Według zapowiedzi resortu zdrowia, do systemu ratownictwa medycznego w tym roku trafi dodatkowe 60 milionów złotych. Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, profesor Andrzej Matyja mówił w TVN24, iż z jego wyliczeń wynika, że aby spełnić zapowiedzi ministerstwa, potrzebne jest znacznie więcej niż wspomniane 60 milionów złotych. - Minister jest ekonomistą, może umie lepiej liczyć. Mnie jako medykowi wyszło to troszeczkę inaczej - mówił Matyja. Karolina Kowalska z "Rzeczypospolitej" zwracała uwagę, że "to nie są pieniądze, które trafią prosto do kieszeni ratowników".
Ratownicy medyczni walczą o wyższe wynagrodzenia, nie zgadzają się też na wyjątkowo trudne warunki pracy. Od 1 września rozpoczęli ogólnopolski protest. Część z nich nie przyszła do pracy lub wzięła minimalną liczbę godzin podczas dyżurów.
Minister zdrowia Adam Niedzielski przekazał we wtorek na konferencji prasowej, że do systemu ratownictwa medycznego w tym roku trafi dodatkowe 60 milionów złotych. Wiceminister zdrowia Waldemar Kraska poinformował, że od 1 października wzrosną wyceny tak zwanych dobokaretek. W karetce specjalistycznej wzrost ma wynieść ponad 1400 złotych, a w karetce podstawowej 1000 złotych.
Matyja o wyliczeniach resortu zdrowia: coś mi się nie podoba
O tych zapowiedziach mówił w środę w TVN24 prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, profesor Andrzej Matyja. Podawał w wątpliwość kwotę, którą resort zdrowia zamierza przeznaczyć na system ratownictwa medycznego.
- Nie jestem matematykiem, żeby to szczegółowo wyliczyć, ale coś mi się nie podoba - przyznał.
Obliczał, że jeżeli mamy w Polsce około 1600 karetek, a wzrost w wersji podstawowej dla funkcjonowania jednego zespołu ratownictwa ma wynosić tysiąc złotych, to dziennie w skali kraju będzie to milion sześćset tysięcy złotych. Mnożąc to przez liczbę dni, jaka została do końca roku, otrzymał - jak wskazywał - "ponad 160 milionów złotych", a nie wspomniane przez ministerstwo 60 milionów.
- Minister jest ekonomistą, może umie lepiej liczyć. Mnie jako medykowi wyszło to troszeczkę inaczej - stwierdził Matyja.
- I jest główne pytanie: czy w tej kwocie, tak zwanej dobokaretce, to już mieszczą się wszystkie te dodatki, które w tej chwili system ratownictwa otrzymywał, czy to są dodatkowe pieniądze? Tego na dzień dzisiejszy ani my, ani ja, ani myślę, że medycy, dyrektorzy szpitali nie wiedzą - mówił dalej.
Matyja: to jest polityka działająca na chwilę
Jako drugi istotny aspekt tej sprawy Matyja wskazywał, że "w tej dobokaretce są tylko i wyłącznie pieniądze dla ratowników pracujących w pogotowiach", a "zapomniało się o ratownikach pracujących w Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych".
- Czyli znów jest segregacja na lepszych i gorszych - stwierdził.
Ocenił, że takie działanie ze strony resortu zdrowia "to jest polityka niespójności, to jest polityka działająca na chwilę, bo jest zapowiedziany zbliżający się protest". Ten ma się odbyć w sobotę, 11 września.
Kowalska: to nie są pieniądze, które trafią prosto do kieszeni ratowników
O tym, jak zapowiedziany przez Ministerstwo Zdrowia wzrost wyceny pracy zespołu ratownictwa medycznego przełoży się na realną podwyżkę ich zarobków, mówiły w TVN Karolina Kowalska z "Rzeczpospolitej" oraz Beata Pieniążek-Osińska z portalu politykazdrowotna.
Kowalska zwracała uwagę, że kwoty, o których mówi resort zdrowia, "to nie są pieniądze, które trafią prosto do kieszeni ratowników". Wyliczała, że składają się na to nie tylko wynagrodzenia ratowników i lekarza, który jeździ karetką, ale także koszty amortyzacji samochodu, koszty utrzymania go, kupienia go, koszty sprzętu medycznego, ale także utrzymania administracji związanej z obsługą takiej karetki.
Pieniążek-Osińska: zmieni się rzeczywiście nic albo niewiele
Beata Pieniążek-Osińska mówiła, że po wzroście wyceny funkcjonownaia zespołu ratownictwa medycznego "zmieni się nic albo niewiele". - Na pewno nie będą to kwoty, które będą satysfakcjonowały ratowników, które pozwolą na to, żeby mogli pracować w wymiarze godzin odpowiadającym jednemu etatowi, czyli to, do czego dążą i jakie są właśnie ich postulaty - powiedziała. - O podziale pieniędzy z podwyższonej stawki dobokaretki będą decydowali dyrektorzy tych stacji, którzy nadzorują zespoły wyjazdowe. Więc to w ich gestii będzie podział pieniędzy - zauważyła.
Zwracała jednak uwagę, że przy tej liczbie ratowników medycznych i przy kosztach, które są ponoszone przy takiej karetce, dla samych ratowników może zostać niewiele na podwyżkę.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock