Nie on nagrywał, nie on ujawnił nagranie, ze sprawą "nie ma nic wspólnego", a w ogóle to mu "po prostu wszystko wisi" - Władysław Serafin, jeden z bohaterów nagrania ujawnionego przez "Puls Biznesu", odcina się od zarzutów o polityczną prowokację, która ma zaszkodzić liderom PSL-u. To on czuje się "bezlitośnie wkręcony w intrygę", ale zaznacza, że "niczego się nie obawia". - Prawdopodobnie potrzebne jest odejście kolejnego lidera chłopskiego. (...) Leppera zamordowano, teraz kolej na mnie - ocenia.
Słowa Serafina to odpowiedź na nagranie z jego rozmowy, którą w styczniu tego roku odbył z b. prezesem Agencji Rynku Rolnego Władysławem Łukasikiem.
"To głęboka prowokacja"
Podczas tego spotkania, którego szczegóły ujawnił "Puls Biznesu", Łukasik mówi Serafinowi m.in. o wykorzystywaniu przez niektórzych działaczy PSL stanowisk dla własnych korzyści, o zarządzaniu spółkami skarbu państwa wyłącznie z myślą o korzyściach. Mężczyźni rozmawiają także o obchodzeniu ustawy kominowej (ograniczającej zarobki prezesów państwowych spółek - red.), o kosztownych delegacjach służbowych polegających wyłącznie na zwiedzaniu świata z rodzinami oraz o "ciepłych posadkach" w radach nadzorczych zarezerwowanych dla "swoich".
W pierwszych sekundach ujawnionego nagrania widać jak Serafin przestawia pilota do telewizora, który zasłania obraz. Na koniec spotkania przed ukrytą kamerą stawia mały głośniki. Szef kółek rolniczych twierdzi jednak kategorycznie, że to nie on rejestrował rozmowę.
- Nie nagrywałem, nie mam z tym nic wspólnego. Jest to brutalna, głęboka prowokacja, która mnie osobiście poraża. Jak można prywatną rozmowę traktować jako polityczne śledztwo? To brak wszelkich skrupułów ludzi, którzy to zrobili - kontratakuje.
"Leppera zabito, teraz kolej na mnie"
Kto w takim razie mógł wpaść na pomysł, by nagrać rozmowę działaczy i go zrealizować? Serafin nie chce się na ten temat wypowiadać. - Sprawa musi być wyjaśniona. Myślę, że będzie czas i miejsce na to, żeby to skomentować - ucina.
Przyznaje jednak, że "nie wie" komu mogło zależeć na ujawnieniu taśm. - Nie wiem gdzie jest etyka polityczna, gdzie jest etyka dziennikarska, gdzie to wszystko ma swoje granice. Jestem wkręcony bo prawdopodobnie potrzebne jest odejście kolejnego lidera chłopskiego. (Gabriela - red.) Janowskiego otruto, nazwano wariatem, Leppera zamordowano, a teraz kolej na mnie - komentuje wzburzony.
"Mnie to wisi"
Serafin "nie obawia się" skutków, jakie może wywołać ujawnienie nagrania. Nie martwi się także tym, czy zachowały się jakieś taśmy z innych jego rozmów, bo - jak podkreśla - nie ma sobie nic do zarzucenia. - Ja odbyłem jedną rozmowę i to wszystko. Nie biorę udziału w żadnych intrygach w PSL-u, ani przeciwko ministrowi, ani przeciwko Pawlakowi. Mnie to po prostu wszystko wisi... te wszystkie kłótnie i awantury. Jestem bezlitośnie wkręcony w całą sprawę. Jest mi przykro, że wielu ludzi ma z tego powodu problemy - mówi Serafin.
Rozmowę z byłym prezesem Agencji Rynku Rolnego określa jako "koleżeńską". - Wszyscy o niej wiedzieli, także wszystko było możliwe. Ja nie kryje swoich rozmówców, nie utajniam, nie nagrywam - przekonuje.
Właśnie jej "prywatnym charakterem" Serafin tłumaczy też, dlaczego o nieprawidłowościach, na które wskazywał jego rozmówca, nie powiadomił prokuratury. - Czy każdy, kto przy kawiarnianym lub domowym stoliku rozmawia o różnych rzeczach, które mogą się w Polsce dziać, o domniemaniach, biegnie do prokuratury? - pyta.
"To są... to nie tak"
Najbardziej niejasne wyjaśnienia Serafina dotyczą tego, dlaczego - skoro nie on był autorem nagrania - przestawiał na początku spotkania z Łukasikiem pilot a na końcu głośnik.
- To nie, to nie... to ja tam prawda... to ja... biorę pilot, wyciszam telewizor prawdopodobnie, czy gaszę telewizor. To są... nie tak - próbował tłumaczyć działacz w odpowiedzi na stwierdzenie dziennikarki TVN24, że na filmie widać "jak manipuluje przy kamerze".
Autor: ŁOs/fac / Źródło: tvn24