Policjanci byli bardzo agresywni. Ręka została mi wykręcona tak brutalnie w drodze do radiowozu, że została złamana - relacjonowała dla TVN24 jedna z uczestniczek środowego protestu przed warszawską komendą. Rzecznik Komendy Stołecznej Policji nadkomisarz Sylwester Marczak utrzymuje, że dziewczyna "stawiała opór". Wyjaśnień w tej sprawie chce od komendanta stołecznego policji poseł KO Michał Szczerba, który pomagał kobiecie. - Mamy do czynienia z potencjalnym przestępstwem, które popełnił funkcjonariusz, bo złamanie ręki nie powinno mieć miejsca - powiedział.
W środę pod hasłem "Spacer dla przyszłości" odbyła się manifestacja w obronie klimatu, równości i praw człowieka. Marsz tuż po starcie został zablokowany przez policję. Protestujący spędzili w Alejach Ujazdowskich około dwóch godzin. Część z nich dobrowolnie opuściła kordon, ale wcześniej była legitymowana. Funkcjonariusze wynieśli też kilkanaście osób, które do końca siedziały na jezdni. Jedna osoba została zatrzymana. Część protestujących przeniosła się przed komendę na ulicę Wilczą, by okazać solidarność z zatrzymaną wcześniej osobą.
- O godzinie 22 policja weszła do akcji po raz kolejny. Tym razem byli bardzo agresywni. Zaczęli nas bić i szarpać (...). Została mi wykręcona ręka tak brutalnie w drodze do radiowozu, że została złamana. Przez pół godziny czekałam w radiowozie, aż znajdzie się policjant, który to zrobił. Niestety nie zgłosił się, więc jakiś inny policjant mnie legitymował - powiedziała jedna z uczestniczek protestu. Dodała, że "dostała komunikat od policjanta, że karetka odmówiła przyjazdu". - Więc tak jakby zostałam wyrzucona już po spisaniu z radiowozu ze złamaną ręką. Nawet nie mam danych policjanta, który to zrobił - powiedziała.
ZOBACZ MATERIAŁ "FAKTÓW" TVN: "Spacer dla przyszłości" i złamana ręka uczestniczki
Młoda kobieta przebywa w szpitalu i czeka na operację ręki. - Ma złamanie spiralne z odłamem pośrednim trzonu kości ramiennej lewej. To skomplikowane złamanie lewej ręki w trzech miejscach, wymagające operacji. Może to oznaczać także zaburzenia unerwienia i krążenia - przekazała reporterka TVN24 Maja Wójcikowska.
Suchanow: dowiedziałam się, że koleżance złamano rękę
To, co działo się przed komendą na ulicy Wilczej, relacjonowała w czwartek w rozmowie z TVN24 aktywistka strajku kobiet Klementyna Suchanow. - Byłam w domu, bo wróciłam z klimatycznego strajku. Wiedziałam, że moja córka jest tutaj na takim demo solidarnościowym przy komisariacie na Wilczej. 10 minut po tym, jak byłam z nią w kontakcie, dostałam informację, że zwinęli mi córkę - mówiła działaczka.
- Przyjechałam tutaj natychmiast i zastałam taką sytuację, że różne osoby siedziały w "sukach". Dowiedziałam się, że koleżance złamano rękę i czekała na pogotowie - dodała. Jak mówiła Suchanow w rozmowie z TVN24, "czekaliśmy na pogotowie, bo nie wierzyliśmy, że policja je wezwie". - Jak się później okazało, rzeczywiście nie - mówiła.
Suchanow w piątek podczas konferencji Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, poinformowała, że operacja kobiety będzie miała miejsce prawdopodobnie w piątek. - Po obdukcji okazało się, że ma niezwykłe złamanie, które powoduje, że się zakłada gips, ale to złamanie które wymaga operacji - mówiła. - To złamanie spiralne, z odłamem pośrednim trzonu kości ramiennej. To po prostu wykręcona ręka, prawdopodobnie złamana w trzech miejscach - mówiła.
Poseł: mam wrażenie, że to swoisty efekt mrożący
O sytuacji w czwartek informował też poseł Koalicji Obywatelskiej Michał Szczerba, który pomógł kobiecie. "Wczoraj tuż przed północą, po interwencji na komisariacie przy Wilczej, zawiozłem na ostry dyżur 19-letnią Aleksandrę, której policjant złamał rękę. Czeka ją operacja. Uczestniczyła w pikiecie solidarnościowej. Została siłą zabrana do radiowozu. Zażądałem wyjaśnień @Policja_KSP" - napisał na Twitterze.
Szczerba w piątek przekazał, że skierował pismo do komendanta stołecznego policji Pawła Dobrodzieja w sprawie Aleksandry. Wyjaśnił, że chodzi o prośbę w sprawie zabezpieczenia nagrania z monitoringu z tej sytuacji. - Zawnioskowałem również o postępowanie wyjaśniające. W tej chwili mamy do czynienia z potencjalnym przestępstwem, które popełnił funkcjonariusz, bo złamanie ręki nie powinno mieć miejsca - oświadczył poseł.
- Mam wrażenie, że to swoisty efekt mrożący, który ma być przykładem dla innych uczestniczek i uczestników zgromadzeń: "nie ryzykujcie, nie wychodźcie z domu, siedźcie w swoich mieszkaniach, a nie reagujcie w sposób obywatelski, dojrzały, tak jak to robicie, wspierając innych".
Rzecznik KSP: stawiała opór, policjanci użyli środków przymusu bezpośredniego
Rzecznik Komendy Stołecznej Policji nadkomisarz Sylwester Marczak, pytany w czwartek przez dziennikarzy o doniesienia jednej z osób, która informowała o tym, że policjanci złamali jej rękę, odpowiadał, że najprawdopodobniej chodzi o sytuację, "w której wobec jednej z osób, zakłócającej porządek publiczny, została podjęta interwencja".
Dodał, że osoba ta "stawiała opór, łapała się innych osób, uniemożliwiała działania policjantom". - Policjanci podjęli interwencję, użyli w tym przypadku środków przymusu bezpośredniego w postaci siły fizycznej. Ta osoba została doprowadzona do radiowozu, tam wykonano czynności - dodał Marczak.
Mówił, że osoba ta uskarżała się na ból ręki w związku z tym została jej udzielona pomoc przez jedną z policjantek. Dodał, że na miejsce wzywana była również karetka pogotowia jednak - jak zaznaczył - pogotowie wskazało, że z uwagi na brak zagrożenia życia nie może pomóc. Powiedział, że nie ma informacji, by doszło do złamania ręki.
- Należy zwrócić uwagę na to, że policjanci podejmując interwencję, używając środków przymusu bezpośredniego, nie robią tego po to, żeby coś komuś złamać, tylko po to, żeby osoba zachowywała się zgodnie z prawem. Jeżeli policjant wzywa do zachowania zgodnego z prawem, to trzeba zachować się zgodnie z prawem, jeżeli policjant mówi u użyciu środków przymusu bezpośredniego, to znaczy że tych środków użyje - powiedział Marczak.
Marczak: policjanci zaproponowali dziewczynie odwiezienie do szpitala, ale odmówiła
W późniejszej rozmowie z Polską Agencją Prasową rzecznik mówił, że "zagrożenie epidemiologiczne powoduje, że pogotowie ma bardzo dużo pracy i nie ma możliwości, by na każdą tego typu sytuację przyjeżdżało". - Bardzo często spotykamy się z sytuacjami, w których właśnie w trakcie prowadzonych zabezpieczeń pogotowie nie może przyjechać - dodał.
- Policjanci zaproponowali pani, że mogą ją odwieźć do szpitala. Ta jednak odpowiedziała, że ona nie będzie z policjantami nigdzie jeździć. W związku z powyższym policjanci po wykonaniu czynności zwolnili osobę - przekazał.
KSP: pięć osób zatrzymanych, 381 wylegitymowano
Rzecznik KSP informował w czwartek, że policjanci zatrzymali łącznie pięć osób, z czego trzy osoby w związku z naruszeniem nietykalności bądź ze znieważeniem funkcjonariusza, a dwie w związku z niepodaniem swoich danych podczas legitymowania. Dodał, że wylegitymowano 381 osób, a wobec ponad 300 osób zostaną skierowane do sądu wnioski o ukaranie. Policjanci nałożyli również 12 mandatów karnych za wykroczenia m.in. z art. 116 Kodeksu wykroczeń oraz za wykroczenia w ruchu drogowym
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24