W środę w kilkudziesięciu polskich miastach odbyły się protesty po śmierci 33-letniej Doroty. Kobieta, której w piątym miesiącu ciąży odpłynęły wody płodowe, zmarła w szpitalu na sepsę. Na jednej z demonstracji pojawiła się jej matka, Krystyna, która w rozmowie z reporterami wspomniała pobyt w szpitalu niedługo po śmierci Doroty. - Nikt się nie odezwał, nikt kompletnie. Wszyscy chodzili bokami, tylko patrzyli - mówiła. W trakcie protestu oświadczenie w sprawie śmierci 33-latki wydał nowotarski szpital.
Pod koniec maja w szpitalu w Nowym Targu zmarła 33-letnia Dorota. Kobieta trafiła tam w piątym miesiącu ciąży po odpłynięciu wód płodowych. Zmarła po trzech dniach z powodu wstrząsu septycznego. Śledztwo w sprawie jej śmierci prowadzi katowicka prokuratura regionalna.
Podczas ostatniej rozmowy Doroty z mężem, 23 maja około godziny 21, pacjentka czuła się bardzo źle. Wymiotowała i miała dreszcze. Następnego dnia stwierdzono u niej wstrząs septyczny. Wciąż jednak nie przeprowadzono operacji. Tego dnia jej matka oraz kuzynka miały pojechać do szpitala, by pomóc pani Dorocie w umyciu włosów. Nie zdążyły - 33-latka o godzinie 5.20 była już w ciężkim stanie, a usg wykazało obumarcie płodu. O godzinie 7.16 nastąpiło zatrzymanie krążenia. Kobieta zmarła o godzinie 9.38.
REPORTAŻ PROGRAMU "UWAGA! TVN": Śmierć ciężarnej Doroty w szpitalu w Nowym Targu. "Lekarze mieli trzy dni na podjęcie decyzji"
Mecenas Jolanta Budzowska, pełnomocniczka rodziny zmarłej pani Doroty, zwracała w TVN24 uwagę, że 33-latki "nie poinformowano o tym, że szanse na utrzymanie ciąży są minimalne, a w jej przypadku każda godzina może nieść ogromne ryzyko utraty życia i zdrowia".
Rzecznik Praw Pacjenta po doniesieniach medialnych wszczął z urzędu postępowanie wyjaśniające w sprawie śmierci kobiety. Szpital opublikował krótkie oświadczenie, w którym zapowiedział pełną współpracę ze śledczymi i wyraził współczucie rodzinie zmarłej.
Matka Doroty: nikt się nie odezwał, nikt kompletnie
Po śmierci Doroty w kilkudziesięciu miastach i miasteczkach odbyły się protesty w obronie praw kobiet. Jedna z demonstracji odbyła się w Nowym Targu, gdzie pojawiła się między innymi matka 33-latki, Krystyna, z którą rozmawiali reporterzy "Tygodnika Podhalańskiego". - Poleciałam (do szpitala) rano, jak się dowiedziałam. Tam pytam się ordynatora: panie ordynatorze, dlaczego moja córka zmarła? Zdziwił się. Powiedział mi tak: "ja nie wiem" - wspomniała.
Dodała, że ordynator nie złożył jej kondolencji. - On powiedział, że nie wie, dlaczego zmarła. Nikt się nie odezwał, nikt kompletnie. Wszyscy chodzili bokami, tylko patrzyli - zaznaczyła.
Matka zmarłej kobiety wspomniała, że wobec tego dopytywała obecnego w szpitalu swojego zięcia, czy śmierć jej córki jest prawdą i czy lekarze nie pomylili się. "Nie, ja tam byłem" - odpowiedział. Pytam: "gdzie ona jest?", odpowiedział, że szykują ją do kostnicy - mówiła dalej.
Kobieta powiedziała reporterom, że nikt z personelu szpitala nie pomógł jej. - Nikt, ani jedna osoba. Ani pielęgniarka, ani żaden lekarz, ani ordynator. Żadnego wsparcia, zero, żeby się zapytali cokolwiek - mówiła.
Szpital: wszyscy zdajemy sobie sprawę, jak trudna jest to sytuacja
Dziś wieczorem szpital opublikował dłuższe oświadczenie. "Pacjentka przez cały pobyt była otaczana opieką i troską ze strony pracowników. Była również informowana o stanie zdrowia swoim i dziecka. Rozumiała sytuację, jako osoba zawodowo związana ze środowiskiem medycznym. Zadbaliśmy o to, by zarówno ona, jak i rodzina, otrzymała wsparcie ze strony psychologa" - zapewniono.
"Wszyscy zdajemy sobie sprawę, jak trudna jest to sytuacja. Zależy nam na tym, żeby sprawę wyjaśnić, o czym mówimy od samego początku. Prosimy też, by nie ferować wyroków przed ostatecznym zbadaniem i wyjaśnieniem przyczyny tej tragedii" - napisano.
Źródło: Tygodnik Podhalański, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tygodnik Podhalański