Małgorzata Gersdorf nie dostała od prezydenta decyzji o przeniesieniu w stan spoczynku. Prezydencki minister twierdzi, że działa to automatycznie. Ustawa jednak stanowi inaczej. Gersdorf pojawiła się więc w środę w swoim gabinecie, zabrała publicznie głos jako Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego, a prezes Izby, którego wyznaczyła do zastępowania w razie nieobecności, oświadczył, że nie jest ani zastępcą, ani tym bardziej następcą pierwszego prezesa.
"Prezydent się pogubił", "wszyscy się zakiwali", "prezydent cofnął się w działaniu" - tak dzisiejszą sytuację wokół Sądu Najwyższego komentują znawcy prawa.
Pierwszym gwizdkiem, który doprowadził do tego "zakiwania się", był termin wynikający z nowej ustawy o Sądzie Najwyższym. Napisanej według projektu prezydenta, poprawianej w parlamencie i wielokrotnie nowelizowanej już po wejściu w życie.
Po 3 lipca sędziowie Sądu Najwyższego, którzy skończyli 65 lat, mieli przejść w stan spoczynku, chyba że zwrócili się do prezydenta o zgodę na dalsze orzekanie. Pierwsza prezes SN Małgorzata Gersdorf ukończyła 65 lat, ale nie poprosiła o zgodę na dalszą pracę. W związku z tym, zdaniem prezydenta Andrzeja Dudy, powinna przejść w stan spoczynku. Ona sama i Zgromadzenie Ogólne sędziów Sądu Najwyższego wskazują jednak na przepis konstytucji. Mówi ona bowiem, że Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego powoływany jest na sześcioletnią kadencję. Ta Gersdorf trwa do 2020 roku.
Prezydent na razie nie skorzystał z uprawnień
We wtorek 3 lipca stała się jednak rzecz zaskakująca. Kancelaria Prezydenta obwieściła wprawdzie, że "I Prezes SN Małgorzata Gersdorf, przechodzi (...) z mocy prawa w stan spoczynku", ale z komunikatu zamieszczonego na oficjalnej stronie prezydenta wynika, że Andrzej Duda nie powierzył nikomu kierowania Sądem Najwyższym. Jak to możliwe?
W czasie nieobecności Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego zastępuje go wyznaczony przez niego Prezes Sądu Najwyższego, a w przypadku niemożności wyznaczenia – Prezes Sądu Najwyższego najstarszy służbą na stanowisku sędziego. Artykuł 14 paragraf 2 ustawy o Sądzie Najwyższym
Otóż oficjalny komunikat zamieszczony w serwisie prezydenta zawiera informacje, jaka była wola prezydenta i jakie przekazał informacje o obowiązujących przepisach.
Prezydencki minister Paweł Mucha poinformował, iż "prezydent na spotkaniu przypomniał, że zgodnie z przepisem art. 14 par. 2 ustawy o SN 'w czasie nieobecności I prezesa SN zastępuje go wyznaczony przez niego Prezes SN, a w przypadku niemożności wyznaczenia – prezes SN najstarszy służbą na stanowisku sędziego'".
Andrzej Duda jest doktorem nauk prawnych. Paweł Mucha z zawodu jest adwokatem. Zatem mało prawdopodobne jest, aby powołali się na ten przepis (i precyzyjnie przytoczyli jego fragment) przypadkiem albo przez nieuwagę. A przepis, na który się powołują, w ogóle nie dotyczy kompetencji prezydenta. Przepis ten określa, kto pełni obowiązki w czasie nieobecności pierwszego prezesa Sądu Najwyższego.
Rutynowe przekazanie obowiązków przed wakacjami
Z przepisu tego skorzystała pierwsza prezes. Przypomnijmy, pół godziny przed wtorkowym spotkaniem u prezydenta Małgorzata Gersdorf wyznaczyła prezesa Izby Pracy SN sędziego Józefa lwulskiego do zastępowania jej na czas nieobecności. Sędzia Iwulski uznał to - jak twierdzi - za rutynową czynność, związaną z wakacjami, a nie z odejściem sędzi Gersdorf w stan spoczynku.
- To jest typowe zarządzenie, które pani pierwsza prezes wydawała już kilkadziesiąt razy, w sytuacji gdy wyjeżdżała na delegację zagraniczną, czy korzystała z urlopu - powiedział w środę sędzia Iwulski.
- Prezydent podczepił się pod zwyczajową procedurę stosowaną w Sądzie Najwyższym - ocenił w TVN24 profesor Marcin Matczak, znawca teorii prawa.
Zarówno Gersdorf, jak i Iwulski oświadczyli, że pierwszym prezesem Sądu Najwyższego jest Małgorzata Gersdorf. Przypomnieli, że uznają ją za pierwszego prezesa również pozostali sędziowie Sądu Najwyższego, bo w ubiegłym tygodniu sporządzili uchwałę, że zgodnie z konstytucją Małgorzata Gersdorf jest pierwszą prezes do końca kadencji, czyli do 2020 roku.
W środę Gersdorf dała do zrozumienia, że jej nieobecność, choć tymczasowa, może być długa.
- Sytuacja jest brawurowa. Moja nieobecność w pracy może być spowodowana nie tylko urlopem - zaznaczyła.
Pytana, co ma na myśli, dopuściła możliwość, że "rozchoruje się".
Zatem przez pewien czas, choć nie wiadomo jak długi, Małgorzata Gersdorf może być nieobecna w Sądzie Najwyższym. Ale sędziowie Sądu Najwyższego cały czas uważają ją za swojego prezesa. Powołują się na konstytucyjną gwarancję sześcioletniej kadencji. Przypominają, że gwarancja ta jest ważniejsza niż przepis ustawy (czyli aktu niższego rzędu). Sędzia Iwulski tłumaczył w środę, że konstytucyjna norma zakładająca sześcioletnią kadencję pierwszego prezesa Sądu Najwyższego jest tak jasna i klarowna, że nie ma potrzeby, aby zgodność ustawy z tą gwarancją badał Trybunał Konstytucyjny.
Przepis, którego prezydent nie zastosował
W komentarzach po tym, co zaszło we wtorek w Pałacu Prezydenckim i w środę w Sądzie Najwyższym, przewija się pytanie, dlaczego prezydent nie skorzystał bezpośrednio i wprost ze swoich uprawnień i nie powierzył sędziemu Iwulskiemu obowiązków pierwszego prezesa Sądu Najwyższego. Prawo takie daje prezydentowi inny przepis ustawy o Sądzie Najwyższym - artykuł 111, paragraf 4. Brzmi on:
"Jeżeli stanowisko Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego (...) zostanie zwolnione po wejściu w życie niniejszej ustawy, Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej powierzy kierowanie Sądem Najwyższym lub izbą wskazanemu sędziemu Sądu Najwyższego do czasu powołania Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego".
Prezydent jednak - powtórzmy - nie powierzył sędziemu Iwulskiemu pełnienia obowiązków. Potwierdza to sam sędzia Iwulski. Potwierdził w środę również prezydencki minister Paweł Mucha.
Minister Mucha twierdzi jednak, że prezydent nie musiał formalnie powierzać obowiązków pierwszego prezesa sędziemu Iwulskiemu. Zdaniem Muchy "skutek wynika wprost z ustawy".
Politycy opozycji głoszą pogląd, że prezydent przestraszył się odpowiedzialności za złamanie konstytucyjnej gwarancji długości kadencji pierwszego prezesa Sądu Najwyższego, nie podjął więc żadnej decyzji rodzącej skutek prawny i nie wręczył sędziemu Iwulskiemu powierzenia obowiązków na piśmie.
- Nie ma formalnego postanowienia, bo to postanowienie nie miałoby dzisiaj żadnej podstawy prawnej - stwierdził w środę minister Mucha.
Nieusuwalność w rozumieniu znawców prawa
Konstytucja oprócz gwarancji długości kadencji pierwszego prezesa Sądu Najwyższego zawiera również inną - nieusuwalności sędziów.
"Sędziowie są nieusuwalni" - brzmi art. 180 punkt 1 Konstytucji RP. Co znaczy ta nieusuwalność?
"Wyklucza ona powierzenie samodzielnym decyzjom władzy wykonawczej rozstrzygnięć o prawnej sytuacji sędziego" - tłumaczy profesor Roman Hauser w jednym ze swoich artykułów. Ten sposób rozumienia roli sędziego potwierdził dziesięć lat temu prezydent RP Lech Kaczyński, gdy powoływał Małgorzatę Gersdorf na sędziego Sądu Najwyższego.
"To jest władza, która podlega kontroli, ale tylko w ramach korporacji, do której państwo należycie. Nie podlega żadnej kontroli zewnętrznej" – podkreślał Lech Kaczyński 18 lipca 2008 roku.
Zasada nieusuwalności sędziów nie jest przywilejem samych sędziów. Jest gwarancją dla zwykłych obywateli, że sędziowie będą orzekać zgodnie z prawem i własnym sumieniem, a nie po to, żeby się komuś przypodobać, uzyskać awans, czy zabiegać o kolejną kadencję na jakimś stanowisku.
W sporze o Sąd Najwyższy pojawia się również wątpliwość, że automatyczne przeniesienie sędziów 65-letnich i starszych w stan spoczynku może naruszać tę zasadę. Od gwarancji nieusuwalności konstytucja przewiduje wyjątki. Wyjątkiem tym jest m.in. wiek przechodzenia sędziów w stan spoczynku. Wiek ten określa ustawa, a nie konstytucja. Jednak - jak zaznaczają znawcy prawa - ustawodawcy nie mogą swobodnie decydować, którzy sędziowie i kiedy przechodzą w stan spoczynku.
- Nowa ustawa nie może zmieniać tych założeń, na podstawie których sędziowie zostali wybrani. Byłoby to obejściem konstytucji - mówił w TVN24 konstytucjonalista dr Ryszard Balicki z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Zatem jeżeli obecni najstarsi sędziowie Sądu Najwyższego zostali wybrani w czasie, gdy wiek przechodzenia w stan spoczynku wynosił 70 lat, to zasada nieusuwalności gwarantuje im możliwość pracy do tego wieku, nawet jeżeli później zmieniłyby się przepisy. A jak wiadomo, zmieniły się.
Część spośród najstarszych sędziów Sądu Najwyższego wyraziła na piśmie wolę orzekania do 70. roku życia w oparciu bezpośrednio o konstytucję.
Według sędziów stan spoczynku nie zadziałał
Wolę dalszej pracy sformułował również na piśmie 66-letni prezes Izby Pracy Sądu Najwyższego Józef Iwulski. Jak poinformował w środę, nie powołał się na żaden przepis. Wyraził tylko wolę dalszego orzekania.
Zgodnie z nowymi przepisami o Sądzie Najwyższym prezydent, zanim podejmie decyzję wobec sędziego, który złożył takie oświadczenie, musi zasięgnąć opinii Krajowej Rady Sądownictwa. Cała ta procedura może trwać nawet trzy miesiące. KRS ma na zajęcie stanowiska 30 dni, a prezydent na decyzję - trzy miesiące. W czasie trwania tej procedury sędziowie, którzy czekają na decyzję, są cały czas sędziami.
Dlatego właśnie 66-letni Józef Iwulski jest dziś cały czas czynnym sędzią. Co do tego nie ma sporu. Nie czuje się, jak sam powiedział, ani zastępcą, ani następcą Małgorzaty Gersdorf. Uznaje ją, podobnie jak pozostali sędziowie Sądu Najwyższego, za pierwszego prezesa.
Nie uznaje jej natomiast prezydent, co podkreślił jeszcze raz w środę minister Paweł Mucha. Powiedział, iż nie ulega wątpliwości, że Małgorzata Gersdorf przeszła w stan spoczynku, a zatem nie jest pierwszą prezes.
Minister ogłasza sprawczą moc prawa tam, gdzie potrzeba decyzji
Co ciekawe, otoczenie Andrzeja Dudy utrzymuje, że Małgorzata Gersdorf przeszła w stan spoczynku "z mocy prawa". Prezydent nie wręczył Małgorzacie Gersdorf postanowienia o jej przejściu w stan spoczynku.
Ustawa o Sądzie Najwyższym nie mówi o przechodzeniu w stan spoczynku "z mocy prawa". Mówi natomiast, że "datę przejścia sędziego Sądu Najwyższego w stan spoczynku albo przeniesienia sędziego Sądu Najwyższego w stan spoczynku stwierdza Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej" (art. 39).
Choć Paweł Mucha broni decyzji prezydenta jako spójnych, konsekwentnych i logicznych, prawnicy niezwiązani z obozem władzy mają inne zdanie w tej kwestii.
- Pan prezydent cofnął się w działaniu w obawie przed czołowym zderzeniem z konstytucją. Nie posunął się do złamania konstytucji. Nie wręczył prezes Gersdorf dokumentu, który miałby przerwać jej kadencję. Widać wyraźnie, że prezydent kluczy - ocenia były prezes Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień.
- Morał z tego jest taki, że pan prezydent się zagubił. Wszyscy się już zakiwali - powiedział w TVN24 adwokat Piotr Schramm.
- Mam wrażenie, że oni się trochę pogubili. Wbrew pozorom sytuacja w Sądzie Najwyższym jest bardzo klarowna, prosta i przejrzysta. Pierwszym prezesem jest profesor Małgorzata Gersdorf i w pewnym sensie pan prezydent również to potwierdził, bo powinien był wyznaczyć pełniącego obowiązki prezesa, a nie uczynił tego, tylko zaakceptował zastępstwo w czasie nieobecności pierwszej prezes - dowodzi z kolei adwokat Michał Wawrykiewicz z inicjatywy Wolne Sądy.
W środę po południu prezydencki minister Paweł Mucha zapewnił, że wkrótce "będą decyzje prezydenta" w sprawie powierzenia obowiązków pierwszego prezesa Sądu Najwyższego w okresie przejściowym.
Trwałego prezesa - zgodnie z ustawą swojego autorstwa - prezydent może powołać dopiero po obsadzeniu wszystkich stanowisk sędziowskich w zdekompletowanym obecnie Sądzie Najwyższym. Kandydatów ma prawo przedstawić tylko Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN. Nabór na wolne stanowiska sędziowskie w Sądzie Najwyższym został dopiero co ogłoszony. Obwieszczenie prezydenta ukazało się 29 czerwca.
Autor: jp//kg / Źródło: tvn24.pl