Łukasz Frątczak, współpautor reportażu o projekcie umowy między Orlenem i Saudi Aramco, wskazywał w specjalnym wydaniu "Czarno na białym" w TVN24, iż "problem polega na tym, że Orlen może nie mieć wpływu" na to, komu Saudyjczycy sprzedadzą swoje udziały w Rafinerii Gdańskiej. Profesor Tomasz Siemiątkowski ze Szkoły Głównej Handlowej wskazywał zaś na dwa elementy w projekcie umowy, które "nim wstrząsnęły". Janusz Steinhoff, były minister gospodarki, stwierdził, że fuzja Orlenu z Lotosem "nie ma najmniejszego sensu".
Dziennikarze programu "Czarno na białym" dotarli do projektu umowy między Orlenem i Saudi Aramco - światowym gigantem paliwowym, który z końcem listopada stał się właścicielem 1/3 Rafinerii Gdańskiej. Wynika z niego, że po fuzji Orlenu i Lotosu Polska może utracić kontrolę nad Rafinerią.
Nie wiadomo, czy zapisy projektu znalazły się w finalnej umowie, ale wiele na to wskazuje, między innymi dokument z Komisji Europejskiej, która dała zgodę na fuzję oraz to, że Orlen, w odpowiedzi na szczegółowe pytania reporterów "Czarno na białym", nie zaprzeczył tym zapisom. W tej sytuacji, biorąc pod uwagę interes publiczny, jakim jest bezpieczeństwo energetyczne państwa, dziennikarze zdecydowali się ujawnić, co zostało wpisane do projektu umowy tej strategicznej dla Polski transakcji i raz jeszcze publicznie pytają zarówno Orlen, jak i nadzorujące go Ministerstwo Aktywów Państwowych, co znalazło się w ostatecznej wersji umowy.
Steinhoff o fuzji Orlenu z Lotosem: to połączenie nie ma najmniejszego sensu
O sprawie dyskutowano w specjalnym wydaniu "Czarno na białym". Rozmówcami byli: Łukasz Frątczak, jeden ze wspóautorów reportażu, adwokat profesor Tomasz Siemiątkowski ze Szkoły Głównej Handlowej oraz były minister gospodarki, przewodniczący Gospodarczego Gabinetu Cieni Business Centre Club Janusz Steinhoff.
Steinhoff odniósł się na początku programu do samej fuzji Orlenu z Lotosem. Jego zdaniem to połączenie "nie ma najmniejszego sensu". - To są pomysły dość racjonalne z punktu widzenia podmiotów gospodarczych, każdy chciałby działać bez konkurencji, hasać na rynku, dyktować cenę. Natomiast jest powinnością państwa do tej sytuacji nie dopuścić i to wynika z obowiązującego prawa. Powinnością ministra gospodarki w każdym rządzie była dbałość o konkurencję i żaden minister gospodarki by się nie podpisał pod tkaim pomysłem - mówił dalej.
- Po pojawieniu się tego pomysłu w obecnym rządzie wszyscy żyjący ministrowie przemysłu, handlu i gospodarki, bez względu na polityczną barwę, przekonania, doświadczenia, jednomyślnie zaprotestowali. Dlatego, że uważaliśmy, że to będzie szkodliwe dla polskiej gospodarki, bo to będzie próba niszczenia konkurencji - przypominał Steinhoff.
Były minister gospodarki nawiązywał w tym kontekście do innych działań Orlenu, związanych między innymi z przejmowaniem Polska Press. Jego zdaniem "to są działania, które przypominają niektóre działania na rynku rosyjskim Gazpromu, który został wehikułem na polecenie pana prezydenta Putina, do przejmowania niektórych aktywów medialnych w tym państwie i do pełnienia funkcji zupełnie innej niż przypisuje się podmiotowi gospodarczemu".
Frątczak: problem polega na tym, że Orlen może nie mieć wpływu na to, komu te udziały zostaną zbyte
Łukasz Frątczak, komentując fuzję, mówił, że on także, "nie znajduje żadnego logicznego, ekonomicznego powodu, żeby do tej fuzji doprowadzić przy takich warunkach zaradczych, jakie wskazała Komisja Europejska".
Dziennikarz przytaczał fragment oświadczenia Orlenu, który wydał po czwartkowej emisji materiału. Zwracał na tłumaczenia związane z możliwością ewentualnej sprzedaży udziałów, które nabyło Saudi Aramco. "Zarówno same umowy z partnerem, jak i przepisy prawa w Polsce, między innymi Ustawa z dnia 24 lipca 2015 r. o kontroli niektórych inwestycji, eliminują ryzyko niekontrolowanego zbycia udziałów posiadanych przez Saudi Aramco" - napisano.
- Moim zdaniem cały wytrych to jest słowo "niekontrolowanego". Bo oczywiście nie będzie niekontrolowanego zbycia w tym zakresie, że Orlen będzie wiedział, że Saudi Aramco zbywa te udziały. Bo rzeczywiście ta umowa jest tak skonstruowana, że rzeczywiście trzeba Orlen poinformować. Problem polega na tym, że Orlen może nie mieć wpływu na to, komu te udziały zostaną zbyte - zwracał uwagę Frątczak.
- Chciałbym usłyszeć szereg odpowiedzi na naprawdę proste pytania. Sprzedaliśmy jedno z najbardziej cennych dla naszego bezpieczeństwa energetycznego aktyw, jakie mamy w tym kraju - dodał.
Prof. Siemiątkowski: to, co mną wstrząsnęło, to dwa elementy
Głos w dyskusji zabrał także profesor Siemiątkowski. - To, co mną wstrząsnęło, to są dwa elementy, składające się na całość. Wysokość kary umownej w kontekście ceny. Cena to 1 miliard 150 milionów złotych (za sprzedaż 30 procent rafinerii), a kara umowna 2,2 miliarda złotych (zapisana w projekcie umowy kwota 500 milionów dolarów), na ten moment [w zależności od kursu - red.]. To jest pierwsza rzecz, która jest dla mnie szokująca. A druga rzecz to ostatni passus, z którego wynika, że strony zgadzają się, uznają, że wysokość kary umownej jest zasadna. Ja czegoś takiego nie widziałem - mówił.
Tłumaczył, że "kara umowna w naszym ustawodawstwie jest swego rodzaju sankcją na wypadek niewykonania albo nienależytego wykonania świadczenia niepieniężnego". - Po pierwsze, nie rozumiem jakie świadczenie niepieniężne nie miałoby zostać wykonane. Po drugie - jeżeli tak, to od stylu tego wykonania ma zależeć wysokość kary umownej. Ona została na sztywno zryczałtowana i jest uznawana z góry za adekwatną i słuszną, co jest zjawiskiem szalonym. To, jako niedorzeczność, doprowadza do konstatacji, że to jest szokujące - dodał prawnik.
Oświadczenie Orlenu
Orlen po publikacji reportażu, w czwartek wieczorem 15 grudnia, wydał oświadczenie, w którym nie podważył przedstawionych w materiale kwestii dotyczących zapisów projektu umowy.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24