- Na razie jesteśmy w lesie, bo nie wiemy w zasadzie nic. Raport Millera jest dziurawy jak szwajcarski ser - stwierdził w "Kropce nad i" poseł PiS Jacek Świat, mąż zmarłej w katastrofie smoleńskiej Aleksandry Natalii-Świat. Odniósł się w ten sposób do ustaleń przekazanych na poniedziałkowej konferencji wojskowej prokuratury. Z kolei zdaniem syna innej z ofiar - Stanisława Komorowskiego - konferencja nie wyczerpuje i nie zamyka tematu, ale "nie możemy cały czas podważać działań prokuratury, bo komuś coś się nie podobają".
Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie podała w poniedziałek, że na pokładzie Tu-154M nie doszło do wybuchu. Biegli uznali również, że fragmenty metali w brzozie w Smoleńsku najprawdopodobniej pochodzą ze skrzydła tego samolotu.
Według Jacka Świata, męża zmarłej w Smoleńsku Aleksandry Natalii-Świat, wszystko odbyło się zgodnie ze scenariuszem, jaki "można było przewidzieć". - Prokuratura zrobiła konferencję, ogłosiła swoje rewelacje jako niepodważalne fakty. Tymczasem my, poszkodowani, zostaliśmy postawieni w bardzo trudnej sytuacji, ponieważ nie mieliśmy wcześniej wglądu w tę dokumentację - powiedział poseł PiS w "Kropce nad i".
"Jesteśmy w lesie, bo nie wiemy nic"
Dodał, że pełnomocnik części rodzin dostał wgląd do materiałów na 10 minut przed konferencją. Podkreślił, że trudno jest mu ustosunkowywać się do raportu, bo go praktycznie nie zna. - Wiem tylko to, co usłyszeliśmy od prokuratorów, a pytań jest bardzo wiele. Choćby takie: jakim cudem detektory (służące do wykrywania śladów materiałów wybuchowych - red.) działały tam, w Smoleńsku. Próbki były pół roku w Rosji, przyjechały tutaj, a detektory milczą. Są pytania o materiały wybuchowe - wyliczał poseł PiS.
Zapytany o to, czy nie wierzy, że to była zwykła katastrofa lotnicza, odpowiedział, że to nie kwestia wiary, a dowodów. - Na razie jesteśmy w lesie, bo nie wiemy w zasadzie nic - stwierdził. Zaznaczył, że pytanie o ewentualne wybuchy jest ciągle pytaniem istotnym.
Według Jacka Świata raport komisji Jerzego Millera jest "dziurawy jak szwajcarski ser". - Jest tam mnóstwo ewidentnych bzdur. Nie wyjaśniono, co się stało - powiedział.
"Nie możemy cały czas podważać działań prokuratury"
Maciej Komorowski, syn zmarłego Stanisława Komorowskiego nie zgodził się z wypowiedziami posła PiS. Jego zdaniem, konferencja prokuratury nie wyczerpuje i nie zamyka tematu badania okoliczności katastrofy, ale "nie możemy cały czas podważać działań prokuratury, bo komuś coś się nie podobają".
Podkreślił, że nie czuje potrzeby, żeby zapoznawać się z ustaleniami prokuratury cztery dni przed ich prezentacją, bo to nie zmienia ustaleń śledczych. - To trochę szukanie dziury w całym i próba zdewaluowania wyników, pokazanych podczas konferencji - odpowiadał Komorowski Jackowi Światowi.
"Rzuca się kłody pod nogi"
Świat stwierdził natomiast, że obecna sytuacja na Krymie rzuca nowe światło na katastrofę smoleńską. - Skoro Rosja zajęła Krym, to może to świadczyć, że Rosja jest zdolna do działań gwałtownych - argumentował. - Przez cztery lata widzę, że to śledztwo to jedna wielka kpina. Nam poszkodowanym rzuca się kłody pod nogi. Widzę masę złej woli, wiec trudno, żebym miał chociaż elementarne zaufanie do prokuratury - zaznaczył.
Dodał, że jako męża ofiary katastrofy interesuje go to co się wydarzyło w Smoleńsku, a czteroletnie śledztwo i raport Millera na to nie odpowiadają.
Brakuje działań rządu by uczcić ofiary
Według Komorowskiego z kolei, sytuacja na Krymie pokazuje, że Rosja jest tak mocna, że nie musiała robić "spisku przeciwko prezydentowi Kaczyńskiemu".
- Oni nie mieli żadnego interesu - stwierdził.
- Może poza jakimiś detalami, znamy przyczyny katastrofy Tu-145M. Piloci schodzili we mgle, podjęli nieracjonalną decyzję. Kokpit nie był sterylny. Przerabiamy to kilka lat - dodał.
Podkreślił, że minęły cztery lata i brakuje mu działań rządu w sprawach uczczenia ofiar katastrofy. Zaapelował o to do ekipy Donalda Tuska.
Autor: jś//kdj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24