Minister zdrowia Adam Niedzielski podpisał w piątek rozporządzenie, zgodnie z którym katalog danych zbieranych przez personel medyczny został rozszerzony między innymi o alergię, grupę krwi i ciążę. Taka zmiana już wcześniej wzbudzała kontrowersje, według opozycji i części organizacji społecznych ma na celu stworzenie "rejestru ciąż". - Nie tworzymy żadnych rejestrów, a jedynie poszerzamy system raportowania w oparciu o zalecenia Komisji Europejskiej. Dostęp do danych będą mieli wyłącznie medycy - przekonywał rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz. Szef PO Donald Tusk podkreślił, że "Polki potrzebują opieki, a nie kontroli". - Chciałbym, żeby wreszcie ci ludzie, którzy to wymyślili, zrozumieli to - dodał.
Według resortu zdrowia celem rozporządzenia podpisanego przez ministra zdrowia Adama Niedzielskiego jest doprecyzowanie szczegółowego zakresu danych dotyczących zdarzenia medycznego przetwarzanego w systemie informacji oraz zasad ich przekazywania. Zdaniem ministerstwa zmiany przełożą się na zwiększenie dostępności i przejrzystości informacji przekazywanych do Systemu Informacji Medycznej (SIM), co usprawni pracę personelu medycznego, ułatwi obieg dokumentacji medycznej i ograniczy koszty jej udostępniania.
Wśród danych, które pojawią się w SIM, są między innymi: dane służące identyfikacji podmiotu medycznego, dane dotyczące wyrobów medycznych, informacje o alergiach, implantach, grupie krwi, informacja o rozpoczęciu i zakończeniu hospitalizacji, kod ICF w zakresie rehabilitacji leczniczej i informacja o ciąży.
"Rozporządzenie nie tworzy żadnych rejestrów, a jedynie poszerza system raportowania"
- Minister zdrowia podpisał dziś rozporządzenie. Katalog danych zbieranych przez personel medyczny został poszerzony o alergię, ciała obce, grupę krwi oraz o fakt bycia w ciąży. Należy podkreślić, że rozporządzenie nie tworzy żadnych rejestrów, a jedynie poszerza system raportowania - powiedział w piątek rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz.
Jak mówił, poszerzenie zakresu danych raportowanych w ramach systemu informacji medycznej to wynik zaleceń wypracowanych przez zespół, który został powołany przez Komisję Europejską. Zespół ten, jak dodał, miał wypracować standard raportowania medycznego, który ułatwi pracę lekarzy w ramach coraz szerszego zakresu danych medycznych, które podlegają digitalizacji.
- Zespół zakończył pracę w 2013 roku, gdy ministrem zdrowia był Bartosz Arłukowicz, i to wówczas pojawiło się pierwsze zalecenie dla państw Unii Europejskiej wskazujące na konieczność poszerzenia zakresu raportowanych danych między innymi o ciążę. Trzeba podkreślić, że wszelkie raportowane dane, na które wskazała Komisja Europejska mają służyć przede wszystkim pacjentom, w szczególności tym, którzy dość często przemieszczają się pomiędzy poszczególnymi państwami Unii - powiedział Andrusiewicz.
Unijna Karta Pacjenta. "Objęcie ciąży obowiązkiem raportowym jest jak najbardziej zasadne"
Rzecznik mówił, że tak powstał pomysł powołania Patient Summary - Karty Pacjenta, która ma ułatwiać korzystanie z usług medycznych w całej UE w oparciu o posiadaną historię leczenia i podstawowe dane o pacjencie.
- Patient Summary ma obowiązywać w Unii Europejskiej od przyszłego roku. Jego wdrożenie jest obligatoryjne dla wszystkich państw Wspólnoty. Objęcie ciąży obowiązkiem raportowym jest jak najbardziej zasadne w świetle istotności tej informacji z perspektywy prowadzonego procesu leczniczego - powiedział.
Wskazał w tym kontekście między innymi, że ciężarne kobiety nie powinny być poddawane szeregowi procedur medycznych, na przykład badaniom RTG, oraz że nie mogą im być ordynowane niektóre produkty lecznicze. Przekazywanie przez usługodawcę do SIM informacji o ciąży pacjentki służyć będzie zatem - jak przekonywał rzecznik resortu zdrowia - dostosowaniu terapii do stanu ciężarnej pacjentki i zapewnieniu bezpieczeństwa zdrowotnego jej oraz nienarodzonemu dziecku.
- To w swoich zaleceniach podkreśla również Komisja Europejska. Dostęp do danych raportowanych będzie miał wyłącznie lekarz prowadzący, a na życzenie pacjenta, pacjentki każdy inny medyk, z którego usług zechce dana osoba skorzystać - mówił. Zapowiedział, że na razie nowe dane będą przekazywane w ramach Systemu Informacji Medycznej fakultatywnie. Obligatoryjność raportowania wejdzie w życie 1 października.
Andrusiewicz: nikt nie tworzy żadnego rejestru
W poniedziałek w rozmowie z reporterem TVN24 Andrusiewicz powtórzył, że "nikt nie tworzy w Polsce żadnego rejestru ciąż".
Podkreślił, że "każde zdarzenie medyczne jest rejestrowane w karcie pacjenta". - Leki, alergie, długotrwałe schorzenia - to wszystko jest odnotowane. Jeżeli będzie wymóg dokonania jakiegokolwiek zabiegu, ten zabieg również zostanie odnotowany. Ale on nie pojawi się w żadnym raporcie, on pojawi się w karcie pacjenta - mówił.
- Jeżeli rozmawiamy o zabiegu aborcji, która jest dopuszczalna w Polsce przynajmniej w dwóch przypadkach, jeżeli jest potrzeba przeprowadzenia tego zabiegu, ten zabieg również jest odnotowywany. A to, kto będzie miał później do niego dostęp, to zależy wyłącznie od kobiety - podkreślił.
Maląg: rejestr medyczny ma służyć temu, by pacjent był jak najlepiej obsłużony
Minister rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg powiedziała, że "rejestr medyczny ma służyć temu, by pacjent był jak najlepiej obsłużony, żeby lekarz pierwszego kontaktu, a także lekarze specjaliści mieli pełny dostęp do dokumentacji medycznej".
- Ta dokumentacja jest znana tylko lekarzom, oni mają dostęp do tych szczególnie wrażliwych danych. Jeżeli chcemy kompleksowo i skutecznie leczyć Polaków, to ten rejestr jest potrzebny. Między innymi, jeżeli kobieta będzie w ciąży, to również będzie to pewnie odnotowane - dodała w rozmowie z reporterką TVN24.
Tusk: Polki potrzebują opieki, a nie kontroli
Szef Platformy Obywatelskiej Donald Tusk powiedział w poniedziałek, że "nie może tego zaakceptować". - Ten rejestr ciąż miał służyć temu, by pomagać kobietom w ciąży, przyszłym matkom w organizacji opieki lekarskiej. Dzisiaj mamy do czynienia z próbą rejestracji, by kontrolować - stwierdził.
- Chciałbym, żeby wreszcie ci ludzie, którzy to wymyślili i to prowadzą, (…) zrozumieli, że Polki to wolni ludzie, z pełnymi prawami, które nie wymagają kontroli. Czasami mam wrażenie, że takie pomysły rodzą się w głowach polityków płci męskiej, którzy mają bardzo poważny problem - mówił Tusk.
Przewodniczący PO podkreślił, że "dzisiaj Polki, przyszłe matki potrzebują opieki, pełnego dostępu do lekarza, a nie kontroli prokuratora nad procesem donoszenia ciąży".
Dziemianowicz-Bąk: powodów do strachu właśnie przybyło
"Rejestr ciąż w kraju z niemal całkowitym zakazem aborcji przeraża" - napisała na Twitterze posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. "Polki już dziś nie zachodzą w ciążę z obawy przed przymusem porodu w każdej sytuacji. Powodów do strachu właśnie przybyło" - dodała.
Z posłanką Lewicy rozmawiała w poniedziałek reporterka TVN24.
"Powinniśmy zachować czujność"
Kamila Ferenc, prawniczka z Fundacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, mówiła w TVN24, że "zawsze, kiedy chodzi o zbieranie danych wrażliwych, powinna się zapalać czerwona lampka".
- Zbieranie takich danych zawsze daje pokusę ich wykorzystania przeciwko obywatelom, dla celów władzy nie zawsze zbieżnych z interesem obywateli - mówiła.
- Praktyka pokaże, czy rzeczywiście tak się stanie. Powinniśmy zachować czujność - dodała Ferenc.
Kontrowersyjny projekt już wcześniej spotkał się z krytyką
Już jesienią ubiegłego, gdy projekt rozporządzenia trafił do konsultacji pojawiło się wiele głosów kwestionujących zasadność gromadzenia danych na przykład o ciążach.
O "rejestrze ciąż" mówili w listopadzie 2021 roku między innymi politycy opozycji np. lider PO Donald Tusk i marszałek Senatu Tomasz Grodzki.
Donald Tusk komentował wówczas, że "gdyby to był inny rząd, można by mieć złudzenie, że chodzi o poprawę standardów i zwiększenie opieki nad ciężarnymi w Polsce". - Chciałbym, żeby to były intencje opiekuńcze, ale żadne z działań tego rządu nie wskazuje, żeby to była ich intencja. Kontrola i przymus, przymus i kontrola, to jest to, co stało się ideologiczną obsesją PiS - ocenił.
Grodzki mówił zaś, że "nie potrafi pojąć, dlaczego obecna władza tak nienawidzi kobiet, aby zamieniać je w maszyny do reprodukcji". - Wydawało mi się, że proza (George'a) Orwella, w tym "Rok 1984", to jest fantazja literacka, która nigdy się nie zdarzy. Nie wiem, czy ma się zgadzać liczba ciąż z liczbą porodów, żeby wykrywać aborcje czy poronienia, nie wiem w czyich chorych umysłach legną się takie idiotyczne pomysły - mówił wtedy marszałek Grodzki.
Gabriela Morawska-Stanecka, wicemarszałek Senatu z Lewicy powiedziała, że celem planowanej nowelizacji jest "wprowadzenie zupełnego, całkowitego zakazu aborcji". - Oni idą dalej, chcą zlikwidować podziemie aborcyjne, zlikwidować możliwość aborcji, nawet za granicą, poprzez taki rejestr. Lekarz, który potwierdzi ciążę, będzie musiał ją zarejestrować i kobieta będzie inwigilowana - ostrzegała.
Paulina Hennig-Kloska z Polski 2050 powiedziała, że "władza może wykorzystywać (taki rejestr - red.), by ścigać kobiety, które udadzą się za granicę, by w bezpiecznych warunkach przerwać ciążę, która nie ma szans na powodzenie, rozwój". - Nie ma tu zaufania do rządu, Ministerstwa Zdrowia i przede wszystkim Ministerstwa Sprawiedliwości - dodała.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock