Prawie ćwierć tony najczystszej kolumbijskiej kokainy miał przemycać do Meksyku polski marynarz, kapitan Andrzej Lasota. Wartość ujawnionego narkotyku określono na około 30 milionów dolarów. Po aresztowaniu Polaka meksykańska prokuratura zażądała wieloletniego więzienia. Kapitan przez ponad półtora roku czekał na proces w jednym z najcięższych meksykańskich więzień. W domu zostały jego żona, dzieci i wnuki. Reportaż "Uwolnić kapitana" Ewy Galicy i Jakuba Stachowiaka.
Andrzej Lasota o pracy marynarza marzył od podstawówki. Jako 15-latek wyjechał do Darłowa, by zacząć naukę w technikum rybołówstwa. Zaliczył wszystkie szczeble morskiej kariery. Zaczynał od małych jednostek pływających po Bałtyku. Ukoronowaniem kariery było dowodzenie oceanicznymi statkami. - On, jak skończył 15 lat, tak do tej pory pływa. W tym roku będzie miał 50 lat, kiedy jest związany z morzem - mówi żona marynarza Mariola Lasota. - To jest dla niego numer jeden w życiu. To jest jego siła, to jest jego moc, jego pasja, to jest chyba największa miłość. Nie wyobrażam sobie tego człowieka, że on nie będzie na morzu – dodaje. Syn marynarza Jakub Lasota przyznaje, że jego ojciec ciągle się edukował i przeprowadzał wewnętrzne kursy.
To miał być jeden z jego ostatnich rejsów przed emeryturą. Kapitan Lasota płynął statkiem UBC Savannah pod cypryjską banderą. Trasę rozpoczął w lutym 2019 roku w amerykańskim porcie w Corpus Christi. Celem była kolumbijska Barranquilla. – To był normalny rejs, normalne przygotowania, normalne życie i nawet w czasie rejsu tak było, że mieliśmy kontakt, rozmawialiśmy – wspomina Mariola Lasota. – Miał być powrót, ale trochę się przedłużyło – dodaje.
"Kazał zamknąć ładownię i natychmiast wezwał służby"
Nic nie wskazywało na to, że sprawy zaczną iść w złym kierunku. W Kolumbii kapitan Lasota dowiedział się, że musi płynąć dalej, do Altamiry, portu w Meksyku, ponieważ na statek nie dotarł jego zmiennik. Na redzie w Altamirze statek kapitana Lasoty pojawił się 19 lipca 2019 roku. UBC Savannah miał w ładowniach ponad 16 tysięcy ton koksu metalurgicznego. Rozładunek zaczął się trzy dni później i wtedy zaczęły się problemy.
- Mama mnie poinformowała, że tata ma kłopoty. Napisałem do taty wiadomość na Messengerze, ale on odesłał mnie do mamy, że ona ma więcej szczegółów – wspomina Jakub Lasota. Córka kapitana Karolina Lasota opowiada, że rodzina została powiadomiona, że na statku pojawiły się dziwne pakunki. – On to zgłosił, ale w związku z tym, że podejrzewają, że to są substancje podpadające pod narkotyki, to wiadomo, że w związku z tym mogą być kłopoty – dodaje.
W czasie rozładunku, na dnie jednej z ładowni, drugi oficer zauważył ukryte pakunki. Wezwano policję. Sytuacja zrobiła się nerwowa, bo Meksykanie uznali, że mają do czynienia z przemytem narkotyków. Po zważeniu i sprawdzeniu, policja była pewna, że przechwyciła prawie 225 kilogramów kolumbijskiej kokainy. Rozpoczęły się przesłuchania załogi. Co ważne dla dalszego ciągu tej historii - marynarze zgodnie twierdzili, że nie mają pojęcia, skąd w ładowni znalazły się narkotyki i że dopełniono wszelkich procedur związanych z powiadomieniem władz.
- Zanim przyszła policja i służby mundurowe, on już nas informował i firmę, jak to wyglądało – mówi Karolina Lasota. – Oczywiście, my nie znaliśmy tych procedur, kogo powinien poinformować, jak to powinno wyglądać. Natomiast my wiemy, że poinformował firmę i powiedział, że te dziwne opakowania znalazł drugi oficer. On powiadomił pierwszego oficera, a ten natychmiast pojawił się u kapitana – tłumaczy i zapewnia, że jej ojciec postąpił zgodnie z Kodeksem ISPS (Międzynarodowym kodeksem ochrony statku i obiektu portowego). – Kazał zamknąć ładownię i natychmiast wezwał służby – dodaje.
"Spali na betonie, na własnych butach"
Ruszyło śledztwo. Kilka dni po odnalezieniu narkotyków na statku znowu pojawiły się wojsko i policja. Kapitana Lasotę i jego załogę zakuto w kajdanki i zabrano do aresztu - w sumie trzech Polaków i 19 filipińskich marynarzy. Załodze postawiono zarzuty wprowadzenia na teren Meksyku zakazanych substancji. Groziło za to nawet 25 lat odsiadki. Prokuratura i policja nie uwierzyły załodze, że narkotyki warte około 30 milionów dolarów zostały na statek podrzucone w Kolumbii.
- Ja dopiero sobie to wszystko uświadomiłam, jak zobaczyłam zdjęcia z tej operacji. Dopiero później się dowiadywałam, jak mniej więcej wyglądało to aresztowanie, że oni schodzili (ze statku) w kajdanach, więc te pierwsze dni to był jeden wielki płacz, niedowierzanie i strach – mówi Mariola Lasota.
Załoga statku trafiła do jednego z owianych złą sławą meksykańskich więzień. – Warunki tam były katastrofalne. My się nie spodziewaliśmy tego, jak tam jest. Wiemy, że spali na betonie, na własnych butach. Na początku nie mieli bielizny do przebrania. Oni mówią, że jak zobaczyli chleb, to praktycznie płakali. To więzienie było częściowo pod chmurą, że można było widzieć gwiazdy nocą – wyjaśnia Karolina Lasota. – Mówili, że się boją, bo szczury biegają. My sobie tego nawet nie umieliśmy wyobrazić, co musi czuć osoba, która całe życie wykonuje swoje obowiązki, a tu nagle trafia do takiego miejsca – dodaje.
- To był moment, kiedy myśmy zdali sobie sprawę, w jakim kraju on jest. Jak ja zobaczyłam te kartele, to był moment, że ja się z nim już pożegnałam. On mi normalnie powiedział, że załoga odkryła to na statku i powiedział: "Pamiętaj, ani ja, ani załoga, nikt z nas tego nie zrobił. Myśmy tego nie zrobili". Dla mnie to było wystarczające, ja znam tego człowieka – podkreśla Mariola Lasota.
Kapitan Lasota zostaje w Meksyku
Wszyscy członkowie załogi UBC Savannah pierwszy miesiąc spędzili razem. Nadzieja na zmianę ich położenia pojawiła się na początku września 2019 roku, po miesiącu odsiadki, kiedy wezwano ich na rozprawę do sądu. Rozprawy standardowo są rejestrowane. Na nagraniu widać część załogi statku, między innymi kapitana Lasotę.
- Wprowadził na terytorium Meksyku 224 kilogramów, 789 gramów i 400 miligramów kokainy, co jest wykroczeniem wobec zdrowia publicznego Meksyku – brzmiał zarzut. Sąd uznał ostatecznie, że za kratkami powinien zostać tylko dowódca statku i zwolnił najpierw dwóch polskich oficerów, a potem 19 filipińskich członków załogi. Andrzej Lasota w areszcie został sam.
- To jego zachowanie podczas rozpraw, które miało miejsce w tutejszym sądzie, kiedy był wyzywający i śmiał się głośno. To traktuję, na tym etapie postępowania, jako brak szacunku dla toczącego się postępowania. Jeśli nie okazał szacunku sędziemu, to równie dobrze można domniemywać, że nie okazał szacunku prawu, którym ten kraj się rządzi - powiedział sędzia.
- Wysoki Sądzie, moje zachowanie nie miało na celu ani obrażenie Wysokiego Sądu, ani obrażenie prokuratora. Po prostu niespójność niektórych faktów wywołała uśmiech na twarzy. Nie ma to nic wspólnego z brakiem respektu - bronił się kapitan.
- W takim razie obrona będzie miała czas na to, żeby można było pokazać, że jest inaczej – odparł sędzia.
"Bardzo ciężko oddychał, urywał wyrazy"
Adwokat i tłumacz Juan Godoy ocenia, że meksykańska prokuratura uważała, że dowody nie wskazują na to, aby kapitan nie wiedział na temat tego ładunku. – My jesteśmy przekonani, że on nie miał nic wspólnego z tą sprawą i to wynika klarownie z dowodów. W tym przypadku jest to na tyle ciekawe, że według prawa morskiego odpowiedzialny za ładunek nie jest kapitan, tylko drugi oficer. W zakresie obowiązków kapitana nie ma pilnowania ładunku. Meksykański sąd tego nie wiedział – zwraca uwagę prawnik.
Sytuacja Lasoty pogorszyła się nie tylko ze względu decyzje sądu i samotny pobyt w więzieniu. Kapitan nagle poważnie zachorował. Nie było wiadomo, czy to koronawirus czy inna choroba zakaźna. Rodzina odchodziła od zmysłów.
- Zadzwoniło do nas więzienie, a że mówią tylko po hiszpańsku, my nic nie rozumiemy. To była dla nas bardzo dziwna godzina. Nie wiedzieliśmy, co oni chcą nam przekazać, ale wiedzieliśmy, że coś się stało, bo więzienie nigdy nie dzwoniło – mówi Mariola Lasota. - Po dwóch dniach ledwo żył. Udało mu się zadzwonić do nas, ale bardzo słabo mówił, bardzo ciężko oddychał, urywał wyrazy. Tylko powiedział, że stracił przytomność, jest w bardzo ciężkim stanie i prosił więzienie, aby nas powiadomili - dodaje.
Kapitan przeżył niemal cudem. Po wyleczeniu przeniesiono go do odległego o prawie tysiąc kilometrów ciężkiego zakładu karnego w Tepic. Lasota nie znał języka, w zakładzie wyróżniał się kolorem skóry i pochodzeniem. W celi siedział z członkami karteli narkotykowych. - To drugie więzienie jest o zaostrzonym rygorze. Tam przebywają osoby po wyrokach i to po ciężkich zbrodniach, morderstwach - przekazuje Karolina Lasota.
"Są procedury, ale jak widać w Meksyku one nie obowiązują"
W tym czasie prokuratura kończyła swoje śledztwo. Wydawało się, że nikogo nie interesowało, skąd pochodziła kokaina, kto ją ukrył na statku i kto miał ją odebrać. Znaleziono winnego, skonfiskowano narkotyki. Prokurator zaproponował kapitanowi ugodę: w zamian za przyznanie się do winy obiecał niższą karę i odsiedzenie jej w Polsce. Andrzej Lasota odmówił.
- Wydaje nam się, że chodzi tutaj o politykę, że jest to pewien "power struggle" pomiędzy marynarką wojenną, prokuratorem, który ma wielkie ambicje polityczne, a prezydentem – mówi sekretarz generalny firmy InterManager kpt. Kuba Szymański. – Jak w każdym kraju, różne partie mają różne interesy. Chodzi o to, że narkotyki są bardzo ważnym źródłem dochodów dla wielu ludzi, a jednocześnie są wielkim problemem dla państwa. Następuje tutaj wielka walka, a nasz kapitan znalazł się w jej centrum – podkreśla.
W maju 2020 roku Andrzej Lasota został formalnie oskarżony. Groziło mu nawet 25 lat więzienia. Proces Polaka odbywał się w odległym o 800 kilometrów od więzienia mieście Ciudad Victoria. Początek przewodu sądowego kilka razy przesuwano ze względu na szalejącą pandemię. W dniu rozpoczęcia rozprawy kapitan Andrzej Lasota miał już za sobą 20 miesięcy odsiadki. Obrona kapitana i on sam konsekwentnie twierdzili, że ładunek z narkotykami został podrzucony podczas załadunku w porcie Barranquilla w Kolumbii.
- Po pierwsze nie zgadza się czas, po drugie nic nie meldowano nikomu. Może zauważyli, ale nie zameldowali. Natomiast pakunki odkrył drugi oficer – broni się kapitan Lasota.
Kpt. Kuba Szymański sytuację tę porównuje do przykładu kapitana samolotu aresztowanego za to, że w bagażu jednego z pasażerów znaleziono narkotyki. – Nie do pomyślenia sprawa. Co kapitan ma do bagażu? Więc jak w tej sytuacji kapitan ma być odpowiedzialny za dobrze ukryte narkotyki w tysiącach ton węgla, który przewozi? – pyta. – Dlatego przepisy przewidują, że jeśli znajdziemy kontrabandę, to obowiązują procedury i jak widać, w Meksyku one nie obowiązują – uważa.
W tym samym porcie już po zatrzymaniu Lasoty odkryto na dwóch innych statkach podobne ładunki narkotyków. Obie jednostki płynęły z tego samego portu, co statek Polaka. Wszystkie zatrzymane statki zostały zarekwirowane na czas trwania śledztwa. Informatorzy "Superwizjera" w Meksyku twierdzą, że prokuratura w zamian za wydanie statków żądała od armatorów po trzy miliony dolarów w gotówce.
Wyrok
Hiszpański prawnik Juan Godoy od miesięcy pomagał Lasocie. W sądzie na rozprawie był jego tłumaczem. Tuż przed wylotem na proces adwokat poinformował rodzinę o tym, czego będzie można spodziewać się na rozprawie. Zapewnia członków rodziny kapitana, że jest dobrze przygotowany do tej sprawy.
18 marca w dniu rozprawy Mariola Lasota otrzymała telefon od prawnika. – Dzwonię powiedzieć, że już się skończyła dzisiejsza sesja, mowy końcowe. Wszystko szło według planu, pozostaje nam czekać do jutra i wtedy zostanie ogłoszony werdykt – raportuje Juan Godoy.
Następnego dnia, zgodnie z zapowiedzią, mecenas zadzwonił jeszcze raz do członków rodziny kapitana. – Już się skończyła sprawa. Uniewinniony – oświadcza Juan Godoy. – Wróci teraz do aresztu. W ciągu 48 godzin musi być stamtąd wydany, ale to jest tylko kwestia formalności – dodaje.
"Prokurator powiedział, że to ja jestem przestępcą"
Na powrót kapitana Lasoty na szczęście nie trzeba było czekać tygodniami. Marynarz w tajemnicy przyleciał cztery dni po uniewinnieniu. Nie chciał, by na lotnisku witały go media - wolał jak najszybciej dojechać do domu i spotkać się z rodziną. – Z góry byłem nastawiony na to, że wyjdę. To było najważniejsze. Zresztą do żony powiedziałem na początku: ja do was wrócę, tylko nie zaraz - mówi kapitan Andrzej Lasota. Przyznaje, że tęsknił za rodziną: - Najbardziej za wnukami.
Kapitan podkreśla, że w żadnym momencie nie dopuszczał myśli, że nie zostanie wypuszczony. Zwraca uwagę, że prokurator oficjalnie żądał 10 lat więzienia, ale chciał znacznie większej kary. - Prywatnie życzyłby sobie 25 lat – tłumaczy. Na pytanie, co myślał w momencie, gdy pierwszy raz usłyszał zarzuty, odpowiedział, że nie miał czasu na myślenie o tym. – Ja miałem załogę pod sobą w tym czasie. Musiałem myśleć, jak zrobić, żeby jak najmniej ludzi zostało, a najlepiej sam. Nigdy nie zostałem przesłuchany przez prokuraturę ani śledczych. Nikt mnie nie próbował przesłuchać, a na moją sugestię, żeby ludzi przesłuchać na burcie, prokurator powiedział, że to ja jestem przestępcą i to ja mam iść do więzienia – dodaje.
O pobycie w meksykańskich więzieniach przyznaje, że najtrudniejsze było "zabicie czasu, czyli walka ze stresem". – Ja to robiłem w najprostszy sposób, jaki mam wypróbowany: biegałem. Robiłem średnio 12 kilometrów dziennie marszobiegu – opowiada. Zapytany o plany na przyszłość, mówi że on jest od wykonywania planów, a nie ich ustalania. Rozważa powrót na morze. – Nie chciałbym, żeby się zmarnowało, co się udało zrobić – dodaje.
Mariola Lasota podkreśla, że jest dumna z męża, że wytrzymał w Meksyku. – Baliśmy się niesamowicie. Miałam w życiu wiele szczęśliwych dni, ale ten moment, kiedy usłyszałam, że jest niewinny był najszczęśliwszy – mówi. Nie wierzy, że mąż będzie chciał przejść na emeryturę. – Przecież morze to jest numer jeden w jego życiu – przyznaje. Zapytana, czy nie będzie się teraz obawiać o męża, odpowiada: "pojadę z nim".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24