Bez gwarancji, bez listy dostawców części zamiennych i podmiotów uprawnionych do serwisu, bez paszportów urządzenia i przede wszystkim bez przewodów umożliwiających podłączenie respiratorów do tlenu. W takim stanie urzędnik Ministerstwa Zdrowia odebrał 60 urządzeń od firmy byłego handlarza bronią. Dokumenty w tej sprawie ujawniło stowarzyszenie Watchdog Polska.
O skandalu z zamówieniem na respiratory piszemy na tvn24.pl od czerwca. Ujawniliśmy, że 14 kwietnia ówczesny wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński podpisał umowę na dostawę 1241 respiratorów od firmy E&K. Firma E&K, należąca do znanego z handlu bronią Andrzeja Izdebskiego zobowiązała się, że pierwsze urządzenia dostarczy jeszcze w kwietniu. W sumie całość dostaw miała zostać zrealizowana do 30 czerwca. Zachęcony tymi, nierealnymi, jak już dziś wiadomo, terminami Cieszyński zdecydował, żeby jeszcze tego samego dnia przelać na konto E&K zaliczkę: 35 mln euro, czyli 154 mln złotych, czyli ponad trzy czwarte z 200 mln, które miała dostać lubelska firma.
E&K zawalała kolejne terminy dostaw, w końcu 30 czerwca udało jej się dostarczyć 60 respiratorów. 50 urządzeń niemieckiej marki Draeger, których początkowo nie było w umowie z MZ i 10 koreańskich Mekicsów. W kolejnym tygodniu Andrzejowi Izdebskiemu udało się jeszcze dostarczyć 140 koreańskich respiratorów. Z dostawy pozostałego sprzętu nigdy nie się wywiązał.
Protokoły z ministerstwa
W ramach dostępu do informacji publicznej stowarzyszenie Sieć Obywatelska Watchdog Polska wystąpiło do Ministerstwa Zdrowia o dokumentację związaną z tą transakcją. W odpowiedzi MZ przesłało m.in. umowy na sprzedaż i dostawę respiratorów, faktury na poszczególne modele oraz protokół dostawy z 30 czerwca.
I to ten ostatni dokument budzi największe kontrowersje. Podpisany pod nim jest dyrektor departamentu ratownictwa medycznego i obronności Jan Gessek. Z protokołu wynika, że MZ przyjęło 50 respiratorów niemieckiej firmy Draeger (w tvn24.pl ujawniliśmy, że pierwotnie producent sprzedał je do Pakistanu) oraz 10 urządzeń firmy Mekics z Korei Południowej.
W umowie na zakup respiratorów, którą Janusz Cieszyński podpisał 14 kwietnia z Andrzejem Izdebskim, w punkcie 4 wyraźnie czytamy, że "wykonawca dostarczy zamawiającemu wraz z dostawą urządzeń w formie papierowej oraz elektronicznej:
1. kartę gwarancyjną 2. instrukcję obsługi (...) 4. wypełniony paszport urządzenia 5. wykaz podmiotów upoważnionych przez wytwórcę lub autoryzowanego przedstawiciela do wykonywania czynności serwisowych (...) 6. listę dostawców części zamiennych”
Tymczasem w przypadku niemieckich urządzeń, jak wynika z protokołu dostawy, nie ma żadnego z powyższych dokumentów. W przypadku karty gwarancyjnej - ktoś przekreślił to wymaganie i dopisał, że karta zostanie dostarczona w momencie instalacji urządzenia oraz że gwarancja zostanie rozpoczęta w chwili instalacji urządzenia. To sprzeczne z umową podpisaną przez Ministerstwo Zdrowia - wynika z niej, że gwarancja liczy się od momentu dostawy.
Trochę bardziej kompletna była dokumentacja sprzętu z Korei - posiadał on instrukcję obsługi. Ale i niemieckie, i koreańskie respiratory w ogóle nie powinny przejść odbioru, bo, jak czytamy w dokumencie, "sprzedający dostarczył wraz z urządzeniem przewód zasilający urządzenie w tlen w standardzie BS (British Standard), który uniemożliwia podłączenie urządzenia do instalacji tlenowej w podmiotach leczniczych w Polsce".
Dlaczego urzędnik to podpisał?
Z dokumentu wynika, że Andrzej Izdebski miał w ciągu 14 dni dostarczyć odpowiednie przewody. A mimo to urzędnik Ministerstwa Zdrowia podpisał się pod protokołem przekazania tych urządzeń. W dodatku z umowy wykreślono punkt, który mówi, że gdyby dostawca nie dostarczył wymaganych dokumentów, protokołu można nie podpisywać.
Andrzej Izdebski w rozmowie z tvn24.pl stwierdził, że dostarczył brakujące końcówki przewodu tlenowego i wszystko działa normalnie, zapewnia też, że nie brakuje gwarancji, instrukcji oraz innych dokumentów.
Tę kwestię potwierdziło w mailu do tvn24.pl Ministerstwo Zdrowia. Jednak na większość naszych pytań dotyczących wątpliwości w związku z ujawnionymi przez Watchdog Polska dokumentami resort na razie nie odpowiedział.
Firma E&K do dziś zalega na ponad 70 milionów złotych Ministerstwu Zdrowia. Z 35 milionów euro przekazanych E&K w kwietniu odliczono 9 milionów za dostarczone 200 respiratorów, ale doliczono 3,6 mln euro kar za niedotrzymanie warunków umowy. Firma Izdebskiego spłaciła z tego jedynie 14,2 mln euro, przy czym ostatnia wpłata na konto Ministerstwa Zdrowia miała miejsce 26 czerwca (na koncie ministerstwa zaksięgowano ją trzy dni później). Andrzej Izdebski zwrócił wtedy 4,3 mln euro.
Od tego czasu minęły niemal dwa miesiące, a ministerstwo nie dostało od handlarza bronią ani złotówki.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock