Prezydent podpisał we wtorek ustawę wydłużającą kadencję władz samorządowych do 30 kwietnia 2024 roku. Oznacza to przesunięcie terminu ich wyborów. Według PiS, którego politycy zainicjowali zmiany, celem jest uniknięcie problemów logistycznych związanych z nałożeniem się dat wyborów samorządowych i parlamentarnych. Opozycja zarzuca obozowi rządzącemu tchórzostwo i uważa, że chodzi o takie manipulowanie terminami, by sprzyjało to Zjednoczonej Prawicy.
Ustawa wydłużająca kadencję władz samorządwych do 30 kwietnia 2024 roku została podpisana we wtorek przez prezydenta Andrzeja Dudę. Szef gabinetu prezydenta Paweł Szrot wyjaśniał, iż "Andrzej Duda uznał, że ta data w kontekście innych procesów i kampanii wyborczych (...) jest możliwa do przyjęcia".
Ustawa, której projekt sporządzili posłowie PiS przewiduje, że kadencja: rad gmin, rad powiatów oraz sejmików województw; rad dzielnic miasta stołecznego Warszawy; wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, która upływa w 2023 roku, ulega przedłużeniu do 30 kwietnia 2024 roku. Celem regulacji, jak przekonywali pomysłodawcy, jest rozdzielenie dat wyborów parlamentarnych i samorządowych. Zgodnie z kalendarzem wyborczym jedne i drugie miały odbyć się jesienią 2023 roku.
Ast: sprawa jest jakby oczywista
- Sprawa jest jakby oczywista. Nakładają się dwie kampanie wyborcze - samorządowa i parlamentarna w przyszłym roku. Sądzę, że zarówno dla sprawnego przebiegu procesu wyborczego, mówił chyba zresztą o tym przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej, to jest bardzo niefortunny zbieg terminów - powiedział poseł PiS Marek Ast.
Na uwagę, że według nowego kalendarza wybory samorządowe zbiegną się z wyborami do Parlamentu Europejskiego, polityk odparł: - One po prostu są mniej intensywne niż kampania parlamentarna i myślę, że damy radę to przeprowadzić.
Kierwiński: PiS boi się, że przegra z kretesem
Opozycja krytykuje nowe rozwiązania.
- To jest bardzo zły pomysł, że ręcznie steruje się datą wyborów samorządowych po to, żeby pomagać partii władzy. Bo zmiana daty wyborów samorządowych to jest nic innego, jak polityczne ustalanie terminu wyborów, żeby służyło to PiS-owi - powiedział poseł Koalicji Obywatelskiej Marcin Kierwiński.
- PiS bardzo boi się, że w wyborach samorządowych przegra, że polegnie z kretesem, i w sejmikach, i w samorządach dużych miast. Więc nie chce tej porażki mieć przed wyborami parlamentarnymi. Wolą na początku stoczyć bój o wybory parlamentarne tak, by nie wchodzić w ten wyścig wyborczy z porażką samorządową na plecach - dodał.
Budka: PiS dojdzie do tych wyborów w absolutnym rozkładzie
Sprawę komentował także szef klubu KO Borys Budka.
- Jak widać Kaczyński nie potrafi nawet rozeznać tego, co się dzieje w jego własnych strukturach. Przykład województwa śląskiego i to, że czterech pisowskich działaczy odchodzi z partii, zakłada nowy klub w sejmiku i przystępuje do koalicji z dotychczasową opozycją pokazuje, że również samorządy, te pisowskie, wymykają się prezesowi z rąk - stwierdził, nawiązując do utraty przez PiS władzy w sejmiku województwa śląskiego.
- Nie wiem po co robi takie przesunięcie, jeżeli patrzylibyśmy na to, co jeszcze może się wydarzyć. Jestem przekonany, że ta lawina po przegranych przez PiS wyborach parlamentarnych ruszy również w samorządzie i po prostu PiS dojdzie do tych wyborów, które sam przesunął, w absolutnym rozkładzie - dodał.
Lewica: PiS wie, że wybory samorządowe przegra
- To przedłużenie kadencji samorządów może, z punktu widzenia Prawa i Sprawiedliwości, być przeciwskuteczne. Bo inne samorządy też odwrócą się od Prawa i Sprawiedliwości, bo widzą co się dzieje. Żeby rezygnować z funduszy z Unii Europejskiej, które są tak bardzo potrzebne i oczekiwane w samorządach? Przecież to jest działanie na szkodę państwa. Samorządy to widzą i jestem przekonana, że na pewno nie wybiorą Prawa i Sprawiedliwości i już na pewno nie będą rządzić w samorządach - przewidywała posłanka Lewicy Wanda Nowicka.
Nowe przepisy skrytykował też Włodzimierz Czarzasty. - PiS wie, że wybory samorządowe przegra. Zarówno na poziomie prezydentów miast, jak i powiatów, jak i województw. W związku z tym PiS nie chce, żeby po przegranych wyborach samorządowych startować w wyborach parlamentarnych - diagnoznował.
- Każdy, kto zmienia zasady gry przed grą najważniejszą, jest tchórzem, bo tchórze zmieniają zasady wtedy, kiedy się boją, że przegrają - dodał. - To jest nieuczciwa zmiana zasad przed wyborami i nie powinna mieć miejsca - dokończył.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24