W ciągu pierwszych dwóch godzin Nowego Roku strażacy byli wzywani tysiąc razy do interwencji. - Z tej puli aż 800 zdarzeń dotyczyło pożarów od fajerwerków - podkreślał w studiu TVN24 rzecznik komendanta głównego PSP Karol Kierzkowski. Zaznaczał, że tegoroczny sylwester "był niestety wyjątkowy pod tym względem". - Wydawało się, że apele o rozwagę były na tyle powszechne, że takich zdarzeń będzie mniej. Niestety, stało się inaczej - podkreślał.
Starszy brygadier Karol Kierzkowski przyznał, że noc sylwestrowa jest jedną z najtrudniejszych w roku dla straży pożarnej. Zwrócił uwagę, że łączna liczba wyjazdów w sześciu pierwszych godzinach 2025 roku wyniosła około 1400 - dwa razy więcej, niż w analogicznym okresie zeszłego roku. - Mnóstwo pożarów wybucha z powodu fajerwerków. Odnotowaliśmy wiele pożarów wiat śmietnikowych, samochodów i elewacji budynków. Po prostu fajerwerki mają różne tory lotu i podpalają wszystko na swojej drodze - zaznaczył rzecznik komendanta głównego PSP.
Podkreślił, że wystrzał fajerwerków rozpoczyna "efekt domina", który może mieć katastrofalne skutki.
- Wyobraźmy sobie sytuację, że fajerwerki wpadają pod samochód, który się zapala, a od niego w płomieniach staje kolejne auto albo budynek. Mieliśmy co najmniej dwie takie sytuacje - w Katowicach i Wrocławiu, gdzie od samochodu zapaliła się elewacja. W takich sytuacjach niewiele brakuje do zajęcia się ogniem poddasza - podkreślał st. bryg. Kierzkowski.
Poza kontrolą
Strażak mówił w studiu TVN24, że prawidłowo odpalane fajerwerki nie powinny stanowić zagrożenia - o ile odpala się je w sposób przewidziany przez producenta. Czyli przez osoby trzeźwe, pionowo w górę, ze stabilnego podłoża. Praktyka jednak - jak wskazywał st. bryg. Kierzkowski - jest zupełnie inna.
- Sami możemy zobaczyć w internecie, jakie niemądre i niestety groźne pomysły mają ludzie. Zdarzają się przypadki odpalania z dłoni, w kierunku ludzi lub budynków. Osoby, które tak robią, w żaden sposób nie kontrolują sytuacji (...) połączenie alkoholu i fajerwerków jest zabójcze. Każdego roku szpitalne oddziały pełne są osób z obrażeniami rąk, nóg czy głowy - zaznaczył strażak.
Wśród poszkodowanych często są też nieletni. Jeszcze przed nocą sylwestrową na tvn24.pl informowaliśmy między innymi o dwóch nastolatkach, którzy trafili do szpitala w Koszalinie po tym, jak petarda eksplodowała im w dłoniach oraz o 14-latku, który w Wieleniu w podobnych okolicznościach doznał obrażeń dłoni.
"Mamy sporo roboty"
Gość TVN24 podkreślał, że w czasie nocy sylwestrowej - częściej niż zwykle - służby muszą ze sobą ściśle współpracować. Przyznał, że często strażacy muszą gasić płomienie, kiedy ratownicy opatrują poparzonych petardami imprezowiczów.
- Mamy sporo roboty. Współpracujemy z pogotowiem i policją, ale często strażacy to wykwalifikowani ratownicy medyczni. Mamy ponad 2000 takich funkcjonariuszy i oni uczestniczą w zespołach - podkreślał rzecznik komendanta głównego PSP.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP