Cierpliwie przeczekaliśmy wrzesień i październik, ale jest połowa listopada i część osób przestała już nawet wierzyć, że nasze dzieci jeszcze kiedyś dostaną podręczniki - mówi Justyna, mama pierwszoklasistki z Warszawy. Takich dzieci są tysiące, w samej Warszawie - około 8 tysięcy.
Czwartek, 17 listopada. Córka Justyny po powrocie ze szkoły cierpliwie wkleja do zeszytu skserowane zadania, ćwiczy pisanie i czytanie. Wszystko z luźnych czarno-białych kartek lub z elektronicznej wersji podręcznika. Nauki to nie ułatwia. Choć rok szkolny trwa już w najlepsze, papierowych podręczników, z których pierwszoklasistka powinna się uczyć, nie ma.
- I my wciąż nie wiemy, kiedy będzie mieć - nie kryje irytacji mama pierwszoklasistki. Jej córka we wrześniu rozpoczęła naukę w Szkole Podstawowej nr 258 na warszawskiej Pradze-Północ. Ale to, czego doświadcza dziewczynka, nie jest problemem tylko tej szkoły. I tylko pierwszaków.
Córka Elżbiety jest szóstoklasistką z SP nr 50. Też nie ma podręczników. Jej mama próbowała znaleźć w Urzędzie Dzielnicy Praga- Północ, mazowieckim kuratorium oświaty, a nawet w samym ministerstwie edukacji odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się dzieje. Do tego ostatniego nie udało jej się dodzwonić mimo wielu prób. - Żadna z tych instytucji nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, jak to się dzieje, że po ponad dwóch miesiącach od rozpoczęcia roku szkolnego dzieciaki nadal nie mają książek i ćwiczeń - mówi kobieta.
Znamy odpowiedź na to pytanie. Rodziców jednak raczej nie ucieszy.
Komu należą się bezpłatne podręczniki?
By pokazać, jak wyjątkowa jest tegoroczna sytuacja, musimy zacząć od początku.
Bezpłatne z punktu widzenia rodziców podręczniki zaczęto stopniowo wprowadzać w 2014 roku. To był pomysł ówczesnego premiera Donalda Tuska, który postanowił odciążyć rodziców w kupowaniu książek do szkoły po to, by m.in. zyskać ich poparcie w posyłaniu sześcioletnich dzieci do szkół. Podstawówki z darmowymi książkami miały jawić się jako miejsca bezpieczne i dbające o wszystkie dzieci.
Akcję zaplanowano na kilka etapów, każdego roku kolejny rocznik dzieci miał otrzymywać bezpłatne podręczniki, tak by po kilku latach nie musieli za nie płacić rodzice wszystkich dzieci od pierwszej klasy szkoły podstawowej do końca istniejących jeszcze wówczas gimnazjów.
Po przegranych przez PO-PSL wyborach rząd PiS co prawda zdecydował o likwidacji gimnazjów, ale podtrzymał założenie Tuska, że podręczniki powinny być bezpłatne i wieloletnie. Do końca ośmioletniej szkoły podstawowej.
Co innego w liceach, technikach i branżówkach. Tu za wszystko rodzice płacą ze swojego portfela. A ceny podręczników stale rosną. Komplet dla licealistów w tym roku kosztował nawet 700 złotych. Do tego książki trudno odkupić od starszych roczników, bo w ostatnich latach zmieniły się podstawy programowe, a wydawcy wciąż wypuszczają nowe i zmienione wersje książek.
Rodzice nastolatków dostają tylko jednorazowy dodatek na początek roku szkolnego - 300 zł wyprawki od rządu nie wystarczy już jednak nawet na zakup książek.
I tak od kilku lat, wraz z początkiem roku szkolnego, uczniowie i uczennice szkół podstawowych otrzymują bezpłatnie komplet podręczników - po których nie wolno pisać, bo mają służyć kolejnym rocznikom - oraz wybrane przez nauczycieli ćwiczenia do uzupełniania (te rzecz jasna nie są przekazywane). Liczba i dobór ćwiczeń zależy od szkoły - kluczowe jest, że ich cena musi się zmieścić w wysokości rządowej dotacji podręcznikowej. Rodzice nie mają wręcz prawa w żaden sposób dopłacać do książek.
Podręczniki wielokrotnego użytku zwykle są przyjmowane i rozdawane przez szkolne biblioteki i to tam wracają po każdym roku szkolnym.
Każdego roku zdarza się, że gdzieś książki nie dojadą na czas. A to szkoła za późno złożyła zamówienie, a to wydawnictwo nie zdążyło z drukiem. Zwykle wszystkie problemy logistyczne da się rozwiązać jeszcze we wrześniu.
Dlaczego więc w tym roku szkolnym w połowie listopada wciąż są uczniowie, którzy podręczników lub ćwiczeń (w całości lub części) nadal nie mają? Bo tym razem zawiódł nie koniec (szkoła czy wydawnictwo), a początek tego łańcucha - ministerstwo edukacji.
Wystarczy dla wszystkich. Ale kiedy?
Od 2021 roku kwota dotacji na podręczniki lub materiały edukacyjne dla klas I-III wynosi 90 zł na ucznia.
Kwota dotacji na podręczniki lub materiały edukacyjne w przypadku klasy IV wynosi 168 zł na ucznia, dla klas V i VI - 216 zł na ucznia, dla klas VII i VIII - 300 zł na ucznia.
Do tego dochodzi dotacja na materiały ćwiczeniowe, która pozostaje od lat niezmieniona i wynosi do 50 zł na ucznia - w przypadku klas I-III oraz do 25 zł na ucznia - w przypadku klas IV-VIII.
Polska Izba Druku już w grudniu 2021 roku zwracała uwagę, że w związku z rosnącymi cenami papieru te kwoty mogą być niewystarczające, by zapewnić dzieciom wszystkie podręczniki i ćwiczenia, których potrzebują.
I stało się coś jeszcze, co MEiN zignorowało - wiosną do polskich szkół dołączyło ok. 180 tys. dzieci z Ukrainy, z których zdecydowana większość pozostała w naszym systemie oświaty. One też miały prawo do bezpłatnych podręczników, ale MEiN tego nie uwzględniło.
O tym, że problemy mogą być większe niż zazwyczaj, wiadomo było już pod koniec sierpnia.
6 września minister edukacji Przemysław Czarnek podczas konferencji prasowej w Mysłakowicach na Dolnym Śląsku przyznał: - Ze względu na liczbę dzieci ukraińskich w polskich szkołach musieliśmy zmienić szacunki dotyczące dotacji podręcznikowej. Zapewnił przy tym, że "dotacji podręcznikowej wystarczy dla wszystkich".
- Trzy czwarte dotacji jest już wypłacona samorządom, a jedna czwarta zostanie wypłacona jesienią tego roku. Musimy zrobić zmianę w przepisach ustawowych, aby podnieść limit na dotację podręcznikową - deklarował wówczas minister. Żeby MEiN mogło wydać na podręczniki więcej, potrzebuje zmienić przepisy.
Łączna kwota środków z budżetu państwa przeznaczonych na sfinansowanie wyposażenia szkół w podręczniki i materiały ćwiczeniowe nie może przekroczyć limitu ustalonego w ustawie. Limit na ten rok wynosi 273 mln zł i to trzeba było zmienić, by wszystkie dzieci mogły otrzymać podręczniki.
Zmiany dokonano. Już w połowie września posłowie przyjęli poprawki zwiększające maksymalny limit wydatków z budżetu państwa na zakup przez samorządy podręczników i ćwiczeń dla uczniów z 273 mln zł do 340 mln zł, czyli o 67 mln zł. Nie wzrosła kwota na ucznia - szkoły nadal stały więc przed wyborem: ćwiczenia do matematyki czy fizyki, gdy okazało się, że w limicie nie da się kupić kompletu do wszystkich przedmiotów. I ten problem - jeśli stawka nie zostanie zwiększona - będzie się powtarzać w kolejnych latach.
Ale ogólna pula na podręczniki i ćwiczenia już wzrosła tak, że każde dziecko książki mieć powinno. Prezydent podpisał ustawę 10 października. Rządzący jednak z przekazywaniem środków na podręczniki się nie spieszyli.
17 listopada samorządy wciąż nie miały tych pieniędzy! A dzieci - jak córki Justyny i Elżbiety - książek.
5 grudnia to też jest jesień
Czemu samorządy same ich nie kupiły? Bo nie mogą. Kwota przeznaczana na podręczniki to tak zwana dotacja celowa, a to oznacza, że nie można jej wydać na nic innego. Ale nie można też jej wyciągnąć z własnej kieszeni i gdy przyjdą pieniądze z MEiN, wyrównać.
- Nie przyszło do nas około 21 procent dotacji na podręczniki - mówi Dorota Łoboda, przewodnicząca komisji edukacji w warszawskiej radzie miasta. - Już w sierpniu proponowaliśmy, że założymy tę kwotę ze swoich środków, czas płynął. Październik przeszedł w listopad. My nie dostaliśmy zgody, o które pytaliśmy ministra i wojewodę, a dzieci nie mają książek - dodaje.
Jej słowa potwierdza Renata Kaznowska, wiceprezydentka Warszawy odpowiedzialna za edukację.
- Brakuje nam około 3,5 miliona złotych - informuje Renata Kaznowska. - W przeszłości zdarzało się, że podręczniki nie docierały na czas i ludzie się trochę do tego przyzwyczaili, ale takiej sytuacji, by dzieci nie miały ich w połowie listopada, nigdy dotąd nie było. Jak widać, dla ministerstwa nie jest ważne, że uczniowie i nauczyciele rozpoczęli rok szkolny od września i nie mają zagwarantowanych prawem podręczników do nauki. Ich brak utrudnia lub wręcz uniemożliwia prawidłową realizację procesu dydaktycznego. Od sierpnia prowadzimy korespondencję z kuratorium, ministerstwem, urzędem wojewódzkim i dowiedzieliśmy się tylko, że mamy czekać do 5 grudnia - dodaje.
Formalnie - odnosząc się do słów ministra Czarnka - to rzeczywiście jeszcze "jesień".
Bo co, jak pieniędzy nie będzie?
Każda szkoła sama decydowała, kto i jakie książki dostanie. - U nas starsze roczniki otrzymały książki. Jedynie w klasach pierwszych jest problem - jest ich w naszej szkole pięć. Rozumiem, że oszczędza się teraz wszędzie gdzie się da, ale te dzieci powinny się uczyć teraz czytania i pisania, a przez czarno-białe kserówki i wersję na komputer jest to znacznie utrudnione. Moja córka nie lubi uczyć się z komputera - podkreśla Justyna.
Przyznaje, że ostatecznie zdecydowała się kupić córce pierwszą część podręcznika, by mogła się z niej uczyć w domu. Do szkoły przynosić jej nie może. Justyna na zebraniu rodziców dowiedziała się, że nie tylko ona tak zrobiła. - Dzieci dużo na tym tracą, a na dodatek pogłębiają się różnice między nimi, bo nie wszyscy rodzice te książki dokupią. Zresztą w ogóle nie powinniśmy tego robić, przecież naszym dzieciom się te podręczniki należą - dodaje.
Ela miała usłyszeć w kuratorium, że jej córka zapewne nie ma książek z winy dyrektorki szkoły. - Ale ja już wcześniej rozmawiałem z dyrektorką i wiem, że ona nie dostała subwencji - mówi kobieta. - Część książek już podobno nawet jest w szkole, ale nie chcą ich dać uczniom, póki te nie są opłacone. Bo co, jak pieniędzy nie będzie? - dodaje.
Wydawnictwo przekazało podręczniki, nim dostało zapłatę. Ale to rzadka sytuacja.
W Warszawie 17 listopada - według szacunków magistratu - brakowało książek dla około 8 tys. uczniów i uczennic.
Kaznowska 7 listopada wysłała list do dyrektorów warszawskich szkół, w którym opisuje swoją korespondencję z innymi urzędami i zapewnia, że "brakujące środki finansowe zostaną przesłane do Państwa niezwłocznie po przekazaniu przez MEiN dotacji na ten cel".
Na zakup podręczników szkolnych wciąż nie otrzymaliśmy 3.4 mln zł dotacji celowej z MEiN. Ustawą z dnia 15 września...
Posted by Renata Kaznowska - Wiceprezydent m.st. Warszawy on Monday, November 7, 2022
Upominają się też inne samorządy. Na przykład Kraków jeszcze w maju zawnioskował w małopolskim kuratorium oświaty o dotację w wysokości 5,7 mln zł i te pieniądze otrzymał. We wrześniu, gdy okazało się, że dzieci jest więcej, miasto wnioskowało o dodatkowe środki w wysokości 115,3 tys. zł. W połowie października dostało z tego… 6,9 tys. zł.
- Nam brakuje około 630 tysięcy złotych - informuje Mariusz Wiśniewski, wiceprezydent Poznania odpowiedzialny za oświatę. Miasto otrzymało informację, że środki otrzyma do końca listopada, ale Wiśniewski zastrzega, że nie ma pewności, czy to będzie całość i że chwilę zajmie, nim pieniądze zamienią się w podręczniki, które trafią do uczniów.
Co na to ministerstwo?
Gdy jeszcze 29 września zapytałam o to, czy dotacja podręcznikowa została już przekazana samorządom w całości, zostałam odesłana do lakonicznego komunikatu na stronie resortu:
"Ministerstwo Edukacji i Nauki uprzejmie informuje, że w dniu dzisiejszym zostały uruchomione środki finansowe przeznaczone na wyposażenie szkół w podręczniki, materiały edukacyjne i materiały ćwiczeniowe do limitu wskazanego w art. 120 ust. 1 pkt 5 ustawy o finansowaniu zadań oświatowych (III transza)" - to wytłuszczonym drukiem.
I już zwykłym poniżej: "Pozostałe zgłoszone przez wojewodów środki na sfinansowanie tego zadania zostaną niezwłocznie uruchomione po przyjęciu ustawowych zmian zwiększających maksymalny limit środków na realizację zadania w 2022 r. (procedowane zmiany dostępne są w drukach sejmowych: 2323, 2424A)".
I to te pozostałe środki do dziś nie trafiły do szkół, choć - jak już pisaliśmy - przepisy zostały przyjęte.
Na wysłane 16 listopada pytania:
- Czy i kiedy ministerstwo przekazało pełną kwotę dotacji podręcznikowej? - Ile ostatecznie ta kwota wyniosła? - Co poradzić rodzicom w takich sytuacjach?
18 listopada rzeczniczka MEiN Adrianna Całus-Polak przekazała nam obszerną odpowiedź omawiającą obowiązujące przepisy. I kalendarium, z którego wynika, że:
- "28 września 2022 r. Minister Edukacji i Nauki zwrócił się do Ministra Finansów z prośbą o uruchomienie środków z rezerwy celowej budżetu państwa na wyposażenie szkół w podręczniki, materiały edukacyjne i materiały ćwiczeniowe".
- "Decyzją Ministra Finansów z dnia 13 października 2022r. zostały uruchomione środki na dotacje celową do limitu 273 mln. zł". To ta brakująca część pieniędzy, o której minister Czarnek mówił na początku września.
- "24 października zostało skierowane pismo do wojewodów, informujące o możliwości sfinansowania zadania, o którym mowa w art. 55 ust. 1 i 2 ustawy o finansowaniu zadań oświatowych, ze środków zaplanowanych na 2022 r w rezerwie celowej wraz z określeniem kryterium, w oparciu o które te środki będą mogły być uruchomione. Ministerstwo Edukacji i Nauki zwróciło się do wojewodów z prośbą o przekazanie w nieprzekraczalnym terminie do dnia 28 października 2022r., informacji o wysokości środków, o jakie będą wnioskować na przedmiotowy cel"
I wreszcie na koniec wskazanie innego winnego: "Decyzje zwiększające plan wydatków poszczególnych wojewodów są wydawane przez Ministra Finansów. 15 listopada 2022r. Ministerstwo Finansów wydało decyzję o uruchomieniu środków na dotację podręcznikową z rezerwy celowej dla województw: łódzkiego, opolskiego, mazowieckiego, dolnośląskiego, wielkopolskiego oraz warmińsko-mazurskiego".
18 listopada samorządy jeszcze pieniędzy nie miały. Odpowiedź rzeczniczki MEiN Nie zawierała rady dla rodziców, których dzieci podręczników nadal nie mają.
Autorka/Autor: Justyna Suchecka
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne