O tym, jak wydaleni z Rosji polscy dyplomaci opuszczali ambasadę w rosyjskiej stolicy, opowiadał w "Tak jest" dyrektor Instytutu Polskiego w Moskwie Piotr Skwieciński, który znalazł się w tej grupie. Przekazał, że w przeddzień wręczenia przez stronę rosyjską listy wydalanych, na terenie ambasady "zostały wykopane rowy uniemożliwiające wyjazd" niemal każdą z bram. - Celem władz rosyjskich było to, żeby jak najwięcej ludzi nie dotrzymało tego terminu wyjechania z Rosji - ocenił. Wspominał również, w jaki sposób poradzono sobie z tymi komplikacjami.
Dyrektor Instytutu Polskiego w Moskwie, członek Rady Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia Piotr Skwieciński jest jednym z kilkudziesięciu polskich dyplomatów, którzy na początku kwietnia zostali wydaleni z Rosji. Wraz z innymi miał pięć dni na opuszczenie placówki w rosyjskiej stolicy. W programie "Tak jest" w TVN24 opowiadał o kulisach tego, jak wyglądał wyjazd dyplomatów i jakie spotkały ich komplikacje.
Dyplomaci mieli opuścić Moskwę, ale wykopano "rowy uniemożliwiające wyjazd" z ambasady
Wspominał, że w przeddzień wezwania polskiego ambasadora do rosyjskiego MSZ i wręczenia mu listy wydalanych, przed wszystkimi bramami wyjazdowymi na terenie placówki, poza jedną - główną, z której korzystał ambasador - "zostały wykopane rowy uniemożliwiające wyjazd". Dodał, że ta jedna niezablokowana brama niewiele jednak zmieniała w zaistniałej sytuacji.
Wyjaśniał, że na terenie placówki oprócz ambasady jest też budynek mieszkalny dla pracowników. Te dwa budynki oddziela od siebie potężny płot bez bramy. - Ludzie mający swoje samochody przed blokiem mieszkalnym nie mieli możliwości przejechania po terenie ambasady - podkreślił. Tym samym nie mogli dostać się do głównej bramy. Jego zdaniem to działanie Rosjan "było bardzo celowe".
- Celem władz rosyjskich było to, żeby jak najwięcej ludzi nie dotrzymało tego terminu wyjechania z Rosji. Wtedy byliby na terenie Rosji, łamiąc prawo, nielegalnie. Nie mogliby wychodzić z placówki. Co wtedy? Wtedy, po pierwsze, można zrobić jakąś kampanię propagandową: "jacy ci Polacy są bezczelni". Po drugie, trzeba jakoś rozwiązać problem tych ludzi, tych zakładników. Wtedy jakieś pertraktacje na szczeblu ministrów spraw zagranicznych i za wypuszczenie tych ludzi Rosja mogłaby czegoś od Polski oczekiwać - mówił Skwieciński.
Jak Polacy wyjechali przez bramę? Skwieciński: przerzucono przez rów coś w rodzaju mostu pontonowego
Zaznaczył, że ostatecznie udało się znaleźć wyjście z tej sytuacji, a wymyślił je jeden z pracowników ambasady.
- Te ulice wokół ambasady są jednokierunkowe. Pewnego dnia, gdy była godzina szczytu, to wyjechały tym ceremonialnym wyjazdem dwa duże polskie samochody. (...) Wjechały na tę ulicę, gdzie jest ta brama sprzed bloku mieszkalnego, stanęły burta w burtę, czyli zamknęły ruch całkowicie. Co było ważne, dlatego że wyżej na tej ulicy stała, dyżurowała cały czas polewaczka, taki ciężki samochód - kontynuował.
- My to interpretowaliśmy w ten sposób, że czekała, że jeżeli Polacy będą próbowali jednak jakoś wyjechać, to ona zablokuje bramę. Natomiast już nie mogła, bo dla niej samej droga była już zablokowana - wskazywał.
Jak mówił, "brama się w tym momencie otworzyła". - Wyskoczyło kilkunastu naszych pracowników i przerzuciło przez ten rów coś w rodzaju mostu pontonowego, to znaczy takie grube arkusze blachy, które na szczęście jakoś były na terenie placówki. Po tym sobie spokojnie, ale szybko wyjechały te zablokowane (pod budynkiem mieszkalnym - przyp. red.) samochody. Okrążyły to wszystko, wjechały na teren ambasady z drugiego końca, to znaczy tam, gdzie była ta ambasadzka brama, której już Rosjanie nie zdecydowali się zablokować. Bo gdyby zablokowali wszystkie bramy, to już byłoby złamanie Konwencji wiedeńskiej. To by oznaczało, że ambasador się nie może poruszać - powiedział dyrektor Instytutu Polskiego w Moskwie.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Alhim / Shutterstock.com