Sąd Najwyższy oddalił kasacje obrony: wyroki skazujące zomowców - po 28 latach od pacyfikacji kopalni "Wujek" - są ostateczne. - Działali na rozkaz swego dowódcy i celowo mierzyli w górników. W większości to nie były rykoszety - uzasadniał sędzia Dariusz Świecki.
- Wyroki sądów niższych instancji są zgodne z prawem i prawidłowe. Zasadnie przypisano im (zomowcom) odpowiedzialność za zarzucone czyny - mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia SN Dariusz Świecki.
Sąd podkreślił, że strzały zomowców były wymierzone bezpośrednio w protestujących górników, o czym świadczą obrażenia ciała dziewięciu zabitych górników - czterech trafionych w głowę, jeden w szyję, dwóch w klatkę piersiową i dwóch w brzuch.
- Członkowie plutonu specjalnego działali na rozkaz. Gdy ich dowódca Romuald Cieślak powiedział "chłopaki, walimy" i sam zaczął strzelać, był to rozkaz wydany w warunkach stanu wojennego. Za jego niewykonanie groziła im wówczas odpowiedzialność karna. Tylko dlatego, że nie można dziś ustalić, który zomowiec do kogo konkretnie celował, nie odpowiadają oni dziś za zabójstwo. Za PRL zrobiono wiele, aby zatrzeć ślady zbrodni - stwierdził sędzia Świecki.
"Został już tylko Kiszczak"
Krzysztof Pluszczyk, przewodniczący Społecznego Komitetu Pamięci Górników KWK „Wujek”, pełnomocnik rodzin zamordowanych górników., nie krył radości po tym jak sąd oddalił kasację. - Zakończył się bardzo długi etap naszej walki o sprawiedliwość. To było piętnaście lat procesów, sześć wyroków -wyliczał.
Pluszczyk przyznaje, że odetchnął z ulgą, bo do dostatniej chwili obawiał się tej kasacji. Dodaje, też że dla niego środowa decyzja sądu to nie koniec sprawy. - Jest jeszcze proces generała Kiszczaka, głównego winowajcy - przypomina.
Obrońcy wnosili o uniewinnienie
SN rozpatrywał kasacje obrony 12 zomowców skazanych na kary od 3,5 do 6 lat więzienia za pacyfikację kopalni "Wujek", gdzie na początku stanu wojennego w grudniu 1981 r. od ich strzałów zginęło 9 górników. W procesie uczestniczyły rodziny zabitych oraz górnicy z "Wujka". Prokurator wniósł pisemnie o oddalenie kasacji obrony.
Stawiło się jedynie czterech obrońców. Wnosili, by trzyosobowy skład SN uchylił prawomocne wyroki wobec ich klientów. Zarzucali sądom obu instancji "rażące naruszenie prawa procesowego i materialnego". Adwokaci twierdzili, że zomowcy działali "na rozkaz" i nie mieli świadomości bezprawności swych działań; że nie można mówić o ich "winie umyślnej"; że strzelali tylko w powietrze i "w obronie koniecznej"; że jeden ze skazanych w ogóle nie używał broni w "Wujku", a inny nie brał udziału w starciach; że sądy dokonały złej interpretacji prawa, a wreszcie, że kary były "niewspółmierne".
Adwokat Cieślaka: wyrok dla społecznego interesu karania
Adwokat dowódcy plutonu specjalnego ZOMO Romualda Cieślaka, skazanego na 6 lat więzienia (odbywa już karę), twierdził, że wobec jego klienta wyrok zapadł tylko dla "społecznego interesu karania" i apelował, by ustalono, czy Cieślak działał w ramach obowiązków służbowych, czy takie działanie jest zbrodnią komunistyczną i czy nie uległo ono przedawnieniu. Wniósł, by SN spytał o to Trybunał Konstytucyjny.
Cieślak - w I instancji skazany na 11 lat za sprawstwo kierownicze zabójstwa (dał sygnał do otwarcia ognia) - w Sądzie Apelacyjnym w Katowicach dostał łagodniejszy wyrok 6 lat za pobicie i podżeganie do pobicia górników z użyciem niebezpiecznego narzędzia.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP