Była małą dziewczynką, kiedy Zdzisław, syn polityka Prawa i Sprawiedliwości i byłego prezesa TVP Jacka Kurskiego, starszy od niej o osiem lat, potem już pełnoletni, miał ją wykorzystywać seksualnie. Mówi o koszmarze, który przeżyła. Sprawę za poprzednich rządów dwukrotnie umarzano. Teraz pani Magda mówi, że wciąż wierzy, że do procesu dojdzie. Materiał magazynu "Polska i Świat". Całe wydanie dostępne w TVN24 GO.
- To nie jest opowieść o wojnie kast, to nie jest opowieść o żadnym nazwisku, to jest opowieść o zgwałconym dziecku, wielokrotnie - mówi anonimowo Magda. Koszmar miał trwać ponad trzy lata. W leśniczówce na Warmii, gdzie działkę mieli rodzice pani Magdaleny, a drugą obok rodzina Kurskich.
- Byłam wtedy małym dzieckiem i miałam lat kilka, jak to się zaczęło. Sytuacja eskalowała, do coraz to innych rzeczy posuwał się Zdzisław - mówi.
Najpierw jako nastolatek, a następnie przez dwa lata - już jako pełnoletni - syn Jacka Kurskiego Zdzisław miał wykorzystywać mającą niewiele ponad 10 lat dziewczynkę. Sprawa wyszła na jaw, gdy pani Magdalena zaczęła mieć ataki paniki i zachorowała na depresję. W końcu u psychologa opowiedziała o swoim piekle.
- Ja nie mogę sobie pozwolić na to, żeby się leczyć i żeby w świętym spokoju móc przejść przez ten proces terapeutyczny, bo ta sprawa jest regularnie rozgrzebywana publicznie - mówi kobieta.
Umorzone postępowanie
Byli świadkowie, były zeznania, dowody, ale do procesu przed sądem nie doszło. Sprawa dwukrotnie - w 2017 i 2019 roku - była umarzana przez gdańską prokuraturę.
- Traktowano tę sprawę jako sprawę, która ma wyraźne tło polityczne i z jakichś powodów prokuratorzy, którzy byli odpowiedzialni za prowadzenie tego postępowania i za nadzorowanie tego postępowania, roztoczyli parasol ochronny nad rodziną Kurskich, czyli przede wszystkim nad samym Zdzisławem - mówi dziennikarka "Gazety Wyborczej" Ewa Ivanowa.
Prokuratorki nie chciały w ogóle rozmawiać z jednym ze świadków, a biegłego, który uznał zeznania pani Magdaleny za wiarygodne, przesłuchiwała sama szefowa prokuratury.
- To była nadzwyczajna sytuacja, bo takie czynności z reguły wykonuje referent, czyli ten, kto prowadzi dane postępowanie. Natomiast tutaj bardzo mocno angażowała się szefowa prokuratury - zwraca uwagę Ewa Ivanowa. Teresa Rutkowska-Szmydyńska awansowała z Gdańska trafiła do Prokuratury Krajowej. Po zmianie rządu śledczy przeprowadzili audyt i nie mają wątpliwości: prokuratorki stanowczo się pośpieszyły.
Wznowione śledztwo
- Umorzenia były bezprawne, bezpodstawne i nieuzasadnione. Z tego powodu to śledztwo zostało podjęte przez prokuratora Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, a decyzją prokuratora regionalnego w Gdańsku, przekazane do Prokuratury Okręgowej w Toruniu - mówi rzecznik prasowy Prokuratury Regionalnej w Gdańsku Mariusz Marciniak.
Na razie śledztwo toczy się w sprawie, nie przeciwko komuś. Nie postawiono nikomu zarzutów. - W sprawie tej prowadzone jest w Prokuraturze Okręgowej w Toruniu śledztwo o czyny z artykułu 200 i o czyny z artykułu 197 Kodeksu karnego, to jest o doprowadzenie Magdaleny N. do poddania się innym czynnościom seksualnym, jak również o jej zgwałcenie w latach 2009-2012 - przekazuje rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu Andrzej Kukawski.
W tym samym czasie na polecenie śledczych z Gdańska, prokuratura z Poznania zajęła się sprawą prokuratorek. Prowadzący ją najpierw nie dopatrzyli się nieprawidłowości. - Istnieje możliwość uchylenia tej decyzji. Też tak będziemy procedować. Zastępca prokuratora okręgowego widzi konieczność kontynuowania tego śledztwa i wyjaśnienia wszelkich okoliczności dotyczących tej sprawy - mówi rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Łukasz Wawrzyniak.
Jak ustalili reporterzy magazynu "Polska i Świat", szefowa prokuratury w Gdańsku, Teresa Rutkowska-Szmydyńska, w styczniu tego roku została odwołana z delegacji w Prokuraturze Krajowej. "(…) została skierowana do wykonywania obowiązków w Biurze Spraw Konstytucyjnych PK. Jednakże obowiązków tych nigdy nie podjęła. Przez cały ten okres (od odwołania prawie rok temu) była i jest nieobecna w pracy, korzystając z urlopu, a przede wszystkim przebywając na zwolnieniu lekarskim" - poinformował rzecznik prasowy Prokuratury Krajowej Przemysław Nowak.
Interwencja premiera
Referentem w sprawie pani Magdaleny była wieloletnia rzeczniczka prokuratury w Gdańsku Grażyna Wawryniuk. Jest już na prokuratorskiej emeryturze.
- W Polsce nie ma i nie może być świętych krów i jeśli coś naprawdę jest świętego w Polsce, to są to polskie dzieci - mówi premier Donald Tusk.
Po opisaniu przez dziennikarzy "Gazety wyborczej" szczegółów dwukrotnego umorzenia sprawy, wyjaśnienia od prokuratora generalnego Adama Bodnara chce usłyszeć premier.
- W jaki sposób będziemy dochodzili sprawiedliwości wobec tych wszystkich, którzy usiłowali ukręcić łeb sprawie, która bulwersuje dzisiaj całą Polskę? - pytał premier.
"To nie jest polityka"
Głos zabrał też Jacek Kurski, w mediach społecznościowych pisze o politycznej zemście i próbie wyeliminowania go z życia publicznego. Były prezes TVP atakuje panią Magdalenę i jej rodzinę.
- Wyraźnie chcę jeszcze raz zaznaczyć: to nie jest polityka i to nie ma nic wspólnego z polityką. Potrzebuję w końcu jakiejś sprawiedliwości - mówi pani Magdalena.
Od czasu wyznań w gabinecie psycholożki niedługo minie 10 lat. Jednak pani Magdalena wciąż wierzy, że dojdzie do procesu. Walczy o to nie tylko dla siebie. - Jeśli po moich słowach chociaż jeden człowiek w Polsce podejmie decyzję, żeby zgłosić sprawę swojego naruszenia na policję, to mi urośnie serce i będę najszczęśliwsza na świecie, jeśli choć jeden człowiek pójdzie na terapię i odważy się o tym powiedzieć - dodaje kobieta.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24