Po raz kolejny może się okazać, że manipulacje wyborcze są jak nunczako. To bardzo groźna broń, ale znacznie łatwiej trafić we własną głowę niż w głowę przeciwnika - ocenił doktor Jarosław Flis we "Wstajesz i wiesz" w TVN24. Socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego komentował nowelizację ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego autorstwa Prawa i Sprawiedliwości. Jak ocenił, zmiana ta "przesuwa równowagę w zupełnie patologiczną stronę".
Zgodnie z uchwaloną przez Sejm nowelizacją Kodeksu wyborczego, której przyjęcie bez poprawek zarekomendowały w poniedziałek senackie komisje: praw człowieka, praworządności i petycji, samorządu terytorialnego i administracji państwowej oraz ustawodawczej, w wyborach do europarlamentu każdy okręg wyborczy ma mieć przypisaną konkretną liczbę - co najmniej trzech - wybieranych z niego posłów.
W czwartek nad nowelizacją debatował Senat.
"W patologiczną stronę"
Doktor Jarosław Flis ocenił w piątek w TVN24, że proponowane przez Prawo i Sprawiedliwość zmiany w ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego dla najmniejszych ugrupowań "na pewno są poważnym zagrożeniem".
- Można się spodziewać, że przy takiej liczbie okręgów i takiej liczbie mandatów na jeden mandat statystycznie może liczyć ugrupowanie, które będzie miało ponad osiem procent poparcia. Czyli znacząco więcej niż ten ustawowy pięcioprocentowy próg - stwierdził socjolog.
Ugrupowanie z pięcioprocentowym poparciem, jak wskazał, mogłoby liczyć na mandat jedynie wówczas, gdy "miałoby skoncentrowane głosy w jednym okręgu i to raczej w jednym z tych dwóch sześciomandatowych".
"Ryzykowne rozwiązanie także dla dużych partii"
- Na pewno to przesuwa równowagę w stronę większych partii, ale większym problemem jest to, że to rozwiązanie dodaje kolosalny element przypadkowy do systemu wyborczego - ocenił doktor Flis. Jak wyjaśnił, wynika to z faktu, że nie da się rozdzielić mandatów po równo w każdym z okręgów.
- Może się zdarzyć, że 33 procent mandatów dostanie zarówno partia, która ma 18 procent [poparcia - przyp. red.], jak i partia, która ma 40 procent - powiedział. - Stąd jest to bardzo ryzykowne rozwiązanie także dla dużych partii, bo nie wiadomo, komu ta losowa nagroda przypadnie - dodał gość "Wstajesz i wiesz".
Socjolog zwrócił również uwagę na zjawisko tak zwanego wędrującego mandatu w dotychczasowej ordynacji, czyli sytuacji, w której "głosy oddane w jednym okręgu trafiały do wspólnej puli i mogły się przełożyć na mandat w innej części kraju".
- One teraz też są wędrujące, tylko że wędrują do kosza - zauważył, wyjaśniając, że nadwyżki te nie przynoszą już partii żadnych zysków. - To może oznaczać zupełną demobilizację aktywistów w poszczególnych okręgach, a jeśli będą się mobilizować, to tylko po to, by walczyć z kolegami z listy - ostrzegł. - To przesuwa równowagę w zupełnie patologiczną stronę - dodał politolog.
"Manipulacje wyborcze jak nunczako"
Flis do głównych konsekwencji, jakie zmiana ordynacji wyborczej przyniesie samym wyborcom, zaliczył zachętę do głosowania na większe ugrupowania i - co za tym idzie - zachęcanie aktywistów mniejszych partii do zrzeszania się na wspólnych listach.
- To może zwiększyć taką oddolną presję na łączenie się ugrupowań i to swoją drogą jest dla Prawa i Sprawiedliwości poważnym zagrożeniem w kolejnych wyborach - ocenił politolog. - Więc to jest dość zaskakujące, że partia [PiS - red.] upiera się przy takim rozwiązaniu, które wydaje się, że prowadzi do dużo większej liczby zagrożeń dla niej niż do jakichś iluzorycznych korzyści - zaznaczył.
Ekspert zgodził się z argumentami senackiego Biura Legislacyjnego, że "Polska będzie jedynym w Unii krajem, w którym efektywny próg wyborczy przekracza - i to ponad 3-krotnie - unijne maksimum 5 proc.". Jak wskazali senaccy legislatorzy, "w Polsce efektywny próg wyborczy będzie wynosił 16,5 procent. Tyle głosów w skali kraju będzie musiał otrzymać komitet wyborczy, żeby uzyskać mandat" - precyzowali.
- To prawda, ale zdaje się, że Prawo i Sprawiedliwość w momencie, gdy pojawiają się takie konflikty społeczne, staje się dość impregnowane na wszelkie racjonalne argumenty, a już w szczególności na argumenty ideowe - stwierdził socjolog. - Po raz kolejny może się okazać, co już wychodziło przy okazji dyskusji nad zmianami w samorządowym prawie wyborczym, że manipulacje wyborcze są jak nunczako. To bardzo groźna broń, ale znacznie łatwiej trafić we własną głowę niż w głowę przeciwnika.
Prezydent "uratowany" przed "katastrofą"
Gość TVN24 skomentował również niewyrażenie przez Senat zgody na zarządzenie przez prezydenta Andrzeja Dudę ogólnokrajowego referendum dotyczącego ewentualnych zmian w konstytucji. Jego zdaniem senacka większość "w sposób tragikomiczny, wstrzymując się od głosu, uratowała prezydenta przed potężną katastrofą".
- Bo przeprowadzenie takiego głosowania tuż po dwóch turach wyborów samorządowych mogłoby być problemem organizacyjnym, ale w jeszcze większym stopniu problemem frekwencji - ocenił. - Teraz pytanie, czy prezydent to w jakiś sposób doceni, przełknie i będzie szukał nowego pola, na którym będzie mógł się wykazać inicjatywą, czy też będzie nosić w sobie głęboki żal i poszuka pierwszej okazji, by się za to odegrać - zastanawiał się Jarosław Flis.
Senat nie wyraził w środę zgody na zarządzenie przez prezydenta konsultacyjnego referendum ogólnokrajowego w sprawie zmian w konstytucji, jakie miałoby być przeprowadzone w dniach 10-11 listopada. Za podjęciem przez Senat takiej uchwały opowiedziało się 10 senatorów, przeciw było 30, od głosu wstrzymało się 52.
W 63-osobowym klubie PiS w głosowaniu wzięło udział 59 senatorów. 9 było za wnioskiem prezydenta, nikt nie był przeciw, 50 senatorów wstrzymało się od głosu, 4 nie głosowało.
Autor: mm//now / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24