- Kupno biletu lotniczego na własną rękę - nieważne kiedy - bez zgody jest złamaniem przepisów. W czasie delegacji poseł nic nie robi "na własną rękę", organizatorem wyjazdu - od początku do końca - jesteśmy my - tłumaczy w rozmowie z portalem tvn24.pl wiceszef kancelarii Sejmu Jan Węgrzyn.
W udzielonym tygodnikowi "W sieci" wywiadzie poseł Adam Hofman, jeden z trzech obok Adama Rogackiego i Mariusza A. Kamińskiego uczestników wyjazdu do Hiszpanii (nazwanego przez media "aferą madrycką") mówił m.in., że coś takiego jak "kilometrówka" nie istnieje w rozliczeniach pomiędzy Kancelarią Sejmu a parlamentarzystami. - (...) nikt jej w Sejmie nie bierze, nie wypłaca i nie rozlicza. To fakt medialny, czysty wymysł, bez związku z rzeczywistością - podkreślał.
Hofman: "kilometrówki" nie ma. Można jechać nawet rowerem?
Były poseł i rzecznik Prawa i Sprawiedliwości tłumaczył również, że z pieniędzmi otrzymanymi z Sejmu mógł zrobić, co chciał. - Z punktu widzenia przepisów Kancelarii Sejmu nie ma żadnego znaczenia, jakim środkiem transportu poseł jedzie za granicę. Do wyboru ma wyłącznie dwie opcje: zakup biletu przez Kancelarię Sejmu lub ekwiwalent gotówkowy w wysokości odpowiadającej cenie najtańszego biletu lotniczego na danej trasie.
W przypadku wyboru ekwiwalentu - jak przekonywał - poseł sam organizuje sobie dalej wyjazd. A dlaczego w formularzu sejmowym zadeklarował, że podróż odbędzie samochodem? Bo jego zdaniem nie miał wyboru. - (...) innego formularza umożliwiającego określenie miejsce i czasu podróży w Kancelarii Sejmu nie ma. Można albo wziąć bilet od Kancelarii Sejmu, i wtedy niczego takiego się nie wypełnia, albo samemu organizować wyjazd. I wtedy, niezależnie, czy jedziemy pociągiem, rowerem, czy samochodem, wypełnia się właśnie "kartę podróży samochodem prywatnym" - wyjaśniał.
O wyjaśnienie wątków poruszonych przez Adama Hofmana poprosiliśmy Kancelarię Sejmu.
Łukasz Orłowski, tvn24.pl: "Sejmowa kilometrówka" - jest coś takiego czy nie?
Jan Węgrzyn, zastępca szefa Kancelarii Sejmu: Jest. Posłowie mogą odbywać podróże zagraniczne nie na dwa, ale na trzy sposoby. Pierwszy: lecą samolotem. Dostają wtedy zgodę marszałka, Kancelaria kupuje bilet zgodnie z zawartą wcześniej umową, posłowie otrzymują bilet i sprawa jest załatwiona.
Drugie rozwiązanie, też proste, to właśnie "klasyczna kilometrówka". Kilometry są liczone od granicy państwa do miejsca docelowego. I za to poseł otrzymuje ok. 84 grosze za kilometr plus 50 proc. tej stawki, pomniejszone o 18 proc. podatku. Z tego trybu wyjazdów korzysta wielu posłów, którzy na przykład mają do odwiedzenia kilka różnych miast w danym kraju. Klasycznym przykładem są delegacje na Ukrainę do polskich miejsc pamięci i spoczynku ofiar wojny. Posłowie nie dostają biletu lotniczego do jednego miasta i nie muszą dalej podróżować na własny koszt, tylko są rozliczani na podstawie "kilometrówki".
Jest w końcu i trzecia opcja, która pojawiła się dopiero w 2009 r., czyli ten ekwiwalent za rezygnację z biletu lotniczego. Kancelaria deklaruje, że może kupić bilet, ale poseł mówi: "nie chcę lecieć samolotem, chcę jechać swoim samochodem". I wtedy dostaje pieniądze do wysokości ceny biletu, za który musiałaby zapłacić kancelaria.
I może te pieniądze wydać jak chce, byle tylko dostać się do miejsca docelowego? Samochodem, pociągiem, rowerem - nieważne?
Nie. Poseł nie może wybierać sobie środka transportu według własnego uznania. Uchwała prezydium Sejmu z 6 stycznia 2009 r. mówi o tym wyraźnie i przewiduje tylko jeden rodzaj transportu, za który posłowi należy się wypłata "kilometrówki" albo "ekwiwalentu samolotowego". Ta podróż musi być po pierwsze podróżą służbową, a po drugie odbywać się "samochodem stanowiącym własność posła".
Ale dlaczego właściwie poseł nie może sam rozporządzać tymi pieniędzmi tak, by było mu najwygodniej? To on zna najlepiej swój kalendarz, partyjne obowiązki. Przecież na końcu i tak chodzi o to, żeby dotrzeć na miejsce, a kancelaria za ten wybór nie musi dopłacać z własnej kieszeni.
Bo od początku do końca to Kancelaria Sejmu, a nie poseł, jest organizatorem tego wyjazdu. Jeśli jedzie on w ramach delegacji, to odbywa się ona w oparciu o konkretne przepisy prawne, które nakładają na kancelarię dodatkowe obowiązki
Jakie - poza wypłatą diet i zwrotami za noclegi?
Choćby i taki, że to wobec kancelarii występuje się z roszczeniem, jeśli poseł będzie miał jakiś wypadek losowy, coś mu się stanie. I dlatego na przykład każdy z nich na czas wyjazdu służbowego ma wykupione dodatkowe ubezpieczenie od następstw nieszczęśliwych wypadków. Powtarzam: organizatorem wyjazdu jest kancelaria, a odbywa się on za zgodą organów Sejmu. Nie ma mowy o "robieniu czegoś na własną rękę", urzędnicy muszą być o wszystkim informowani.
Jeśli poseł przychodzi po pieniądze, mając już wcześniej wykupiony tańszy bilet lotniczy, to narusza prawo czy nie?
Narusza przepisy uchwały z 2009 r., o której wspomniałem, ponieważ w niej jest mowa tylko o możliwości odbycia podróży "własnym samochodem".
A co ma zrobić poseł, który przyjął już ekwiwalent albo "kilometrówkę" w klasycznym wariancie, ale nagle stwierdził, że chce lecieć samolotem albo jechać pociągiem, a bilet kupić samemu? Bo złamał nogę, ma zapalenie spojówek - słowem: nie może prowadzić.
Powinien powiadomić o tym fakcie marszałka sejmu albo szefa delegacji i uzyskać jego zgodę. Choćby ustną. Bo ten tryb postępowania posła udającego się w delegację jest niezgodny z uchwałą.
Podobno nie ma formularza, na którym można coś takiego zgłosić.
Jeśli ktoś uważa, że zakres obowiązującego formularza jest z jakichś powodów za wąski i nie odpowiada konkretnej sytuacji, to posłowie mogą dołączyć odrębne pismo, w którym ją wyjaśnią. Każdy parlamentarzysta, nie tylko ten z długim stażem, wie, że jest taka możliwość i wielu potrafi z niej korzystać.
Zakładając, że poseł wybierający w ostatniej chwili pociąg albo tańszy samolot, dostanie zgodę, to co ma zrobić z kwotą, która mu zostanie z "kilometrówki" albo ryczałtu? Oddać ją?
Pewnie na to pytanie odpowie jednoznacznie prokuratura, która bada właśnie sprawę delegacji posłów.
Autor: Łukasz Orłowski (l.orlowski@tvn.pl) / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24