Kilka razy przewodnicząca Komisji Europejskiej powtarzała, że tych pieniędzy nie będzie, dopóki Polska nie spełni warunków - mówiła w "Tak jest" Justyna Dobrosz-Oracz ("Gazeta Wyborcza"), komentując wystąpienie Ursuli von der Leyen i słowa o polskim KPO. Eliza Olczyk z "Wprost" przekonywała, że "w polityce nigdy nie można powiedzieć, jaki będzie efekt końcowy".
Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen spotkała się w czwartek w Warszawie z premierem Mateuszem Morawieckim i prezydentem Andrzejem Dudą. Na wspólnej konferencji potwierdziła, że KE zaakceptowała polski Krajowy Plan Odbudowy i przypomniała warunki, jakie Polska musi spełnić w kontekście praworządności, by otrzymać unijne pieniądze.
Konferencję, niedługo po jej zakończeniu, komentowały w "Tak jest" w TVN24 dziennikarki Justyna Dobrosz-Oracz z "Gazety Wyborczej" oraz Eliza Olczyk z "Wprost". - Premier miał wyraźnie nietęgą minę, bo mam wrażenie, że dostał kartę do bankomatu, ale bez PIN-u. Więc musi teraz poczekać na ten PIN - mówiła Dobrosz-Oracz. Wskazywała też, że "kilka razy przewodnicząca Komisji Europejskiej powtarzała, że tych pieniędzy nie będzie, dopóki Polska nie spełni warunków".
Dobrosz-Oracz: władza musi połykać własny język
Jej zdaniem to "potęguje takie wrażenie, że rząd działa pod dyktando Brukseli". - Więc widać było, że premier próbuje tam nawet w pewnym momencie polemizować z przewodniczącą Komisji Europejskiej - dodała.
Dziennikarka mówiła też, że nie ma wątpliwości, iż "propaganda rządowa ogłosi wielki sukces". - Chociaż żadnego sukcesu nie ma. Raczej to jest ucieczka przed toporem, taka próba ratunku dla władzy, bo przecież na czym miałby polegać ten triumf? Przecież te wszystkie pieniądze mogliśmy dostać dużo wcześniej - mówiła Dobrosz-Oracz.
Według niej "szczęśliwi był tylko prezydent, który wychodzi na rozjemcę, wychodzi na kogoś, kto odblokował pieniądze". - A prawda jest taka, że przecież to jego ustawa spowodowała cały ten konflikt w Unii Europejskiej. Jeszcze niedawno sam mówił, że nie da ręki podnieść na Izbę Dyscyplinarną. Więc władza też musi połykać własny język - dodała.
Olczyk: w polityce nigdy nie można powiedzieć, jaki będzie efekt końcowy
Olczyk oceniła, iż "wrażenie, że rząd musi tutaj działać pod dyktando Unii Europejskiej, jest przemożne".
- Nawet było takie zdjęcie, kiedy pani von der Leyen stoi między prezydentem a premierem i oni trochę wyglądają jak takich dwóch uczniaków pouczanych przez panią nauczycielkę. Cóż, uważam, że na własne życzenie doprowadzili do takiej sytuacji - mówiła.
- Ale jeden z polityków opozycji powiedział mi niedawno, że dopóki sprawą Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego zajmowała się pani komisarz Vera Jourova, to w ogóle nie było mowy, żeby cokolwiek w tej sprawie zrobić, popchnąć. Kiedy te kompetencje zostały jej odebrane i sprawą zaczęła zajmować się pani przewodnicząca von der Leyen, zaczęła się polityka. A w polityce to jest tak, że nigdy nie można powiedzieć, jaki będzie efekt końcowy. Więc pieniądze w zależności od potrzeb politycznych mogą zostać odblokowane albo nie - dodała.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24