W czwartkowej "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 Małgorzata Manowska poinformowała, że do środy do Sądu Najwyższego wpłynęło około 56 tysięcy protestów wyborczych. Zapytana, czy ta liczba się nie zmieni, zastrzegła, że część protestów może jeszcze być dostarczona drogą pocztową.
Manowska odniosła się również do swoich niedawnych słów w sprawie tak zwanych "giertychówek", czyli protestów wyborczych, które bazowały na wzorze opublikowanym przez posła KO Romana Giertycha. - Uważam, że lekkomyślne i nieodpowiedzialne było umieszczenie przez polityków wzorca (...), dlatego że są to protesty jednorodne o takiej samej treści, które zostały już skierowane do wspólnego rozpoznania - zaznaczyła.
- Ludzie tak się jakoś zafiksowali na tych wzorcach, że na przykład przesyłają nam w ramach protestów wyborczych żółtą karteczkę samoprzylepną, gdzie jest napisane tylko "popieram protest Romana Giertycha" i podpis, PESEL - powiedziała.
Prezes SN zaznaczyła również, że jej zdaniem obywatele wyrażają swój sprzeciw "przede wszystkim w tych 150 protestach, które są protestami indywidualnymi, gdzie rzeczywiście obserwują, że w trakcie głosowania czy ustalania wyników głosowania były nieprawidłowości i je zgłaszają".
Manowska o wniosku Bodnara
Minister sprawiedliwości, prokurator generalny Adam Bodnar poinformował w środę, że wystąpił do Sądu Najwyższego z wnioskami o przeprowadzenie oględzin kart do głosowania w 1472 komisjach wyborczych. Decyzję podjął na podstawie treści przekazanych mu protestów wyborczych, między innymi Krzysztofa Kontka, autora badania na temat skali anomalii, do których miało dojść w komisjach wyborczych. Bodnar zarzucił Sądowi Najwyższemu, że nie poczekał na jego stanowisko w sprawie tego protestu.
Pytana, czy wniosek Adama Bodnara zostanie odrzucony, Manowska odparła, że nie będzie "antycypować orzeczenia sądu". - Natomiast muszę zwrócić uwagę, że prokurator generalny jest uczestnikiem szczególnym postępowania wyborczego. On nie ma prawa zmieniać na przykład zakresu protestu wyborczego, zakresu zarzutów. Czekamy jeszcze na około 150 stanowisk pana prokuratora generalnego - powiedziała pierwsza prezes SN.
- Nie wtrącam się w pracę prokuratury. Jeżeli zostanie wszczęte postępowanie dotyczące podejrzenia popełnienia określonego przestępstwa w związku z procesem wyborczym i zostanie wydane postanowienie dowodowe prokuratora, to będziemy się nad tym pochylać - zapowiedziała. Podkreśliła, że wniosek Bondara będzie rozpoznawał sąd. - Byłabym osobą nieodpowiedzialną jako pierwsza prezes, gdybym z punktu widzenia osoby, która pełni funkcję administracyjną, mówiła, czy zostanie uwzględniony, czy nie - stwierdziła.
Zgodnie z Kodeksem wyborczym Sąd Najwyższy ma czas do 2 lipca na rozpatrzenie protestów wyborczych. Pytana, czy SN wyrobi się do tego czasu, Manowska odparła: - Jeżeli nie będzie żadnych nadzwyczajnych akcji i przeszkód, zdążymy.
Dopytywana, czy SN zdąży nawet wówczas, jeżeli wniosek prokuratora generalnego o ponowne przeliczenie głosów w 1472 komisjach wyborczych zostanie uwzględniony, Manowska powtórzyła: - Zdążymy, tylko żeby nam nie przeszkadzać.
"Wszystko jest w rękach wyborców zgłaszających protesty, a nie Sądu Najwyższego"
Manowska była pytana, w ilu komisjach musiałoby dojść do nieprawidłowości stwierdzonych przez Sąd Najwyższy, żeby Izba Kontroli Nadzwyczajnej miała przesłankę do uznania wyboru za nieważne. - Pytanie jest inne. W ilu protestach wyborczych podniesione zostały zasadnie takie zarzuty, nie z powołaniem się na fakty medialne, nie z powołaniem się na jakieś teoretyczne modele, tylko uchybienia w trakcie procedury głosowania, która dają Sądowi Najwyższemu kompetencje do zarządzenia przeliczenia głosów - odparła sędzia. Podkreśliła, że "wszystko jest w rękach wyborców zgłaszających protesty, a nie Sądu Najwyższego".
Pytana, czy nie dziwi jej skala nieprawidłowości w tych wyborach, Manowska stwierdziła, że to nie pierwszy raz kiedy takie przypadki mają miejsce, tyle że "nigdy ta skala nie została wykryta". - Pytanie, czy ktoś się tym wcześniej interesował - dodała.
Konrad Piasecki zwrócił w tym miejscu uwagę, że ostatni przypadek zamiany głosów kandydata numer 1 i kandydata numer 2 miał miejsce w 2010 roku, a w 2015 i 2020 nie zgłoszono ani jednego takiego przypadku. W 2010 był jeden taki przypadek w skali całego kraju, na Bemowie. W tym roku zgłoszono ich już kilkanaście.
- Jest to oczywiście niepokojące, bo nie powinny takie zdarzenia mieć miejsca. Być może to wynika ze zmęczenia ludzi, którzy pracowali w komisjach. Być może wynika to z niekompetencji, z niechlujności. Ja tego po prostu nie wiem i nie będę tego przesądzać - powiedziała Manowska.
Manowska: konstytucja nie zakazuje sędziemu mieć poglądów
O ważności wyborów orzekać będzie Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, w której zasiadają tzw. neosędziowie. Wcześniej zajmowała się tym Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych.
Manowska wskazała, że zmianę ustawy o Sądzie Najwyższym uchwalił polski parlament. Przekonywała, że "nie jest to żadna specjalna izba". - Została podjęta decyzja o przeprowadzeniu reformy. Parlament tę reformę uchwalił - stwierdziła.
Pytana, czy to była dobra reforma, Manowska powiedziała, że "zależy w jakim aspekcie". - Dobrze, że zabrano z Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych sprawy publiczne. Nie wiem, czy akurat w taki sposób powinno to zostać rozwiązane organizacyjnie - powiedziała. Przekonywała, że sędziowie zasiadający w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej "sprawdzą się w każdej izbie zgodnie z ich kompetencjami".
- Gdyby rząd od początku rzeczywiście chciał rozwiązać problem w wymiarze sprawiedliwości, usiadłby do rozmów i nie słuchałby niektórych agresywnych czy mających zupełnie z kosmosu pomysły sędziów. O ileż do przodu byłby już ten rząd, gdyby ten problem rozwiązał - stwierdziła Manowska.
Pierwsza prezes SN zwróciła uwagę, że "konstytucja nie zakazuje sędziemu mieć poglądów, tylko przynależeć do partii politycznej". - Mamy tylu polityków w togach, którzy brylują w mediach z obu stron, a bardziej nawet ze strony starszych służbą kolegów - mówiła.
Manowska: wygląda na to, że dla polityków ten bałagan jest korzystny
Manowska zgodziła się, że obecna sytuacja w wymiarze sprawiedliwości to "bajzel i bałagan". W jej opinii "stworzyły go grupy, również sędziów i polityków, którzy nastawiali wrogo jednych przeciwko innym". Nie zgodziła się jednak, że chaos powstał za rządów Prawa i Sprawiedliwości. - W tym czasie zostały wprowadzone zmiany legislacyjne. Natomiast później rozpętało się pewne piekiełko - dodała, wskazując na opinię Komisji Weneckiej oraz wyroki TSUE i ETPCz.
- Trzeba usiąść i ja do tamtego rządu apelowałam. Pisałam listy otwarte z prośbą o to, żeby został ten problem rozwiązany. Zareagował tylko pan prezydent Andrzej Duda. Również apeluję do tego rządu. Wygląda mi na to, że politykom nie zależy w ogóle na tym, że ten bałagan jest dla nich korzystny - oceniła.
Manowska powiedziała, że poszła do Sądu Najwyższego, bo prosili ją o to "starsi służbą koledzy, po to, żeby nie przyszedł ktoś bez kompetencji". - Z publicznego (punktu widzenia) to była słuszna decyzja i będę stała do końca swojej kadencji twardo - zapowiedziała. Pytywana, czy gdyby politycy zawarli jakiś kompromis w tej sprawie, to byłaby gotowa ustąpić ze swojej funkcji, odparła: - Oczywiście. Jeżeli byłoby to dla dobra Sądu Najwyższego, nawet 5 minut bym się nie zastanawiała.
Według niej rozwiązanie impasu w wymiarze sprawiedliwości "absolutnie" nie może oznaczać pozbawienia stanowisk wszystkich "neosędziów", czyli sędziów powołanych z rekomendacji Krajowej Rady Sądownictwa po 2018 roku. - Niechże sobie ci, którzy uważają, że część tych sędziów - nawet sądów powszechnych, którzy zostali awansowani, czy przyszli do służby - sprzeniewierzyło się zasadom etyki, to niech ich ścigają sądy dyscyplinarne - stwierdziła.
Co się stanie, jeśli nie nastąpi zaprzysiężenie prezydenta? "Dopuszczam każdą myśl"
Manowska została zapytana, czy dopuszcza do siebie myśl, że z takiego czy innego powodu do 6 sierpnia nie nastąpi zaprzysiężenie prezydenta. - Ja już każdą myśl do siebie dopuszczam. Także taką - odparła.
Dopytywana, kto wówczas będzie pełnił obowiązki prezydenta, odpowiedziała: - Nie wiem. Konstytucja w tym zakresie zawiera pewną lukę prawną.
Manowska zwróciła uwagę, że "Kodeks wyborczy stanowi, że ustępujący prezydent kończy urzędowanie w dniu, w którym prezydent elekt składa ślubowanie".
Na pytanie, czy w sytuacji, kiedy nie dojdzie do zaprzysiężenia nowego prezydenta, obowiązki głowy państwa pełnić będzie dalej Andrzej Duda, czy przejmie je druga osoba w państwie, czyli marszałek Sejmu Szymon Hołownia, Manowska powiedziała, że "nie wie". - Nie jestem politykiem i nie do mnie należy decyzja - dodała.
Autorka/Autor: kgr, momo/ft
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24