W chwili zabójstwa musiał mieć około pięciu promili. On by nie stał na nogach, a policja uznała, że zabił dwie osoby i nie zostawił żadnego śladu - mówił w rozmowie po emisji materiału "Superwizjera" TVN Jakub Stachowiak, autor reportażu o sprawie podwójnego zabójstwa pod Kaliszem. Do zabójstwa przyznał się Piotr Mikołajczyk, osoba z niepełnosprawnością intelektualną. Od 13 lat siedzi w więzieniu, bo przyznał się do morderstwa. - Nie można skazać kogoś wyłącznie na tej podstawie - oceniła profesor Monika Płatek z UW.
Po emisji reportażu "Superwizjera" TVN pt. "Sprawa skazania Piotra Mikołajczyka" w sobotę wieczorem rozmawiali na antenie TVN24 autor materiału Jakub Stachowiak, prof. Monika Płatek, specjalistka w zakresie kryminologii z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, a także zajmujący się tą sprawą mecenas Paweł Głuchowski.
Piotr Mikołaczyk od 13 lat siedzi w więzieniu za podwójne morderstwo popełnione pod Kaliszem, do którego się przyznał. Są jednak wątpliwości co do tego, czy kolejne sądy wydawały w jego sprawie słuszne wyroki, łącznie z tym ostatecznym - 25 lat pozbawienia wolności. Pan Piotr to osoba z niepełnosprawnością intelektualną, a poza jego samooskarżeniem w czasie procesu nikt go nie obciążył. W dodatku na miejscu zbrodni nie znaleziono żadnych jego śladów.
"W chwili zabójstwa musiał mieć około pięciu promili"
- Nie można skazać kogoś wyłącznie na tej podstawie, że się przyznaje, jeśli dodatkowe elementy nie współgrają z tym przyznaniem. Samo przyznanie nie może być wyłącznym elementem, który służył w czasach tortur do tego, żebyśmy mieli święty spokój i dowód (…). To jest przerażające, że musi być użyta czwarta władza do tego, żeby nas zmusić do refleksji - oceniła na antenie TVN24 prof. Monika Płatek.
Mec. Głuchowski podkreślił, że nieopodal domu, w którym doszło do morderstwa, znajdowała się kamera monitoringu, jednak - jak zaznaczył - policjanci nie zabezpieczyli z niej nagrania. W policyjnej notatce mają nie zgadzać się fakty.
- Przed zabójstwem (Piotr Mikołajczyk - red.) wypił litr wódki i cztery piwa. My z panem mecenasem kiedyś się zastanawialiśmy i liczyliśmy. W chwili zabójstwa musiał mieć około pięciu promili, on by nie stał na nogach, a policja uznała, że człowiek idzie, zabija dwie osoby, nie zostawia żadnego swojego śladu (…) i przez kilka godzin obserwuje, co się dzieje na posesji - skomentował autor reportażu.
Stachowiak mówił też o tym, że pan Piotr w trakcie przesłuchania miał "potężnego kaca" po tym, jak dzień wcześniej wypił dużo alkoholu. - Pismem dziecka podpisał zeznania, to dali mu wody - zaznaczył.
"Nikt nie bawił się w sprawdzanie, czy ma alibi"
Jakub Stachowiak podkreślił, że domniemanie niewinności zostało w tej sprawie "kompletnie złamane". Zwrócił uwagę, że śledztwo od momentu ujawnienia zbrodni do zatrzymania Piotra Mikołajczyka trwało dziewięć miesięcy. - W ciągu trzech dni go ustalono, (…), zatrzymano, postawiono zarzuty i następnego dnia był wniosek o areszt. Tylko gdzie przez te cztery dni, to kluczowe pytanie, było sprawdzenie jego alibi? Tego, czy on w ogóle pasuje (…). Uznano, że Piotr Mikołajczyk jest zabójcą i pojechano z nim od razu do prokuratury. Nikt nie bawił się w sprawdzanie, czy ma alibi - mówił dziennikarz "Superwizjera".
Goście przypominali postać niesłusznie skazanego Tomasza Komendy, który dopiero po 18 latach odbywania kary został wypuszczony z więzienia i uniewinniony. - W przypadku (Tomasza – red.) Komendy też była sytuacja, że kolejne sądy uznawały jego winę. Dopiero po 18 latach okazało się, że niekoniecznie słusznie - podkreślał mec. Głuchowski, sugerując, że z Piotrem Mikołajczykiem może być podobnie.
- Jedyna teza, która jest upoważniona, jest taka, że oskarżony jest niewinny dopóki nie zostanie mu udowodniona wina (...). To, co widzimy w tej sprawie, to nieuwzględnianie dowodów, które powinny być uwzględnione - zwracała uwagę prof. Płatek.
Źródło: "Superwizjer" TVN
Źródło zdjęcia głównego: "Superwizjer" TVN