Izba Wojskowa Sądu Najwyższego orzekła, że żołnierze z Nangar Khel są niewinni zbrodni wojennej. Wymierzył za to wyroki w zawieszeniu za złe wykonanie rozkazu. Wyrok jest prawomocny. - Apeluję do prezydenta Andrzeja Dudy, aby zastosował akt łaski wobec żołnierzy skazanych na kary w zawieszeniu ws. Nangar Khel - oświadczył po ogłoszeniu wyroku b. dowódca wojsk lądowych gen. Waldemar Skrzypczak.
Gen. Skrzypczak zaapelował do prezydenta Dudy o zastosowanie wobec żołnierzy z Nangar Khel aktu łaski. - Żołnierze są gotowi służyć ojczyźnie i wykonywać te postanowienia, jakie wydadzą władze polityczne. Ale także politycy powinni ponosić odpowiedzialność za swoje decyzje. To jest okazja, żeby ta formacja polityczna się zrehabilitowała. Apeluję do prezydenta Dudy, aby wydał w tej sprawie akt łaski - mówił w środę gen. Skrzypczak dziennikarzom. Jego zdaniem, duży udział w sprawie miały służby specjalne, które "pisały jej scenariusz, a działo się to w czasach, gdy władzę sprawowała ta formacja, która rządzi dziś." - To się będzie za armią ciągnąć tak długo, jak długo środowisko polityczne nie wyciągnie wniosków i nie weźmie odpowiedzialności - powiedział. Obrońcy żołnierzy, których SN prawomocnie skazał za nieprawidłowe wykonanie rozkazu w Nangar Khel (prawomocnie upadł zarzut zbrodni wojennej) zapowiedzieli też, że będą się ubiegać o to, aby Rzecznik Praw Obywatelskich wniósł kasację od tego wyroku. Taką sprawę rozpatrywałby SN w 7-osobowym składzie. Adwokaci wyrazili satysfakcję, że sprawa nie dotyczy już zbrodni wojennej.
"Niesubordynacja, a nie zbrodnia wojenna"
W sierpniu 2007 r. w wyniku prowadzonego przez polskich żołnierzy moździerzowego i maszynowego ostrzału przysiółka Nangar Khel, zginęło 6 Afgańczyków, a trzy kolejne osoby zostały ranne.
O dokonanie zbrodni wojennej zabójstwa cywili oraz ostrzelania niebronionego obiektu prokuratura wojskowa oskarżyła siedmiu żołnierzy: dowódcę zgrupowania, który miał wydać rozkaz, podporucznika - dowódcę patrolu wysłanego na miejsce oraz pięciu podległych mu żołnierzy: chorążego, plutonowego i trzech szeregowych. Był to pierwszy w Polsce po II wojnie światowej proces ws. zbrodni wojennej. Sądy już raz badały tę sprawę. W 2011 r. Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił wszystkich siedmiu żołnierzy, a apelację rozpoznawała Izba Wojskowa SN. W 2012 r. SN prawomocnie uniewinnił najwyższego rangą z podsądnych kpt. Olgierda C. oraz dwóch szeregowych. Do ponownego rozpoznania wróciła natomiast wówczas sprawa czterech członków plutonu, który został wysłany przez kpt. C. pod Nangar Khel: dowódcy plutonu ppor. Łukasza Bywalca, jego zastępcy chor. Andrzeja Osieckiego, plut. Tomasza Borysiewicza oraz szer. Damiana Ligockiego (zgadzają się na podawanie swych danych).
Sprawa wraca do sądu
W ponownym procesie pierwszej instancji prokuratura wojskowa żądała kary 8 lat więzienia dla Bywalca, 12 lat - dla Osieckiego, 8 lat - dla Borysiewicza i 5 lat dla Ligockiego. - Oskarżeni działali z zamiarem umyślnym; co najmniej godzili się na śmierć cywili - mówił wtedy prokurator. WSO uznał tę sprawę nie za zbrodnię wojenną, lecz za nieprawidłowe wykonanie rozkazu i skazał za to trzech oskarżonych na kary więzienia w zawieszeniu, zaś wobec Ligockiego warunkowo umorzył postępowanie, uznając jego winę.
Apelacje złożyły i prokuratura i obrona. Oskarżyciel chciał ponownego procesu o zbrodnię wojenną, a obrona walczyła o całkowite uniewinnienie. W środę trzyosobowy skład Izby Wojskowej SN uznał wyrok I instancji za prawidłowy i utrzymał go w mocy, apelacje uznając za niezasadne. Wszystkim przypisano popełnienie przestępstwa przeciwko zasadom dyscypliny wojskowej, ponieważ działali wspólnie. - Stan dowodów jest kompletny. Przedłużanie, rozpatrywanie sprawy po raz kolejny, mijałoby się z celem i racjonalnością - dodał sędzia, odnosząc się do argumentów obrony, która była za tym, aby - jeśli sąd nie uniewinni ich klientów - zwrócił sprawę do ponownego rozpoznania. Sędzia SN Marian Marian Buliński uzasadniał wyrok w części dotyczącej apelacji prokuratora. - Oskarżenie o zbrodnię wojenną to autorska wersja oskarżyciela, której wprawdzie nie da się całkowicie wykluczyć, ale też nie da się jej potwierdzić - dlatego nie można za nią skazać - powiedział. - Żołnierze z Nangar Khel dopuścili się niesubordynacji. Rozkaz dowódcy był jasny i w żaden sposób nie dotyczył ani miejsca ani okoliczności, w jakich broń została użyta - mówił sędzia SN Jerzy Steckiewicz uzasadniając wyrok w wątku sposobu wykonania rozkazu. - Oskarżeni po wyjeździe z bazy w rejon zdarzenia postępowali samowolnie, wbrew poleceniu mjr. C. i wbrew ogólnym zasadom postępowania i użycia broni w Afganistanie. Rozkaz użycia moździerza wykonano w sytuacji, w której nie było bezpośredniego zagrożenia. Ppor. Bywalec mógłby tak uczynić jedynie w sytuacji zagrożenia patrolu - a tak w tej sprawie nie było. Mimo braku zagrożenia chor. Osiecki wydał Borysiewiczowi polecenie otwarcia ognia z moździerza, a najstarszy stopniem - ppor. Bywalec - widząc i wiedząc, że podwładni postępują bezprawnie, nie uchylił ani nie zmienił tego rozkazu. W tej sytuacji doszło więc do zmiany hierarchii dowodzenia - dodał.
Ligocki, który jako jedyny z oskarżonych strzelał w Nangar Khel nie z moździerza lecz z karabinu maszynowego, został także uznany za winnego złego wykonania rozkazu, ale wobec niego sąd warunkowo umorzył postępowanie. - Sprawdzenie broni przez strzelanie do wzgórz 2 km dalej - tak doświadczony żołnierz jak Ligocki powinien wiedzieć, że takie sprawdzenie nie ma sensu, szczególnie że strzelał ponad zabudowaniami. Dlatego miał strzelać w lepiankę? Gdyby naprawdę w nią celował, to by zapewne trafił - mówił sędzia Buliński, odnosząc się do argumentów obrony, że Ligocki nie miał zamiaru ostrzeliwać wioski, lecz jedynie dokonywał sprawdzenia broni po jej zacięciu. SN nie zgodził się też z zarzutami obrony, że wszystkiemu winna była wadliwa amunicja.
Strony mogą się starać o kasację
Wyrok jest prawomocny. Niezadowolone z orzeczenia strony mogą jeszcze starać się o złożenie kasacji do SN, w której należy wykazać, że sąd II instancji rażąco naruszył prawo. Ponieważ wymierzono kary w zawieszeniu, kasację złożyć mogą tylko: Prokurator Generalny, Minister Sprawiedliwości i Rzecznik Praw Obywatelskich. Rozpoznałby ją siedmioosobowy skład SN (w środę SN orzekał w składzie trzech sędziów). Obrońcy żołnierzy zapowiedzieli, że będą się ubiegać o to, aby RPO wniósł kasację. Adwokaci wyrazili satysfakcję, że sprawa nie dotyczy już zbrodni wojennej.
Podsądnych nie było w środę w SN. Wyrokowi przysłuchiwali się byli żołnierze wojsk desantowo-szturmowych, a także gen. Waldemar Skrzypczak, b. dowódca wojsk lądowych i b. wiceszef MON w rządzie Donalda Tuska. Skrzypczak od początku wstawiał się za oskarżonymi żołnierzami, protestował też wobec ich aresztowania na początku całej sprawy. W środę po wyroku zaapelował do prezydenta Andrzeja Dudy o akt łaski wobec skazanych. "Żołnierze są gotowi służyć ojczyźnie i wykonywać te postanowienia, jakie wydadzą władze polityczne. Ale także politycy powinni ponosić odpowiedzialność za swoje decyzje. To jest okazja, żeby ta formacja polityczna się zrehabilitowała. Apeluję do prezydenta Dudy, aby wydał w tej sprawie akt łaski" - mówił dziennikarzom. Jego zdaniem, duży udział w sprawie miały służby specjalne, które "pisały jej scenariusz, a działo się to w czasach, gdy władzę sprawowała ta formacja, która rządzi dziś. Syndrom Nangar Khel istnieje, żołnierze boją się otworzyć ogień w obawie nie przed przeciwnikiem na miejscu, ale przed prokuratorem w kraju. To się będzie za armią ciągnąć tak długo, jak długo środowisko polityczne nie wyciągnie wniosków i nie weźmie odpowiedzialności" - dodał.
Autor: mw,mart/kk / Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24