Pracownicy ochrony zdrowia protestują w Warszawie. Jednym z uczestników protestu jest Tomasz Karauda, lekarz oddziału chorób płuc Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Łodzi. W "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 powiedział, że "bardzo dobrze zarabia", ale "kosztem dużej ilości pracy". Dodał, że ma "dwa etaty i trzy kontrakty". Karauda mówił, że nie zna medyka, który by nie miał poczucia przepracowania, bo cały system opiera się na wieloetatowości.
Pracownicy ochrony zdrowia w proteście przemaszerowali w sobotę ulicami Warszawy, a następnie utworzyli w pobliżu Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (KPRM) "białe miasteczko 2.0". Zebrani w miasteczku protestujący zapowiadają, że pozostaną tam, dopóki nie zostaną zrealizowane ich postulaty. Domagają się między innymi wyższych zarobków i zmian w systemie. Chcą się spotkać z premierem, bo - jak twierdzą - spotkania z ministrem zdrowia nie przyniosły żadnego efektu.
Tomasz Karauda, lekarz oddziału chorób płuc Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Łodzi, który uczestniczy w proteście pracowników ochrony zdrowia, był w czwartek gościem "Rozmowy Piaseckiego".
Pytany, ile spędza czasu w pracy, powiedział, że "więcej niż jest w domu". - Jestem gościem we własnym domu – dodał. Przyznał, że ma poczucie przepracowania. – Chyba nie znam medyka, który by nie miał takiego poczucia, dlatego że cały system opiera się na wieloetatowości – powiedział Karauda.
Dodał, że sam ma "dwa etaty i trzy kontrakty". – Tylko że jeżeli damy dużo pieniędzy medykom dzisiaj i połowa medyków powie: to ja nie pojadę do trzeciej czy czwartej pracy, albo do drugiej nawet, to kto tam będzie przyjmował? – zauważył.
Karauda pytany, czy pracuje tak dużo, bo chce więcej zarobić, czy dlatego, że są takie miejsca, w których nie ma wyjścia i nie może nie przyjść do pracy, przyznał, że "bardzo dobrze zarabia". - Jestem zadowolony, nie chcę więcej – dodał. Karauda zaznaczył jednak, że zarabia dużo "kosztem dużej ilości pracy". – Na pewno częściowo jest to związane z tym, że człowiek chce zarobić, to jedzie do drugiej pracy, ale przede wszystkim jest to, że jeśli ja nie przyjadę do danej pracy, to wiem, że inny lekarz musi zostać na drugą dobę – powiedział.
- Mamy poczucie odpowiedzialności za kolegów w pracy i pacjentów, którzy tam są – dodał.
Karauda: system ochrony zdrowia rozkraczyłby się w ciągu tygodnia
Pytany, co by się stało z systemem, gdyby wszyscy medycy stwierdzili, że wolą więcej czasu pobyć w domu, Karauda powiedział, że "rozkraczyłby się w ciągu tygodnia".
- Wielu ludzi chciałoby mniej pracować, podobnie jak ja. Pacjent też chciałby mieć wypoczętego lekarza, pielęgniarkę – dodał.
Na sugestię, że być może jeśli w jednym miejscu zapłacono by mu więcej, to z pozostałych miejsc by zrezygnował, odparł: rząd to wie. – Nie możemy dać ludziom zbyt dużo pieniędzy, bo ograniczą miejsca pracy. Mamy zamykane oddziały w całej Polsce. Wyobraźmy sobie (co by się stało - red.), gdyby medycy zaczęli odpoczywać. Problem jest bardzo poważny – mówił.
- Wydaje się, że kadry to nie jest coś, co można z dnia na dzień naprawić, natomiast pensje tak, tylko że niesie to za sobą poważne konsekwencje, że ktoś będzie mniej pracował i w związku z tym będzie gorszy dostęp do systemu ochrony zdrowia – zaznaczył.
Karauda o rozmowach z ministrem zdrowia
Na uwagę, że protestujący nie chcą rozmawiać z ministrem zdrowia, tylko z premierem Mateuszem Morawieckim, powiedział, że wie, że "PR-owo to źle wygląda". – Większość ludzi nie wie o tym, że minister się pojawia, kiedy jest protest. Przed protestem były prośby o spotkania. Albo były one odwoływane, albo nie przynosiły rezultatu. Nagle protest się zaczyna i minister ma propozycje – dodał.
Podkreślił, że "jeśli chcemy zmian systemowych czy większego nakładu na system ochrony zdrowia, to potrzebujemy kogoś ponad ministrem". - Chociaż ja jestem zwolennikiem, żeby rozmawiać z każdym przedstawicielem władzy – zaznaczył Karauda.
- Decyduje komitet protestacyjny. Ja jestem tylko pokornym uczestnikiem. Natomiast sam jestem zwolennikiem rozmów. Należy zawsze rozmawiać – dodał.
Karauda: rząd wie, że jest pewna granica moralna, której nie przekroczymy
Pytany, czy pacjenci powinni liczyć się z tym, że pracownicy ochrony zdrowia zaczną ostrzejszą formę protestu, powiedział, że zbliża się kolejna fala pandemii COVID-19, o czym rząd również wie.
- My mamy moralne zobowiązanie, żeby być przy pacjentach. Tylko czy rząd ma moralne poczucie, że powinien być przy nas? – pytał. – Potrzebujemy realnych aktów wsparcia, takich, że rzeczywiście rząd jest po naszej stronie – dodał. - Nie chcemy, żeby ten protest był kosztem pacjenta, bo dlaczego on ma tracić na tym, że my protestujemy. I rząd o tym wie. Wie, że jest pewna granica moralna, której nie przekroczymy i można to wykorzystywać – podkreślił Karauda.
- Mamy pewne pomysły. Nie chcę ich jeszcze zdradzać – powiedział.
Karauda o groźbach, które dostaje
Karauda mówił również o groźbach, które otrzymuje. Lekarz podkreślał, jak ważne dla społeczeństwa są szczepienia przeciwko COVID-19. Nie wszystkim się to jednak spodobało. Prokuratura wszczęła śledztwo, a Karauda otrzymał policyjną ochronę.
W "Rozmowie Piaseckiego" powiedział, że wciąż ma policyjną ochronę. Jak mówił, dostaje groźby: "wiemy, gdzie mieszkasz, gdzie pracujesz, jesteśmy z tego samego miasta, znajdziemy cię, spalimy cię, pobijemy cię, oglądaj się za siebie". Dodał, że to groźby względem niego i jego rodziny. - Naprawdę część ludzi ma poczucie, że to, co robimy, to jest ludobójstwo – dodał.
Karauda powiedział, że "nigdy nie dostał złotówki" za promowanie szczepień przeciw COVID-19.
– Jesteśmy to winni tym ludziom, którzy odeszli w czasie pandemii i nie mieliśmy im nic do zaproponowania. Dzisiaj mamy szalupę ratunkową, żeby nie oglądać więcej tego cierpienia, które widzieliśmy przez ostatnie pół roku – podkreślił.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24