Jak przekazał premier Tusk, z ustaleń służb wynika, że za aktami dywersji stało "dwóch obywateli Ukrainy działających i współpracujących od dłuższego czasu z rosyjskimi służbami". Dodał, że "ustalone są ich tożsamości", ale nie poda ich w tym momencie, ponieważ "prowadzone są kolejne operacje".
Premier o aktach dywersji na kolei. Podejrzani "opuścili teren Polski"
- Podanie do publicznej wiadomości imienia i nazwiska jednego lub drugiego podejrzanego o sprawstwo mogłoby utrudnić operację. Mam nadzieję, że jeszcze dzisiaj będzie to możliwe i operacje zostaną jeszcze dzisiaj zakończone - zaznaczył.
Premier podał dalsze szczegóły o podejrzanych. Jeden z nich to skazany w maju przez sąd we Lwowie za akty dywersji na terenie Ukrainy, a drugi to mieszkaniec Donbasu we wschodniej Ukrainie. Obaj przedostali się do Polski z Białorusi jesienią tego roku.
- Osoby te po dokonaniu aktu dywersji w miejscowości Mika opuściły teren Polski przez przejście graniczne w Terespolu. Było to tuż po przeprowadzeniu tego zamachu, a więc jeszcze nie były one zidentyfikowane przez służby. Polskie służby i prokuratura mają wszystkie dane tych osób oraz utrwalone ich wizerunki - przekazał Tusk.
Tusk: zabezpieczono materiał wybuchowy, który nie zdetonował
- Akty dywersji przebiegały w odstępach czasowych. Pierwszy polegał na zamontowaniu na torze obejmy stalowej, która miała prawdopodobnie doprowadzić do wykolejenia pociągu. Zdarzenie to miało zostać utrwalone przez zamontowany w obrębie torowiska telefon komórkowy z powerbankiem - przekazał posłom premier. Dodał, że próba ta "okazała się na szczęście zupełnie nieskuteczna".
Do drugiego zdarzenia doszło 15 listopada o godz. 20.58. Zarejestrowała je kamera monitoringu.
- Ładunek wybuchowy typu wojskowego C4 został zdetonowany przy pomocy urządzenia inicjującego poprzez kabel elektryczny długości 300 metrów. Na miejscu zdarzenia zabezpieczono także pewną ilość materiału wybuchowego, który nie zdetonował - powiedział szef rządu.
Podał, że ładunek ten eksplodował podczas przejazdu pociągu towarowego relacji Warszawa - Puławy, "nie doprowadzając do jego wykolejenia, a jedynie do niewielkiego uszkodzenia podłogi wagonu". - Maszynista nawet nie odnotował tego zdarzenia, przejeżdżając przez to miejsce - uzupełnił premier.
"Polska jest w stałym kontakcie ze służbami specjalnymi państw sojuszniczych"
Szef rządu przekazał, że zwrócił się do ministra spraw zagranicznych, wicepremiera Radosława Sikorskiego o "podjęcie natychmiastowych działań dyplomatycznych, w celu oddania Polsce podejrzewanych o zamach terrorystyczny" wobec władz Białorusi i Rosji.
- Będziemy podejmowali także inne działania, które, mam nadzieję, doprowadzą do szybkiego ujęcia sprawców i ich współpracowników - dodał.
- Polska jest w stałym kontakcie ze służbami specjalnymi państw sojuszniczych i zrobimy wszystko, by ścigać sprawców tych zdarzeń. Trwają czynności, by ustalić wszystkich odpowiedzialnych za te zdarzenia i ich współpracowników - zapewnił Tusk.
Premier: rzadko kiedy Rosja ujawnia swoje intencje
Premier Tusk przypomniał, że pierwszy akt dywersji miał miejsce w styczniu 2024 roku we Wrocławiu. - Zbudowany był na tej samej zasadzie. To samo modus operandi, które obowiązuje nie tylko w Polsce, ale też na świecie - dodał.
- W sumie, jeśli chodzi o akty dywersji zatrzymaliśmy do tej pory 55 osób, w tym 23 osoby zostały aresztowane - powiedział. Wyjaśnił, że są to osoby skazane za same próby, jak i za udzielanie pomocy. Zaznaczył, że w ostatnim czasie zatrzymano osiem osób za próby rozpoznania różnych obiektów krytycznych.
- Najmuje się obywateli innych państw, najczęściej Ukrainy (...). Rzadko kiedy - chociaż wśród zatrzymanych jest jeden obywatel rosyjski - ale rzadko kiedy bezpośrednio Rosja ujawnia swoje intencje poprzez zatrudnianie swoich obywateli do tego typu akcji - mówił Tusk.
Poinformował, że zlecił wicepremierowi, ministrowi cyfryzacji Krzysztofowi Gawkowskiemu monitorowanie, co po akcie dywersji dzieje się w internecie. Podkreślił, że mamy do czynienia "z aktem dywersji, którego skutkiem mogła być poważna katastrofa z ofiarami".
"Władzom rosyjskim zależy nie tylko na bezpośrednim efekcie"
- Przekroczono pewną granicę i sprawa jest naprawdę bardzo, bardzo poważna. Chcę podkreślić, że to, na czym zależy władzom rosyjskim, to nie tylko na bezpośrednim efekcie tego typu akcji, ale także na konsekwencjach społecznych, politycznych faktu, że ta akcja ma miejsce. To jest oczywiście dezorganizacja, chaos, panika, spekulacje, niepewność - ocenił.
Zdaniem Tuska drugim celem jest "budzenie nastrojów możliwie radykalnie antyukraińskich".
- To jest szczególnie groźne w państwach takich jak Polska, gdzie my mamy wystarczająco dużo ciężarów, jakie ponosimy z tytułu ponad miliona ukraińskich uchodźców w Polsce. Wiadomo, że coraz łatwiej, ze zrozumiałych względów, rozbudzać sentymenty antyukraińskie, ponieważ coraz częściej obywatele polscy niosą te ciężary wynikające z faktu, że gościmy tak wielką liczbę uchodźców, imigrantów - stwierdził premier.
- Niezależnie od tego, jakie posłowie na tej sali i w Polsce obywatele mają poglądy na Rosję, Ukrainę, politykę i rząd (...), to naprawdę, chyba wszyscy mają odrobinę zdrowego rozsądku, żeby zdefiniować rosyjski agresywny interes polityczny i militarny, który wymierzony jest równocześnie z oczywistych względów w Ukrainę, Polskę i w cały Zachód - powiedział Tusk.
Premier zaapelował, aby "w tak ważnych sprawach jak zamachy terrorystyczne i akty dywersji starać się respektować przede wszystkim komunikaty służb".
- Zobowiązałem wszystkie służby poprzez prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości, aby wszystko co możliwe i co nie przeszkadza ich działaniom oraz operacjom, natychmiast przekazywać opinii publicznej, aby nie ulegała ona spekulacjom, plotkom, a szczególnie koordynowanej ze Wschodu dezinformacji - poinformował Tusk.
Szef rządu udzielił we wtorek Sejmowi informacji dotyczących zdarzeń z soboty i niedzieli na linii kolejowej z Warszawy do Lublina. We wtorek rano odbyło się nadzwyczajne posiedzenie rządowego komitetu ds. bezpieczeństwa z udziałem dowódców wojskowych, szefów służb i przedstawiciela prezydenta.
Autorka/Autor: sz/tr
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Gzell/PAP