To, że wykształcimy "prawie lekarza", na "prawie uczelni", z "prawie zasobami" oznacza, że nie tylko wykształcimy słabego lekarza, ale także słabego dydaktyka, który potem będzie słabo kształcił kolejne pokolenia lekarzy - mówił w "Jeden na jeden" Sebastian Goncerz, przewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL. Wyznał, że martwi się o jakość kształcenia medyków, która uległa w ostatnich latach degradacji. - To jest pewne domino, które zaczyna się sypać. Chcemy bić na alarm wszystkimi naszymi metodami, żeby zatrzymać to póki te klocki są jeszcze małe - oświadczył.
W sobotę w samo południe przed siedzibą Ministerstwa Zdrowia w Warszawie odbędzie się protest lekarzy-rezydentów.
W liście wystosowanym przez Porozumienie Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy czytamy “Ten protest ma być apelem do wszystkich polityków w Polsce. Lekarze i lekarki mówią wprost – nie zgadzamy się na bylejakość w zarządzaniu ochroną zdrowia. Jako praktycy każdego dnia widzimy mnogość systemowych problemów i mamy dosyć ignorowania ich. Ochrona zdrowia MUSI stać się kluczowym punktem programów politycznych na te wybory”.
"Domino, które zaczyna się sypać"
Członkowie OZZL piszą w liście o degradacji jakości kształcenia lekarzy w ostatnich latach, co w ich ocenie jest "skrajnie niebezpieczne i niezgodne z prawem".
W sobotę gościem programu "Jeden na jeden" w TVN24 był Sebastian Goncerz, przewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL, lekarz stażysta, z wykształcenia psychiatra. Zauważył on, że kształcenie lekarzy standardowo odbywa się "przezpokoleniowo", czyli starsi lekarze kształcą młodszych lekarzy.
- To, że wykształcimy "prawie lekarza", na "prawie uczelni", z "prawie zasobami", gdzieś tam zabraknie jednej, dwóch, trzech, pięciu, dziesięciu rzeczy, to oznacza, że nie tylko wykształcimy słabego lekarza, ale wykształcimy też słabego dydaktyka, który potem będzie słabo kształcił kolejne pokolenia lekarzy. To jest pewne domino, które zaczyna się sypać i jesteśmy na jego bardzo wczesnym etapie. Chcemy bić na alarm wszystkimi naszymi metodami, żeby zatrzymać to póki te klocki domina są małe - mówił Goncerz.
Wyznał, że martwi się o jakość kształcenia i o to, że "w przyszłości przyjdzie nam pracować w zespołach, bo medycyna jest pracą zespołową, które w pewnym sensie są wybrakowane pod kątem wiedzy, wykształcenia, przygotowania".
Zwrócił uwagę, że nowe uczelnie oferujące kierunki medycznie nie odciążają już istniejących, gdyż są one zmuszone korzystać z tej samej infrastruktury. Bez nich - przekonywał - nie byłyby w stanie funkcjonować. Jako przykład wskazywał prosektoria uniwersytetów medycznych, które są "wypożyczane" nowym uczelniom w weekendy lub popołudnia.
Goncerz: dziury łata się ludźmi, nie szuka się systemowych rozwiązań
W liście lekarze-rezydenci piszą również, że systemowe dziury łatane są kosztem zdrowia młodych lekarzy. - Za każdym razem, kiedy czegoś brakuje w danej placówce, to idzie tam człowiek. Nie szuka się systemowych rozwiązań, które pozwoliłyby tą dziurę w pewnym sensie załatać, tylko idzie tam człowiek - mówił gość "Jeden na jeden".
Jak tłumaczył, takim przykładem są np. szpitale monospecjalistyczne, czyli zajmujące się pojedynczą dziedziną, gdzie jest mało personelu lekarskiego. Zaznaczył, że w przypadku szpitali psychiatrycznych zdarza się, że na jednego lekarza przypada 300 pacjentów.
Zdaniem Goncerza powinny powstać "normy minimalnego zatrudnienia, czyli taka siatka bezpieczeństwa". Jak mówił, to "minimum" nie powinno być ustalane przez "jednego człowieka w garniturze, który rzuca jakąś liczbę", ale przez zespół ekspertów. - Od zobaczenia problemu do konkretnego i precyzyjnego rozwiązania z pewnymi liczbami jest daleka droga. I właśnie to jest coś, co krytykujemy w decyzjach resortu - powiedział psychiatra.
Goncerz: system zniechęca do pracy w publicznej ochronie zdrowia
Goncerz przyznał, że w Polsce brakuje lekarzy, ale zaznaczył, że "te braki kadrowe, jeśli celujemy w średnią europejską, nie są aż tak dramatyczne, jak można by się spodziewać".
Podkreślił, że problem dotyczy głównie publicznej ochrony zdrowia. - To, co ja uważam za główne źródło problemu, to nie jest liczba samych lekarzy. To też jest problem, ale nie główny. Głównym problemem jest zagospodarowanie lekarza w systemie. To, że on jest w pewnym sensie nieefektywnie zagospodarowany - mówił Sebastian Goncerz.
Dodał, że "system zniechęca" do pracy publicznej w publicznej ochrony zdrowia.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24