PiS planuje utrudnić dziennikarzom dostęp do akt umorzonych postępowań prokuratorskich - pisze poniedziałkowy "Dziennik Gazeta Prawna". Chodzi o proponowane ograniczenia dotyczące możliwości wglądu w akta umorzonej sprawy. Tomasz Szafrański z Prokuratury Krajowej przekonuje, że chodzi o to, aby nie wykorzystywać go w "zły sposób". Rzecznik Praw Obywatelskich twierdzi natomiast, że to może oznaczać "wyłączenie kontroli społecznej nad prokuraturą i koniec ujawniania przez media nieprawidłowości".
Dziennik przypomina, że propozycje zmian w kodeksie karnym złożono w Sejmie pod hasłem konieczności wdrożenia dyrektywy 2017/541 w sprawie zwalczania terroryzmu.
Gazeta zwraca również uwagę, że obecnie media i organizacje pozarządowe mogą zwracać się o dostęp do umorzonych akt w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej, a w razie odmowy odwołać się do sądu. "Tymczasem PiS zamierza (chodzi o projekt zmian w kodeksie karnym i kodeksie postępowania karnego) zlikwidować tę możliwość" - pisze dziennik.
"Tłumaczy to potrzebą ochrony akt postępowania umorzonego np. z powodu niewykrycia sprawcy, które ewentualnie będzie można podjąć w przyszłości. To jednak nie przekonuje krytyków. W razie podejrzeń, że prokuratura ukręciła łeb jakiejś sprawie, wydając decyzję o umorzeniu, wgląd do akt będzie zależał od widzimisię prokuratora. A jego decyzji nie będzie można zaskarżyć do sądu" - czytamy w redakcyjnym komentarzu.
"Zły sposób" stosowania dostępu do informacji publicznej
Prokurator Tomasz Szafrański z Prokuratury Krajowej tłumaczy w rozmowie z "DGP", że celem zmian nie jest ograniczanie mediom dostępu do informacji publicznej, ale o to, by nie stosować go "w zły sposób".
- A bywały przypadki udostępniania całych akt prawomocnie zakończonych postępowań przygotowawczych. W tych dokumentach jest wiele wrażliwych danych o życiu prywatnym, o stanie zdrowia, szczegółach intymnych - przekonuje prokurator Szafrański.
Rzecznik Praw Obywatelskich: koniec ujawniania przez media nieprawidłowości
Rozmówcy "DGP" zwracają uwagę na możliwe niebepieczeństwa, jakie - w ich ocenie - towarzyszą proponowanemu rozwiązaniu.
"To oznacza wyłączenie kontroli społecznej nad prokuraturą i koniec ujawniania przez media nieprawidłowości" - stwierdza Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar. "W ten sposób nie tylko uniemożliwia się ocenę zasadności postępowania, ale nawet ustalenie takich faktów jak to, który prokurator prowadził sprawę, co się w niej działo, czy była przekazywana, czy były wydawane instrukcje od przełożonych, jakie były przyczyny ewentualnej przewlekłości" - kontynuuje Bodnar.
"Nie przekonuje mnie też uzasadnienie, w którym mowa o konieczności zabezpieczenia akt przed sprawcami, którzy nie zostali wykryci, a którzy dzięki dotępowi do akt mieliby poznać materiały ze śledztwa. Większość umorzeń postępowań przygotowawczych ważnych z punktu widzenia praw człowieka dotyczy albo nadużycia władzy, albo spraw dotyczących mowy nienawiści, gdzie takie zagrożenia nie występują" - pisze dalej RPO.
Poinformował, że przekaże do Sejmu "krytykę tego rozwiązania".
"Narzędzie sprawowania władzy"
Mecenas Marcin Wolny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka stwierdza, że "to bardzo groźny przepis", a projekt jest łamaniem przepisów konstytucji o prawie człowieka do informacji o znaczeniu publicznym.
Sygnalizuje przy tym obawę, że dostęp do akt stanie się "narzędziem sprawowania władzy".
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna