz stosuje się wzmocnioną wentylację w pomieszczeniach - dodał. Zaznaczył, że środki te nie spowodują całkowitego wycofania wirusa ze szkół, co można by osiągnąć tylko przez powszechne szczepienie dzieci.
Powiedział, że jeśli tylko pojawi się możliwość szczepienia najmłodszych dzieci, to powinno się szczepić uczniów. - Myślę, że kampania szczepień w szkołach to jest bardzo dobry pomysł. Dzieci, będąc w szkole, mogłyby by być bez większego kłopotu w oparciu o gabinety szkolne szczepione - ocenił. Przypomniał, że wśród dzieci zdarzają się zarówno ciężkie zachorowania, jak i powikłania nazywane "long covid".
Za dobry pomysł uznał również testy na koronawirusa w szkołach, zwłaszcza tuż po wakacjach, kiedy dzieci i nauczyciele wracają z wyjazdów.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Roman Bosiacki/AG