Strażacy, policjanci, ratownicy i inspektorzy nadzoru budowlanego, którzy brali udział w akcji po wybuchu gazu w kamienicy w Katowicach, zostali we wtorek odznaczeni. Krzyże zasługi za dzielność wręczyła minister spraw wewnętrznych Teresa Piotrowska.
Do katastrofy doszło nad ranem 23 października w kamienicy u zbiegu ulic Chopina i Sokolskiej w ścisłym centrum Katowic.
Po wybuchu gazu zawaliła się część budynku. Zniszczone zostały trzy kondygnacje. W okolicznych kamienicach wyleciały szyby i witryny sklepów, a spadający gruz zniszczył stojące na ulicy samochody. Mimo trwającej ponad 30 godzin akcji ratowniczej nie udało się uratować trojga osób - reportera "Faktów" TVN Dariusza Kmiecika, jego żony, dziennikarki TVP Brygidy Frosztęgi-Kmiecik i ich dwuletniego synka Remika.
"Idziemy po żywych"
- Jestem pełna szacunku i podziwu dla Was. Akcja, w której brali Państwo udział prowadzona była w niezwykle trudnych warunkach. Ratownicy zawsze w takich sytuacjach mówią: "Idziemy po żywych". Zawsze idą Państwo z wiarą, że uda się pomóc wszystkim. Tym razem o pełnym sukcesie nie możemy mówić, gdyż katastrofa przyniosła trzy ofiary śmiertelne. Pomimo doświadczenia, nieugiętej postawy, ofiarności. To wielka tragedia dla rodzin ofiar, bliskich, przyjaciół, znajomych, ale i dla ratowników – mówiła podczas uroczystości szefowa MSW.
Podkreśliła, że ufa w gotowość ratowników do niesienia pomocy obywatelom. - Wiemy, że gdy znów zabrzmi alarm, pójdą Państwo bez wahania. Polacy wiedzą, że mogą na Was liczyć. Dziękuję za wysiłek, za doświadczenie i za tę gotowość, by zawsze nieść pomoc, gdy tylko zajdzie potrzeba – dodała.
Nagrodzeni za dzielność
9 spośród strażaków, którzy brali udział w akcji zostało odznaczonych "Krzyżem zasługi za dzielność". 63 osoby wyróżniono odznaką "Zasłużony dla Ochrony Przeciwpożarowej".
Minister awansowała też 11 strażaków na wyższe stopnie.
W poniedziałek ze strażakami biorącymi udział w akcji spotkała się premier Ewa Kopacz. Oni sami - podczas spotkania z szefową rządu - mówili, że akcja była bardzo skomplikowana.
- Zniszczenia ogromne. Pierwsze informacje: nie wiadomo, czy i ilu osób szukamy. Skutki wybuchu powodują, że wchodząc gdziekolwiek - na klatkę, którąś kondygnację, czy do mieszkania - nie jesteśmy pewni, czy to jest stabilne, czy nie, ale z nadzieją idziemy – wspominał młodszy brygadier Andrzej Płóciniczak, który jako pierwszy dowodził akcją.
Autor: jl / Źródło: PAP