Prawo i Sprawiedliwość samorządową rzeczywistość zmienia od trzech lat mimo że rządzi tylko w jednym z 16 samorządów. Zdołało jednak przejąć kontrolę nad lokalnymi funduszami ochrony środowiska, zwiększyć władzę kuratorów nad szkołami i wywrzeć poprzez ministra wpływ na repertuar lokalnych teatrów. Materiał magazynu "Czarno na białym" TVN24.
Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska w Szczecinie rocznie dysponuje setkami milionów złotych na walkę ze smogiem, budowę sieci kanalizacyjnych, modernizację oczyszczalni ścieków i wiele innych lokalnych potrzeb. Udziela też pożyczek i dotacji. Takich funduszy jest w całej Polsce 16.
- Od pierwszych tygodni sprawowania rządów w Polsce Prawo i Sprawiedliwość starało się położyć rękę na tych funduszach, bo jest tam całkiem dużo pieniędzy - twierdzi Olgierd Geblewicz, marszałek województwa zachodniopomorskiego z PO.
Kompetencje w ochronie środowiska
Sporo pieniędzy, na których sposób wydawania władza centralna nie miała dotąd wpływu. Do 2016 roku to sejmiki wojewódzkie wybierały siedmioosobowe Rady Nadzorcze Funduszy. W radach zasiadali głównie przedstawiciele samorządów i organizacji pozarządowych związanych z ochroną środowiska, którzy powoływali zarządy.
W ubiegłym roku, nie czekając na wybory samorządowe, Prawo i Sprawiedliwość zmieniło ustawę prawo o ochronie środowiska. Teraz rady nadzorcze funduszy mają pięć osób. Dwie wyznacza wojewoda, po jednej minister środowiska i Narodowy Fundusz - wszyscy to przedstawiciele rządu. Jedynym przedstawicielem samorządu jest wiceprzewodniczący Rady, którego wskazał Sejmik. Władza centralna ma więc większość i to ona decyduje o wyborze zarządu.
Po wyborach samorządowych w 2014 roku PiS rządzi tylko w jednym województwie - podkarpackim. W pozostałych 15 wciąż jeszcze Platforma z PSL. Zmieniając ustawę, rząd odebrał kompetencje samorządom, czyli opozycji wobec Prawa i Sprawiedliwości, i zyskał wpływ na ważny obszar polityki samorządowej.
Wymiana kuratorów
Podobnie samorządową rzeczywistość PiS zmieniło za sprawą wprowadzonej pod koniec stycznia w 2016 roku reformy oświaty. Oprócz likwidacji gimnazjów kluczowe dla rządu były wymiana i wzmocnienie kuratorów. Jak podkreśla Justyna Suchecka, dziennikarka "Gazety Wyborczej" od lat śledząca zmiany w systemie edukacji, żaden z kuratorów sprzed 2015 roku nie zachował swojego stanowiska - wszyscy są już z powołania nowej minister Anny Zalewskiej. 15 z 16 z nich ma powiązania z PiS - to radni, byli radni albo kandydaci PiS w wyborach.
Przed reformą autorstwa Anny Zalewskiej kuratorów powoływał wojewoda, a więc przedstawiciel rządu w terenie. Po reformie kuratorzy są bezpośrednio powoływani przez ministra edukacji narodowej - czyli przez władzę centralną.
- Znów zaczęliśmy wracać do centralizacji oświaty - ocenia Suchecka.
Publicystka przyznaje, że kiedyś kuratorzy również starali się realizować politykę władz centralnych, jednak mieli dużo mniejsze narzędzia. - Choćby dlatego, że nie mogli zdecydować o tym, czy ktoś zamknie szkołę czy nie - zauważa.
Teraz bowiem samorząd bez zgody kuratora nie może zamknąć szkoły ani powołać jej dyrektora. Kurator ma również wpływ na awanse nauczycieli czy kształtowanie sieci szkół, co oznacza, że samorządy nie mogą już samodzielnie decydować, ile szkół naprawdę potrzebują.
Premiery pod presją
Obszarem, w którym władze centralne starają się działać na zdominowanym przez opozycję szczeblu samorządowym, jest również kultura.
Tydzień po zaprzysiężeniu rządu Beaty Szydło nowy minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński w Polskim Radiu zapowiadał: - Nie jestem człowiekiem, który jest skłonny ingerować w przekaz artystyczny.
Ale kilka dni wcześniej resort kultury wysłało list do władz samorządu dolnośląskiego, żeby nie dopuścić do premiery głośnego spektaklu "Śmierć i dziewczyna" w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Warto podkreślić - teatrze podlegającym samorządowi, a nie ministrowi kultury.
- Twarda pornografia za publiczne pieniądze nie będzie realizowana. Zwróciłem się do marszałka, żeby powstrzymał premierę w zapowiadanej postaci - tłumaczył wówczas Gliński.
Półtora roku po wydarzeniach z Wrocławia presję ze strony ministra poczuł Teatr Powszechny podległy warszawskiemu samorządowi. Tym razem poszło o premierę spektaklu "Klątwa". Według cytowanego przez portal Oko.press Glińskiego, spektakl łączył "działania artystyczne ze znieważaniem religii i naruszeniem najwyższych wartości Kościoła katolickiego".
Choć premiera znów w atmosferze skandalu się odbyła, reperkusje teatr odczuwa do dziś, między innymi przez brak ministerialnych dotacji. - Od dłuższego czasu tych pieniędzy nie dostajemy - przyznaje dyrektor teatru Piotr Łysak. - Jest to powiedziane dosyć wprost: nie dostajemy ze względu na spektakle, które wystawiamy, a głównie ze względu na spektakl "Klątwa" - podkreśla.
Obu spektakli minister kultury, jak sam przyznawał, nie widział.
Więcej materiałów na stronie magazynu "Czarno na białym" TVN24.
Autor: mm//now / Źródło: tvn24