Rodziny marynarzy, którzy służyli na krążowniku Moskwa, domagają się od rosyjskich władz informacji o swoich bliskich - podaje brytyjski "The Guardian". - Potrzebujemy pisemnych odpowiedzi na nasze pytania o syna, a nie wiadomości ze wsparciem i modlitwami - powiedział dziennikowi ojciec jednego z "zaginionych w akcji" żołnierzy.
W zeszłym tygodniu po trafieniu ukraińskimi rakietami zatonął rosyjski flagowy krążownik Moskwa. Służyło na nim ponad 500 marynarzy. Nadal nie ma oficjalnych informacji, ilu z nich zginęło, ilu zostało rannych, a ilu przeżyło ostrzał.
W poniedziałek opozycyjny rosyjski portal Meduza - powołując się na źródło zbliżone do dowództwa Floty Czarnomorskiej - podał, że 37 członków załogi Moskwy zginęło, a około stu zostało rannych. Jak pisze Meduza, są też osoby zaginione, ale ich dokładna liczba nie jest znana.
"Miał zaledwie 19 lat. Nie powiedzieli mi nic więcej, żadnych informacji o pogrzebie"
Dziennikarze brytyjskiego "Guardiana" rozmawiali z członkami rodzin marynarzy, którzy pływali na Moskwie. Wielu z nich nadal nie dostało żadnych wiadomości, co dzieje się z ich synami, mężami, braćmi. Zaczynają się o to upominać, ale rosyjski resort nie chce upubliczniać informacji o ofiarach ostrzału Moskwy.
Taką informację dostała jednak Julia Cywowa, która od kiedy tylko dowiedziała się o ostrzale Moskwy, próbowała zdobyć informacje o swoim synu Andrieju. W poniedziałek dostała telefon z resortu obrony, dowiedziała się, że Andriej nie żyje.
- Miał zaledwie 19 lat. Poszedł do wojska z poboru. Nie powiedzieli mi nic więcej, żadnych informacji o pogrzebie, kiedy się odbędzie, nic - mówiła w rozmowie z "Guardianem" zrozpaczona matka. To dopiero druga śmierć marynarza służącego na Moskwie potwierdzona przez rosyjski reżim.
"Potrzebujemy odpowiedzi"
Dmitrij Szkrebets publicznie poinformował, że jego syn Igor, który na okręcie był kucharzem, ma status zaginionego. "Poborowy żołnierz, który miał nawet nie zobaczyć aktywnych walk, zaginął w akcji. Jak można zaginąć w akcji na środku morza?" - napisał.
Małżeństwo wzięło sprawy w swoje ręce i pojechało szukać swojego syna na Krymie, gdzie - jak się dowiedzieli - trafili ranni z krążownika Moskwa. W rozmowie z niezależnym rosyjskim portalem Insider matka powiedziała, że w wojskowym szpitalu, gdzie szukała Igora, widziała 200 rannych marynarzy.
- Patrzyliśmy na każdego poparzonego chłopaka. Nawet nie umiem powiedzieć, jak trudne to dla nas było. Ale nie mogłam znaleźć mojego syna. Tam było 200 osób, a na krążowniku służyło 500. Gdzie pozostali? Szukaliśmy w Krasnodarze i wszędzie indziej, dzwoniliśmy gdzie się dało, ale nie mogliśmy go znaleźć - mówiła.
Rodzice Igora złożyli oficjalne pismo w lokalnym urzędzie, w którym domagają się ujawnienia informacji o ich synu. - Potrzebujemy pisemnych odpowiedzi na nasze pytania o syna, a nie wiadomości ze wsparciem i modlitwami - powiedział Szkrebets. Po tym, jak publicznie napisał o zaginięciu syna, zgłosiły się do niego trzy rosyjskie rodziny w podobnej sytuacji.
Zobaczył brata na nagraniu
"Guardian" opisał też przypadek Eskendera Djeparowa, któremu udało się odnaleźć swojego brata, Akbara. Zobaczył go na opublikowanym przez resort obrony nagraniu ze spotkania marynarzy z admirałem, już po ostrzelaniu Moskwy. - Byliśmy bardzo, bardzo szczęśliwi, kiedy go zobaczyliśmy. Dzień po tragedii zadzwonił do matki i powiedział, że żyje i że nie powinniśmy się martwić. Nie mówił, co się stało, niewiele mówił. Dzwonił do nas z różnych numerów - powiedział.
"Guardian" zwraca uwagę, że informacje o marynarzach Moskwy jasno pokazują, że Rosja do agresji na Ukrainę wykorzystuje żołnierzy poborowych, czemu na początku zaprzeczano.
Moskwa poszła na dno
W środę władze ukraińskiego obwodu odeskiego poinformowały, że krążownik Moskwa został trafiony ukraińskimi rakietami Neptun. Rosyjskie Ministerstwo Obrony podało, nie ujawniając przyczyn eksplozji, że na okręcie doszło do pożaru i wybuchu amunicji.
W czwartek Rosjanie utrzymywali, że krążownik po pożarze "nie zatonął, utrzymuje się na powierzchni i ma zostać odholowany do portu". Ukraińcy twierdzili jednak, że "jednostka idzie na dno Morza Czarnego". Później resort obrony w Moskwie przyznał, że "krążownik zatonął podczas holowania w warunkach sztormu". Trafienie Moskwy przez ukraińskie rakiety potwierdził Pentagon.
Źródło: The Guardian