Myślę, że należy się w świecie bać, to bardzo ważne uczucie. Strach nie jest przyjemnym uczuciem, ale jest wyrazem pewnego realizmu - powiedział w rozmowie z Piotrem Jaconiem reżyser Krzysztof Zanussi. Odnosząc się do sytuacji związanych z zagrożeniem koronawirusem, podkreślił, że "jako społeczeństwo poczuliśmy większą pokorę wobec naszego własnego losu". Dodał też, że jest "zaniepokojony, bo kraj wchodzi w trudny czas, bardzo osłabiony przez kłótnie, przez nieufność".
Z Krzysztofem Zanussim rozmawiał Piotr Jacoń. Pytany, czy boi się pandemii spowodowanej przez koronawirusa, reżyser odpowiedział, że "oczywiście". - Myślę, że to bardzo ważne uczucie, że należy się w świecie bać. Strach nie jest przyjemnym uczuciem, ale jest wyrazem pewnego realizmu. To znaczy, jak rozumiem swoją kondycję to się boję - wyjaśniał.
Reżyser zdradził reporterowi, że ma dziesięć psów. - One są czujne, cały czas wiedzą, że egzystencja jest niepewna, że zawsze może przyjść jakieś zagrożenie. Natomiast człowiek w tej cywilizacji, którą stworzył, którą się obudował, doznał takiego złudzenia, że jest bezpieczny, że już nam nic nie grozi, bo jak ktoś zachoruje, to od tego są lekarze i nas wyleczą, jest nauka, żeby nas wyciągnąć z każdej opresji. Ale tak nie jest - podkreślił.
- To jest niedobre złudzenie. Lepiej mieć poczucie, że nasza egzystencja jest krucha, niepewna, wtedy jesteśmy bliżsi realności - zwrócił uwagę.
Na pytanie, czy jako filozof widzi coś oczyszczającego w tym, co się teraz wokół nas dzieje, reżyser odparł, że jedna osoba przeżyje to bez pożytku, druga z pożytkiem. - Ale myślę, że jako społeczeństwo poczuliśmy większą pokorę wobec naszego własnego losu, wobec życia, które nas otacza. Bardziej realistycznie będziemy patrzyli na świat właśnie teraz, kiedy się trochę boimy - skomentował.
"Sposób porozumienia z widzem się zmieni"
Krzysztof Zanussi oceniał również sytuację jako filmowiec. Jego zdaniem przez sytuację, w jakiej się obecnie znajdujemy, "sposób porozumiewania z widzem się zmieni". - Bo sztuka była w ostatnich dziesięcioleciach bardzo zorientowana na coś, co tak staromodnie można nazwać frywolnością. Była taka trochę zabawowa (...), a przecież życie jest poważną przygodą. Poza tym karnawałem też trzeba myśleć o poście. Ta druga strona kultury, która mówi o biedzie człowieka, to także jest coś, o czym warto pamiętać - zaznaczył.
- Sztuka powinna ujawniać życia zawiłość, a ostatnio chyba tego było bardzo mało. Sztuka była taka lekka, przyjemna i frywolna - skomentował.
Zastanawiał się także, jak sale kinowe wytrzymają przerwę spowodowaną przez obostrzenia wynikające z zagrożenia koronawirusem. - Czy ludzie wrócą do nich stęsknieni? Czy przyzwyczają się, że wszystko się ogląda na ekranie komputera? - pytał. - Wolałabym oczywiście, żeby została sala kinowa, bo w sali kinowej ja mam sto procent uwagi państwa, bo jest ciemność i cisza, a tam, gdzie jest komputer, tam również gotuje się woda, tam dzwoni telefon, tam jest bardzo dużo różnych elementów, które rozpraszają - wskazywał.
"Ja bym nie gonił za aktualnością"
- Ja bym chciał oczywiście zaborczo mieć całą uwagę widza - podkreślił Krzysztof Zanussi. - Ale nawet jak ktoś ogląda mój film na telefonie komórkowym i nawet robi to w tramwaju, to ja też się cieszę, mimo że ciężko pracowałem nad tym filmem, chciałem go zrobić jak najlepiej, a ogląda się go w najgorszych warunkach, ale jednak jest dialog, ktoś mnie ogląda - powiedział reżyser.
Przyznał jednocześnie, odnosząc się do wprowadzonych z powodu koronawirusa obostrzeń, że "wolałby być pesymistą i powiedzieć, że do lata nie szykujmy się" na pójście do kina. - A jakby się okazało, że to minie szybciej i nie wróci, no to wtedy może jeszcze przed początkiem wakacji - dodał.
Pytany, czy widzi jakiś scenariusz w tym, co wokół nas się dzieje, odparł: - Ja bym nie gonił za aktualnością. Film się długo smaży, czyli to, co nie jest aktualne, co nie ma takiej bieżącej aktualności, jest chyba dla kina stosowniejsze, wartościowsze. Mnie bardziej to interesuje - zaznaczył.
"Boli bardzo, bo bardzo ten kraj jest mi bliski"
Zanussi przyznał również, że bliska jest mu sytuacja we Włoszech, kraju szczególnie dotkniętego epidemią COVID-19. - Boli bardzo, bo bardzo ten kraj jest mi bliski. Mam dalekich kuzynów we Włoszech, mam całą rzeszę przyjaciół. Jest to niespodziewane właściwie, że ta pandemia dotknęła Włochy mocniej niż inne kraje - powiedział.
- Ludzie szukają różnych usprawiedliwień, że to Włosi lekkomyślni, że się nie poddali różnym rygorom. Musiałby ktoś to zmierzyć, czy to prawda. Ale po prostu tak wypadło na te Włochy, że ucierpiały więcej niż ktokolwiek inny - skomentował reżyser.
"Tęsknię do ludzi, takich żywych, a nie elektronicznych"
Przyznał również, że przez pandemię najbardziej brakuje mu kontaktu z ludźmi. - Ja miałem szalenie ruchliwe życie, szalenie dużo jeździłem i nagle w kalendarzu wszystko wykreślone. Tęsknię do ludzi, takich żywych, a nie elektronicznych, chociaż elektroniczne kontakty są też bardzo miłe - powiedział.
Zastanawiał się również, jak będą wyglądały relacje społeczne, kiedy sytuacja wróci do normy.
- Te kontakty międzyludzkie może będziemy teraz bardziej cenili właśnie dlatego, że przez chwilę był ich pewien niedosyt - przypuszczał. - Będziemy cenili pewną odświętność, bo zabrane są święta w tym roku. One nie będą miały tej całej formalnej oprawy, która wyznaczyła pewien rytm roku - dodał.
"Jestem zaniepokojony, bo kraj wchodzi w taki trudny czas, bardzo osłabiony przez kłótnie"
Reżyser odniósł się również do kwestii polityki. Na pytanie, czy czuje, że w czasie pandemii znajduje się pod opieką polityków, odpowiedział, że "zupełnie nie, ale też nie oczekuje tego zaopiekowania nawet bez pandemii".
- Ja bym chciał, żeby oni robili swoje - mówił. - Ale jestem zaniepokojony, bo kraj wchodzi w taki trudny czas, bardzo osłabiony przez kłótnie, przez jakieś ogromne napięcia, przez nieufność, która się stworzyła. Ufność to jest ogromny walor w polityce - dodał. - Jak ufamy władzy, to jesteśmy w stanie przejść przez trudne czasy. Jak nie ufamy, jak ta władza nie zasługuje na zaufanie, to jesteśmy dużo bardziej podatni na histerie (...). Ja się tego bardzo boję, że jak będą trudne czasy, to będzie trudno komuś zaufać - podkreślił.
"Dla kraju w takim trudnym momencie taki autorytet moralny byłby szalenie potrzebny, a jest nadwyrężony"
Rozmówca Piotra Jaconia zwrócił również uwagę na głos Kościoła, którego - jak przyznał - brakuje mu w obecnej sytuacji. - Kościołowi, który w trudnych momentach historii był takim spoiwem w jakiś sposób, teraz taką rolę będzie trudno spełnić - ocenił.
- Brakuje mi przywództwa, takiego duchowego przywództwa - przyznał Krzysztof Zanussi. - Oczywiście widzę wspaniałych księży, zdarzają się tacy, ale jest też ogromny spadek zaufania po różnych niefortunnych wypowiedziach czy zdarzeniach w naszym współczesnym Kościele. Dla kraju w takim trudnym momencie taki autorytet moralny byłby szalenie potrzebny, a jest nadwyrężony - zaznaczył.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24