Na finiszu kampanii wyborczej w Sosnowcu prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił o wymianie elit - w tym także tych kulturalnych, które jego zdaniem niszczyły reputację Polski. Wywołane do tablicy elity mówią stanowcze "nie" kulturze podporządkowanej politycznie. Chcą tworzyć filmy po swojemu, szczególnie te historyczne. Prawo i Sprawiedliwość - jak dowiedzieli się reporterzy magazynu "Polska i Świat" - jest gotowe wesprzeć finansowo amerykański film o rotmistrzu Witoldzie Pileckim.
Kino historyczne polityków interesuje bardziej niż jakiekolwiek inne. To nie zawsze podoba się artystom. - To zakłamanie, zafałszowanie roli kogoś, kto jest odpowiedzialny za kulturę, za wrażliwość i za pokój - mówił aktor Olgierd Łukaszewicz, pytany o zainteresowanie polityków tematami do zekranizowania.
"Niektóre filmy niszczyły polską reputację"
Polityczną wizję na temat kina wyłożył w czasie spotkania wyborczego Sosnowcu prezes PiS Jarosław Kaczyński. Powiedział, że "byliśmy przedmiotem zorganizowanej akcji defamacyjnej". Tłumaczył, że kulturalne elity niesłusznie pozwalały na przedstawianie Polski w złym świetle.
- Chodziło o to, żeby przedstawić nas jako w istocie współpracowników Niemiec hitlerowskich. (...) Przypomnę choćby taki film jak "Pokłosie" [odnoszący się do tematu zbrodni w Jedwabnem - przyp. red.], ale takich filmów było więcej. Niektóre z nich były niestety w sensie artystycznym dobre, czy nawet bardzo dobre, ale niszczyły polską reputację, niszczyły nasze wartości - ocenił Kaczyński.
Kulturalne elity takiej polityce kulturalnej się sprzeciwiają. - Tak jest po prostu, że są też wstydliwe rzeczy, które my musimy odważnie sobie wstawić przed oczy - zwrócił uwagę Olgierd Łukaszewicz.
Reżyserka Agnieszka Holland uważa, że "jeżeli ktoś myśli, że przekonamy ten świat, to się myli". - Ludzie jednak są ciekawi złożonych historii i uczciwych historii - podkreśliła.
"Jest dobry projekt amerykański"
Wizja Prawa i Sprawiedliwości na kino historyczne była konkretna już w kampanii wyborczej cztery lata temu. - Zbierzmy pieniądze na jeden, dwa czy trzy wielkie hollywoodzkie filmy, które pokażą, jak w Polsce było naprawdę w czasie II wojny światowej - apelował w 2015 roku Jarosław Kaczyński.
Mariusz Błaszczak w wywiadach kompletował nawet obsadę. Na spotkaniu z amerykańską Polonią przekonywał, że "trzeba tego [Toma - przyp. red.] Cruise'a czy [Mela - red.] Gibsona zatrudnić".
Mela Gibsona raz udało się zatrudnić, ale nie do hollywoodzkiego filmu o polskiej historii, a do spotu promującego 100-lecie niepodległości.
Zdaniem Bogdana Zdrojewskiego, byłego ministra kultury i dziedzictwa narodowego "władza może deklarować pewne rzeczy, ale najwybitniejsze dzieła artystyczne w XX wieku, w XXI wieku powstały w pewnej opozycji do władzy, a nie na zamówienie władzy".
Przez ostatnie cztery lata powstało wiele filmów historycznych - mniej lub bardziej bliskich koncepcji PiS, ale wysokobudżetowego dzieła zza oceanu dotąd nie ma.
- Przyszedł do polskich producentów dobry projekt amerykański, film o Witoldzie Pileckim. Ta postać fascynuje świat - powiedział wiceminister kultury Jarosław Sellin.
Film o żołnierzu Armii Krajowej, który dostał się do Auschwitz, aby założyć tam siatkę konspiracyjną, a następnie uciekł z obozu koncentracyjnego, rzeczywiście powstaje, choć jest na bardzo wczesnym etapie produkcji. Otrzymał sześć milionów z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, a jego budżet ma wynosić prawie 150 milionów złotych. Jak ustalili reporterzy magazynu "Polska i Świat" w TVN24, resort jest gotowy wyłożyć połowę tej kwoty.
Rozmowy z producentami potwierdził wicepremier i minister kultury Piotr Gliński. - Trzymamy kciuki. Jesteśmy gotowi wesprzeć ten projekt także finansowo - przyznał.
Autor: asty//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24