Główna przyczyna, przez którą dzieci do nas trafiają, to relacje rodzinne - mówiła w TVN24 lekarz pediatra Aneta Górska-Kot z oddziału, na który trafiają dzieci, które chciały odebrać sobie życie. - To, co wcześniej udało się przemilczeć, nie zauważać, w czasie pandemii, w życiu razem, na małej powierzchni, teraz to powychodziło z dramatyczną wyrazistością - zwróciła uwagę.
Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. Pamiętaj o bezpłatnym i anonimowym telefonie zaufania dla dzieci i młodzieży: 116 111. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia, zadzwoń na numer 997 lub 112.
Lekarz pediatra Aneta Górska-Kot, ordynator Oddziału Pediatrii w stołecznym Szpitalu Dziecięcym imienia profesora Jana Bogdanowicza, w wywiadzie dla Gazeta.pl przyznała, że "codziennie albo co drugi dzień" na jej oddział trafiają młodzi po próbie samobójczej. "13-, 14-, 15-latki. Żyć nie chcą też młodsze dzieci" - opisała. "Kiedyś to było jedno dziecko po próbie raz na dwa tygodnie. A teraz to już codzienność" - dodała.
Górska-Kot w czwartek na antenie TVN24, nawiązując do wywiadu, powiedziała, że "liczba dzieci przyjmowanych z powodu prób samobójczych rośnie w tempie zastraszającym". - Tak jak dwa lata temu było to jedno dziecko na tydzień, tak teraz przyjmujemy codziennie, najdalej co drugi dzień, dziecko po próbie samobójczej - powtórzyła.
ZOBACZ MATERIAŁ "CZARNO NA BIAŁYM": Ostatnia stacja: życie
Lekarz zwróciła uwagę, że często historie tych dzieci są dramatyczne. - Te dzieci naprawdę nie chcą żyć, idą na nieżycie. Myślę, że w czasie pandemii, kiedy wszyscy spędzaliśmy większość czasu w domu, rodziny były razem, to trochę różnych niezbyt dobrych relacji w rodzinach wyszło na wierzch. To, co udało się przemilczeć, nie zauważać, teraz w czasie pandemii, w życiu razem, na małej powierzchni, teraz to powychodziło z dramatyczną wyrazistością - opisała.
- Główna przyczyna, przez którą dzieci w tej chwili do nas trafiają, to relacje rodzinne - wskazała.
W TVN24 zauważono przy tym wagę szkolnego otoczenia, którego zabrakło w czasie zdalnego nauczania. - W szkole jednak to nie jest tylko kwestia nauczycieli. To też relacja z przyjaciółmi, z koleżankami, kolegami. Te dzieci zajmowały się też czymś innym, nie były zdane tylko i wyłącznie na rodzinę - mówiła.
- Fajnie jest być zdanym na rodzinę, jeśli ta rodzina jest kochająca, wspierająca. Problemem największym jest zdanie się tylko i wyłącznie na niemiłość bądź rozpaczliwe oczekiwanie na tą miłość. To bardzo doskwiera - przyznała.
"Jest dramatyczna sytuacja psychiatrii dziecięcej"
Lekarz została zapytana o stan psychiatrii dziecięcej. Wspomniała, że na jej oddziale leczy się ciało, potem dopiero dziecko lub nastolatek trafia pod opiekę specjalisty od zdrowia psychicznego. - Często jest tak, że dziecko ma w końcu komu opowiedzieć o tym, co je boli. To jednak jest na chwilę, na kilka dni. Te dzieci powinny trafić do ośrodka psychiatrycznego, bo mogą powtórzyć tę próbę, a tak się stać nie powinno. I tu zaczynają się schody. Jest dramatyczna sytuacja psychiatrii dziecięcej w Polsce - powiedziała.
- Brakuje psychiatrów, psychologów dziecięcych. Czasem dzieci leżą u nas, w oczekiwaniu na konsultację psychiatryczną, tydzień lub półtora - wskazała. - Wyleczymy ciało, ale co dalej? - zapytała. - Nie mamy kwalifikacji do leczenia głowy, duszy, mózgu - zaznaczyła.
Wyleczymy ciało, ale co dalej?
Górska-Kot tłumaczyła, że dzieciom z podobnymi problemami "trzeba pokazać, że jest inny system wartości, że warto żyć". - To proces długotrwały. Tu nasze państwo sobie nie radzi, nie mamy wystarczającego zaplecza psychiatrycznego w Polsce - oceniła.
- Staram się mówić o tym, gdzie tylko się da, żebyśmy my, dorośli, pomyśleli, że to jest nasza wina, to my te dzieci wychowujemy - mówiła. - Zastanówmy się nad tym: rodzice, nauczyciele, my wszyscy i też ja - zaapelowała.
>> Rozmowa z Emilią: "Rozważałam swoją śmierć w różnych momentach, nawet w szkole"
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock