Niebezpieczne odpady płoną, a mafia śmieciowa pozostaje bezkarna. Jak działa ten proceder? O tym w TVN24 mówili reporter "Superwizjera" TVN Maciej Kuciel. - W tej chwili z tego to się bardziej profesjonalizuje. To już nie są takie zupełnie nielegalne operacje. To operacje, w których urzędnicy wydają decyzje, całe struktury oparte na prawnikach, a w końcu urzędnikach czy też nawet politykach - mówił. Gościem w studiu TVN24 był także dziennikarz Konkret24 Jan Kunert, który - na podstawie sytuacji w Zielonej Górze - opisał, jak trudno usunąć nielegalne składowisko.
Reporter "Superwizjera" TVN Maciej Kuciel dotarł do osób zamieszanych w działalność w mafii śmieciowej. - Do mnie cały czas docierają informacje o autostradach wybudowanych na odpadach, tylko o tym się za dużo nie mówi, dopóki nie przyjdzie awantura polityczna - zwrócił uwagę w studiu TVN24.
Wspomniał przy tym słowa Nunzio Perelli, bossa mafii śmieciowej z Neapolu, który stwierdził, że "śmieci to złoto, a polityka to śmieci". - I w tej chwili to widzimy - skwitował Kuciel.
Przekazał, że w swoim reportażu pokazał przykład "starej ekogangsterki odpadowej, kiedy to wszystko działało pod nosem policji, pod nosem prokuratury, urzędów, WIOŚ-iu". - Wszyscy o tym wiedzieli, nikt z tym nic nie robił, bo było tanio i różne zakłady, które produkowały te odpady miały tanio, więc wolały to oddać komuś i zasłonić oczy - mówił.
- Natomiast w tej chwili z tego, co obserwuję, to się bardziej profesjonalizuje. To już nie są takie zupełnie nielegalne operacje. To są operacje, w których urzędnicy wydają decyzje, w których są całe struktury oparte na prawnikach, kancelariach adwokackich, a w końcu urzędnikach czy też nawet politykach - przekazał.
- Więc jeżeli zarzuty, które są stawiane przez policję, prokuraturę, o których informujemy, się potwierdzają, to nie mówimy czy, tylko że już mamy w Polsce mafię śmieciową, klasyczną, z udziałem ludzi z byłych służb specjalnych, byłych policjantów, którzy pracują na rzecz różnych firm odpadowych - podkreślił. - To trwa i to trwa pod naszym naszym nosem, co jakiś czas wybucha, widzimy to w telewizji, dopiero jak to zobaczą politycy, to wtedy nagle staje się to tematem, ale to jest wokół nas - oświadczyl Kuciel.
Kunert: to dziewięć lat przerzucania dokumentów, przerzucania się odpowiedzialnością
Kalendarium wydarzeń wokół składowiska w Zielonej Górze przygotowali dziennikarze serwisu fact-checkingowego Konkret24, w tym Jan Kunert, który w piątek był gościem w studiu TVN24. - Zrobiliśmy szczegółowe kalendarium, jak to wyglądało od samego początku, prześledziliśmy reakcje różnych organów państwowych, prześledziliśmy pozwolenia, jakie były wydawane dla tej konkretnej firmy - opisał.
- Warto wspomnieć, że osoby, które według prokuratury odpowiadają za to nielegalne składowisko, są obecnie na ławie oskarżonych, trwa ich sprawa sądowa, która być może już w sierpniu się zakończy. To jest sześć osób związanych z firmą, która tam składowała odpady, dwie osoby to urzędnicy - powiedział Kunert.
Dziennikarz wspomniał, że sprawa zaczęła się w 2012 roku, gdy wydano pierwsze pozwolenie dla spółki, która umieściła w hali niebezpieczne chemikalia. - 2014 rok to jest drugie pozwolenie dla tej spółki i już w 2014 roku kontrole wykazały rażące nieprawidłowości i działania firmy, które były bardzo niezgodne z prawem i sprzeczne z wydanym zezwoleniem - zauważył Kunert.
- Już wtedy prezydent Zielonej Góry i organy inspekcji środowiska próbowały nakładać grzywny na te firmy. Było kilka prób, te grzywny okazały się zupełnie nieściągalne, a WIOŚ w pewnym momencie stwierdził, że jest po prostu ryzyko porzucenia odpadów przez tę firmę - przypomniał.
Jak mówił dalej, "w 2015 roku sprawę składowiska przejmuje prezydent Zielonej Góry, bo wtedy Przylep zostaje przyłączony do Zielonej Góry i wtedy zaczyna się przerzucanie pism między instytucjami". - Prezydent Zielonej Góry prosi niemal wszystkie możliwe instytucje, mówi, że nie ma pieniędzy na usunięcie tego składowiska ze swoich pieniędzy, prosi ich o interwencję, o dotację, o środki ze rezerwy budżetowej. To kilkadziesiąt milionów złotych, o takiej kwocie mówimy - zaznaczył.
- Był organizowany przetarg, jeśli dobrze pamiętam cztery przetargi. Firmy, które się zgłaszały do nich, oferowały za duże pieniądze według samorządu. Samorząd rezerwował 10 milionów złotych na likwidację tego składowiska. W pewnym momencie prezydent Zielonej Góry oddał sprawę marszałek województwa, stwierdził, że to jest jej gestia. Był wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego, który stwierdził, że to jednak on jest za to odpowiedzialny i to on powinien zrobić - opisał.
Podkreślił, że "to wszystko trwało dziewięć lat". - Dziewięć lat przerzucania dokumentów, przerzucania się odpowiedzialnością - podsumował. Wspomniał przy tym określenie użyte przez zajmującą się od lat sprawą hali w Zielonej Górze posłankę Lewicy Anitę Kucharską-Dziedzic, że panuje tam "zasada jakośtobędzieizm".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24