Reporterka TVN24 dotarła do kilku osób, które na prawidłową diagnozę boreliozy musiały czekać wiele miesięcy.
U pani Marzeny wszystko zaczęło się od niepozornego drętwienia stóp. Kiedy pojawiły się poważniejsze problemy z chodzeniem, lekarze stwierdzili wówczas stwardnienie rozsiane.
Mimo podjęcia terapii w tym kierunku, jej stan tylko się pogarszał. Usłyszała wówczas, że jest w grupie pacjentów, na których nie działają leki.
Właściwą diagnozę postawiono dopiero po trzech latach. Wtedy, by zauważyć poprawę, wystarczyło zaledwie 1,5 miesiąca.
- Wszyscy byli zdziwieni. Chodziłam bez kuli, tańczyłam - wspomina pani Marzena.
Pani Katarzyna na stwierdzenie boreliozy czekała półtora roku. Zaniepokoiło ją poczucie ciągłego zmęczenia, które nie przechodziło. - Próba znalezienia diagnozy była bardzo silna, bo ja po prostu miałam poczucie, że umieram - mówi kobieta.
"Po 5 miesiącach nastąpił kolejny rzut"
Skąd ta trudność w diagnostyce? Dr Grażyna Cholewińska-Szymańska tłumaczy, że borelioza może przyjmować różne postaci: stawową, skórną, kardiologiczną lub neurologiczną. Stąd jej zdaniem niedoświadczeni lekarze mogą mylić tę chorobę z innymi schorzeniami.
Jest też inny powód. - Borelioza to choroba z odległymi skutkami. Objawy kliniczne mogą powstać po wielu miesiącach, a niekiedy po kilku, nawet kilkunastu latach od epizodu ukąszenia przez kleszcza - mówi Cholewińska-Szymańska.
Tak było w przypadku pana Marcina, u którego początkowo także zdiagnozowano stwardnienie rozsiane, a pierwszymi objawami było zwykłe mrowienie w stopach.
Kiedy okazało się, że cierpi na boreliozę, pomimo leczenia i poprawy znów ma problemy z chodzeniem, przez co porusza się na wózku inwalidzkim. - Po pięciu miesiącach nastąpił kolejny rzut choroby - tłumaczy pan Marcin.
Wszyscy bohaterowie reportażu zgodnie przyznają też, że nigdy na swoim ciele ani oni, ani lekarze, nie znaleźli kleszcza. Tym bardziej nie pamiętają nawet faktu ukąszenia.
Dr Cholewińska-Szymańska wyjaśnia, że to wina środka znieczulającego, który znajduje się w organizmie kleszcza i który trafia do ciała chorych razem z przenoszonymi przez niego bakteriami.
Dziś cała trójka powoli wraca do zdrowia i pełnej sprawności, głównie dzięki właściwiej diagnozie i żmudnej rehabilitacji. - Myślę, że jeszcze chwila i będzie dobrze - kończy pan Marcin.
Autor: ts/kk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24