Premier Ewa Kopacz powinna zdymisjonować ministra administracji i cyfryzacji, jeśli nie wytłumaczy się on z "daru bilokacji" - powiedział na antenie TVN24 szef klubu PiS Mariusz Błaszczak. Halicki stwierdził, że Błaszczak pozwolił sobie na insynuacje, dlatego kieruje sprawę do sądu.
Błaszczak powiedział, że Halicki miedzy 24 a 29 czerwca 2012 r. był w Strasburgu, a 28 czerwca był w Warszawie i brał udział w głosowaniu. - To bardzo interesujące - zaznaczył.
W jego opinii, jeśli nie wpłyną jednoznaczne wyjaśnienia ze strony Halickiego, to premier powinna go zdymisjonować. Powinien on być także usunięty z klubu PO i partii.
Błaszczak dodał, że posłowie godnie zarabiają, i nie muszą stosować sztuczek w związku ze służbowymi delegacjami.
Na reakcję Halickiego nie trzeba było długo. Na Twitterze zagroził szefowi klubu PiS, że poda go do sądu, jeśli ten go nie przeprosi.
"Jeżeli przewodniczący Błaszczak nie przeprosi mnie wnoszę sprawę do sadu. Najpierw trzeba rozumieć co się czyta, a później oskarżać!" - napisał minister.
Jezeli przewodniczący Błaszczak nie przeprosi mnie wnoszę sprawę do sadu. Najpierw trzeba rozumieć co sie czyta, a pozniej oskarżać!
— Andrzej Halicki (@AndrzejHalicki) listopad 13, 2014
"Widząc złodziejstwo, oskarża innych"
Potem na zwołanej w Sejmie konferencji prasowej powiedział, że to, co zrobił Błaszczak to skandal, bo widząc złodziejstwo w swoim klubie, oskarża innych.
- Oczywiście chciałbym mieć dar bilokacji, bo to pewnie jest zdolność, która byłaby marzeniem, natomiast większym jeszcze marzeniem jest to, by mieć po stronie opozycji kogoś, kto chociaż na poziomie licealisty potrafi czytać i rozumieć, co czyta - powiedział Halicki dziennikarzom w Sejmie.
Minister tłumaczył potem, że podczas sesji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, skład polskiej delegacji, która ma w ZP łącznie 12 głosów, bardzo często się zmienia, ponieważ posłowie chcą np. wrócić na głosowania w Sejmie, a sesje PE często pokrywają się z posiedzeniami przy Wiejskiej.
A w tym przypadku, na który wskazał Błaszczak, Halicki - jak podkreślił - wrócił do Warszawy wcześniej, brał udział w głosowaniach przy Wiejskiej, a jego dieta związania z wyjazdem do Strasburga została z tego tytułu pomniejszona.
Przypomniał również, że nie jechał do Strasburga prywatnym autem, tylko skorzystał z biletów lotniczych zakupionych przez Kancelarię Sejmu.
- Nigdy nie korzystałem z samochodu, wszystkie dokumenty są w kancelarii (Sejmu - red.), łatwo sprawdzić datę wylotu i datę przylotu - powiedział Halicki i na dowód pokazał bilet lotniczy.
Poinformował również, że skieruje sprawę do sądu. - Pan przewodniczący Błaszczak pozwolił sobie na insynuacje i oskarżenia, wnoszę tę sprawę do sądu i to z dużym odszkodowaniem, chociaż oczekuję od pana przewodniczącego słowa "przepraszam" - dodał Halicki.
"Stawię się w sądzie"
Błaszczak, odnosząc się do zapowiedzi Halickiego, że ten pozwie go do sądu, stwierdził: - Pewnie jego mecenasem będzie Roman Giertych.
Potem zapewnił, że jeśli Halicki skieruje pozew, to on stawi się przed sądem. Poinformował jednocześnie, że to, co mówił na temat służbowych delegacji Halickiego oparł na materiałach, jakie otrzymał od marszałka Sejmu.
- Zachęcam posła Halickiego, może złoży pozew także wobec marszałka Sikorskiego, że te materiały są takie, iż mogą wprowadzić w błąd - ironizował Błaszczak.
Dodał, że oczekuje od Halickiego dowodów, a nie pojedynczego biletu lotniczego, którego nawet nie widział. - Może jeszcze jakieś kwity będą po Sejmie fruwały - skwitował Błaszczak.
Dodał, że sprawa wyjazdów Halickiego musi być wyjaśniona, a do tego czasu Kopacz - jeśli przestrzega standardów - powinna go zawiesić w pełnieniu ministerialnych obowiązków.
W dwóch miejscach na raz?
Adam Hofmana, poseł podczas podróży służbowej do Londynu, która według dokumentów sejmowych miała trwać od 20 do 25 maja, w międzyczasie pojawił się na wywiadzie radiowych w Warszawie.
Jak jednak wynika z danych sejmowych, Hofman pobrał diety tylko za trzy, a nie za pięć dni pobytu. Jeśli więc by się postarał, po trzech dniach obrad mógłby wsiąść w samochód i przejechać nocą 1,5 tys. kilometrów, żeby zdążyć na poranną rozmowę w studiu.
Z kolei inny były już poseł PiS Mariusz Antoni Kamiński będąc formalnie w Strasburgu, został odnotowany jako biorący udział w głosowaniach przy Wiejskiej.
O byłych posłach PiS (chodzi też Adama Roguckiego) stało się głośno z powodu ich podróży do Madrytu. Politycy wzięli kilkanaście tysięcy złotych zaliczki na wyjazd na posiedzenie Komisji Zagadnień Prawnych i Praw Człowieka Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, zgłaszając podróż samochodem. W rzeczywistości polecieli tanimi liniami lotniczymi.
Warszawska prokuratura okręgowa wszczęła w środę śledztwo w sprawie podejrzenia popełnienia oszustwa przez trzech były posłów PiS w związku z rozliczeniem ich podróży służbowej do Madrytu.
Autor: MAC/kka,rzw / Źródło: tvn24