Nie używam żadnej pompki. Przyjęcia do małopolskiej PO odbyły się zgodnie z prawem, każde członkostwo zostało potwierdzone przez biuro krajowe partii - powiedział w "Jeden na jeden" Ireneusz Raś, szef małopolskiej PO, odnosząc się do sprawy "martwych dusz" w Platformie. Zapewnił, że w związku z tym nie znalazł się w cieniu podejrzeń, bo w jego sprawie ani regionie nie toczy się żadne postępowanie.
Raś przekonywał, że zapisywanie do PO odbyło się zgodnie z partyjnymi procedurami. Zaś wrażenie, jakoby wpisywanie części członków nastąpiło niemal w ostatniej chwili wynikało z tego, że mijał termin zamykania list członków PO uprawnionych do głosowania w wyborach na szefa partii, a w regionalnym biurze Platformy zalegało jeszcze sporo deklaracji członkowskich, które trzeba było potwierdzić.
W poniedziałek "Gazeta Wyborcza" napisała, że w dniach 22-23 marca do centralnego rejestru członków PO dopisano w Małopolsce do 24 kół dokładnie 433 osoby. Pracownik biura siedział przy uaktualnianiu bazy "praktycznie non stop, 24 godziny na dobę".
- Nie 400 nazwisk tylko dużo mniej, i nie w jednym dniu. (...) Przyjęcie odbywa się w kołach PO, a nie w biurze regionalnym - zapewniał Raś. Dodał, że ma zaufanie do osób, które zapisały się do PO i sposobu, w jaki zostały przyjęte.
Raś stwierdził, że nie będzie wytaczał procesu "GW", bo - jak się wyraził - opisane przez gazetę sprawy nie są istotne dla małopolskiej PO. Poza tym, jak dodał, wszystko zostało sprawdzone i nikt nie podważa zapisania się nowych członków do partii.
- Wszystko wzięło się od niezbyt dojrzałego stwierdzenia Jarosława Gowina, że coś złego dzieje się w Platformie, że ktoś dopisywał osoby w Polsce po to, aby przegrał on wybory z Donaldem Tuskiem. Taka była jego konstatacja, potem się z tego wycofywał - powiedział Raś.
- To nie są żadne fakty. Faktem jest, że każda osoba, która się zapisała do Platformy, musiała być potwierdzona przez biuro regionalne. Gdyby tak się nie stało, byłbym oskarżony o manipulację - dodał.
Raś nie chciał się odnosić do słów wiceszefa PO Grzegorza Schetyny, który w rozmowie z TVN24 powiedział, że o ponad 400 nowych członkach małopolskiej Platformy dowiedział się z mediów i sprawę trzeba dokładnie zbadać, a jeśli pogłoski te okażą się prawdziwe, sprawa "na pewno może zaszkodzić PO".
W opinii Rasia, słowa Schetyny zostały wyrwane z kontekstu, poza tym woli on porozmawiać z nim osobiście, a nie za pośrednictwem mediów.
Zapewnił, że w związku ze sprawą rzekomych "martwych dusz" nie znalazł się w cieniu podejrzeń, bo w jego sprawie ani regionu nie toczy się żadne postępowanie.
"Martwe dusze"
Dyskusję o "martwych duszach" w PO wywołał pod koniec sierpnia Gowin, który w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" mówił o "sztucznym pompowaniu kół" w Platformie.
- Znowu są "noce cudów". W Małopolsce w przeddzień zamknięcia list uprawniających do udziału w głosowaniu wpisano do Platformy kilkaset osób. Obawiam się, że duża część z nich to typowe "martwe dusze" potrzebne baronom partyjnym w rozprawie z konkurentami - powiedział Gowin.
O przywództwo w małopolskiej PO rywalizują poseł Ireneusz Raś oraz Grzegorz Lipiec, sekretarz małopolskiej PO. Pierwszy uważany jest za człowieka Donalda Tuska, drugi - Grzegorza Schetyny.
Większą szansę na wygraną ma ten, kto ma więcej wspierających go delegatów.
Autor: MAC/tr / Źródło: tvn24