Jesteśmy krajem frontowym, takie rzeczy będą się zdarzać, albo przypadkowo, albo jako próby dywersji - powiedział doktor Sławomir Dębski, dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. W sobotnich "Faktach po Faktach" komentował sprawę rosyjskiej rakiety pod Bydgoszczą. Oceniając działania polskich władz w tej sprawie, powiedział, że "brak reakcji jest reakcją".
Pod koniec kwietnia Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało, że w okolicach miejscowości Zamość, około 15 kilometrów od Bydgoszczy, znaleziono szczątki niezidentyfikowanego obiektu wojskowego. Natknęła się na niego w lesie przypadkowa osoba. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku wszczęła w tej sprawie śledztwo. W piątek śledztwo w sprawie szczątków obiektu powietrznego znalezionych w lesie w okolicach Bydgoszczy zostało przejęte przez Mazowiecki Wydział Zamiejscowy Prokuratury Krajowej.
Według doniesień medialnych i informacji przekazywanych pośrednio przez polityków najpewniej chodzi o rosyjski pocisk manewrujący Ch-55, zdolny do przenoszenia ładunków nuklearnych, ale w tym przypadku nieuzbrojony, wyposażony w głowicę wykonaną z betonu.
"Sytuacja jest nadzwyczajna"
- Jesteśmy krajem frontowym, takie rzeczy będą się zdarzać, albo przypadkowo, albo jako próby dywersji - odniósł się do tych doniesień doktor Sławomir Dębski, dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, gość sobotnich "Faktów po Faktach". Dodał, że "Rosjanie będą testować nie tylko naszą, ale także NATO-wską zdolność do reagowania". - Nie ma lepszej taktyki z puntu widzenia adwersarza niż próba wywołania zamieszania, puszczenia piłki między obrońców - powiedział.
W jego ocenie "sytuacja jest nadzwyczajna". - Mamy wojnę za wschodnią granicą, to nie jest sytuacja pokoju, gdzie samolot zgubił bombę. A to się zdarzało. Amerykanom zdarzało się zgubić nawet bombę jądrową, bo odpięła się od samolotu i gdzieś spadła. Takie rzeczy się zdarzają - stwierdził. Zaznaczył jednak, że "jesteśmy w szczególnej sytuacji, dlatego, że sąsiadujemy ze wszystkimi państwami, które są zaangażowane w konflikt zbrojny". - Ukraina broni się przed agresją, Rosja napadła, Białoruś jest po stronie rosyjskiej - zauważył.
Jak mówił Dębski, "z całą pewnością będą podejmowane próby, by - po pierwsze - zmniejszyć zakres polskiego wsparcia dla Ukrainy, aby spowodować niepokoje społeczne, aby wreszcie przetestować jak wyglądają polskie procedury".
"Brak reakcji jest reakcją"
Komentując działania polskich władz w sprawie rosyjskiej rakiety pod Bydgoszczą, dyrektor PISM stwierdził, że "brak reakcji jest reakcją".
- Wszystko zależy o tym, co wiedzieliśmy o intencjach strony, która do tego rodzaju prowokacji się uciekła. Jeśli chodziło o to, by wywołać w Polsce jakiś stan napięcia, społecznej ekscytacji, to niewątpliwie zamiecenie sprawy pod dywan jest również reakcją - ocenił.
Pytany, co taki incydent mówi nam o bezpieczeństwie polskich granic, obywateli i zdolnościach bojowych polskiej armii, dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych odparł: - Taki incydent mówi nam jedno, że sytuacja, do której byliśmy przyzwyczajeni przez ostatnich 30 lat, że żyjemy w Europie, w której konflikty zbrojne się już nie zdarzają, a wojna na wielką skalę jest niedopuszczalna, te czasy już minęły. Dodał przy tym, że "wszystkie instytucje, struktury państwa, procedury, muszą się dostosowywać".
- Pewnie nie na wszystkie scenariusze jesteśmy przygotowani - dodał gość "Faktów po Faktach".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24