- Polskie stanowisko ws. uchodźców jest przepełnione solidarnością i dużą wyobraźnią co do tego, że doraźnymi, szybkimi decyzjami nie rozwiążemy problemu - mówił w "Jeden na jeden" w TVN24 minister obrony Tomasz Siemoniak. Dodał, że w tej sprawie Niemcy nie powinni nas uczyć solidarności.
Komisja Europejska przygotowuje plan rozdzielenia między unijne kraje 160 tys. uchodźców. Jeszcze w maju było to 40 tysięcy. Według najnowszej propozycji, Polska w sumie miałaby przyjąć około 12 tys. uchodźców, a nie dwa tysiące.
Tomasz Siemoniak był pytany w "Jeden na jeden" o stanowisko polskiego rządu w tej sprawie.
- Znam stanowisko premier Ewy Kopacz i wiem, że od samego początku, od wiosny, zwracała uwagę, że kwotowanie jest drogą donikąd - powiedział.
- Premier Ewa Kopacz miała wtedy rację, że ta polityka nie ma sensu, bo jeżeli zgodzimy się kwotować, zgodzimy się na pierwszą, druga grupę (uchodźców - red.), to będzie trzecia, czwarta. Trzeba rozwiązywać przyczyny i podchodzić systemowo do sprawy - dodał wicepremier.
Dopytywany, czy polski rząd zgodzi się na przyjęcie 10-12 tys. uchodźców, mówił: - Wydaje mi się, że to co premier Kopacz mówiła w sobotę, że rząd nie uczyni nic, co by w jakikolwiek sposób źle wpływało na bezpieczeństwo Polski i stabilizację, jest dość jasnym stanowiskiem.
"Niemcy nie powinni nas uczyć solidarności"
Siemoniak odpowiadał też na komentarze niemieckiej prasy, która twierdzi, że kraje Europy Wschodniej, w tym Polska, nie są solidarne z państwami, godzącymi się na przyjęcie cudzoziemców.
- Niemcy nie powinni nas uczyć solidarności. Emocjonowanie się tym, co gazety napiszą i jak Polskę oceniają, nie jest właściwe - podkreślił.
Dodał, że nasze stanowisko ws. uchodźców "jest przepełnione solidarnością i dużą wyobraźnią co do tego, że doraźnymi, szybkimi decyzjami nie rozwiążemy problemu."
- Nie chodzi przecież o to, by zapraszać czy skłaniać kolejne dziesiątki tysięcy uchodźców do przybycia do Europy, bo Europa po prostu nie da rady (ich przyjąć - red.). Trzeba umieć rozwiązać problemy w Syrii, Iraku, Somalii, Libii, Afganistanie, bo widać że to nie jest tylko kwestia tego, żeby zablokować dopływ uchodźców do Europy - tłumaczył minister.
Referendum? "Lekcja dla wszystkich"
Wicepremier komentował też w "Jeden na jeden" wynik niedzielnego referendum. Głosowanie nie jest wiążące, ze względu na zbyt niską frekwencję, która wyniosła 7,8 proc.
Siemoniak stwierdził, że prezydent Bronisław Komorowski, który zarządził referendum, "boleśnie się przekonał", że nie należało go używać w kampanii wyborczej. Jego zdaniem, ówczesny prezydent uległ emocjom po przegranej pierwszej turze wyborów.
- To lekcja dla wszystkich. Uszanujmy te ponad dwa miliony ludzi, które poszły i zagłosowały, jednak wydaje mi się, że na bardzo długie lata, jeśli nie dziesięciolecia, mamy wszyscy wniosek - nie wykorzystywać referendum jako bieżącego narzędzia w kampanii wyborczej - stwierdził.
Autor: db//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24