Nauczyciele bardzo często kochają swoją pracę, ale z powodu zarobków wielu rozważa zerwanie z zawodem. - Jak ktoś przez dziesięć lat ma w sobie takie emocje i tak ciężko pracuje, to po prostu w pewnym momencie się wypala - tłumaczy dyplomowana nauczycielka, Agnieszka Jankowiak-Maik. Materiał programu "Czarno na białym".
Maria Bartkowiak, emerytowana nauczycielka muzyki, pamięta reformę Mirosława Handkego, ministra w rządzie Jerzego Buzka w latach 1997-2000. Była bohaterką materiału "Faktów" w TVN z 1999 roku. Mówiła wtedy, iż "nie wierzy, że reforma wypali, tak jak pan Handke to widzi".
- Kariery finansowej w szkolnictwie nikt nigdy nie zrobił i nie zrobi. Były podwyżki, ale szału nie było - mówi dziś.
"Wracam do domu i płaczę ze zmęczenia i frustracji"
Z podwyżkami, według nauczycieli, nigdy dobrze nie było. - Już czas - mówi Agnieszka Jankowiak-Maik. Jest nauczycielką dyplomowaną w poznańskim liceum. Była nagradzana za swoją pracę. Teraz szykuje się do strajku.
- Ja jestem uśmiechnięta i kocham moją pracę. W związku z tym taki wizerunek na co dzień widzą moi uczniowie. Natomiast w domu bywa różnie - mówi nauczycielka historii. - Zdarza się, że wracam do domu i płaczę ze zmęczenia i frustracji - wyznaje.
Gdy w internecie postanowiła opowiedzieć o swoich zarobkach, spotkała ją fala krytyki. Hejtu.
- Że nauczyciele to lenie, nieroby. Że mogłabym zostać brukarzem, to bym zobaczyła co znaczy ciężka praca. Że nie wyglądam na osobę, która jest przepracowana - wymienia zarzuty, jakie jej postawiono.
- Władza nami gardzi i bardzo otwarcie o tym mówi. To, że po kilku dniach pojawiają się przeprosiny za sformułowanie, że nauczyciele nie muszą dostać podwyżki, bo mogą przecież rodzić dzieci, za które uzyskają 500 złotych miesięcznie, jest po prostu obraźliwe - uważa Jankowiak-Maik.
Zmiana płac na przestrzeni 19 lat
W 2000 roku nauczyciela dyplomowanego, czyli tego z najwyższym stopniem zaawansowania zawodowego, rząd wyceniał na niespełna 1050 złotych netto. We wrześniu 2000 roku protestująca pedagog Czesława Dudek podkreślała, że nauczyciele "nie chcą być w roli żebraków, którzy muszą wyciągać rękę". - Gdy okaże się, że rząd jest bezsilny w wykonywaniu i przestrzeganiu prawa, to sądzę, że nauczyciele także nie zawahają się przed podjęciem czynnej akcji strajkowej - mówił wówczas Sławomir Broniarz, przewodniczący ZNP.
Reporter "Czarno na białym" sprawdził, jak zmieniały się nauczycielskie pensje na przestrzeni lat (kwoty netto).
W 2000 roku pensja nauczyciela stażysty wynosiła 716 złotych, nauczyciela dyplomowanego 1049 złotych, a średnia pensja w gospodarce 1318 złotych.
W 2008 roku pensja nauczyciela stażysty wynosiła 1045 złotych, nauczyciela dyplomowanego 1707 złotych, a średnia pensja w gospodarce 2095 złotych.
W 2012 roku nauczyciel stażysta mógł liczyć na 1644 złote pensji, nauczyciel dyplomowany 2232 złote, gdy średnia pensja w gospodarce wynosiła już 2519 złotych.
Obecnie zasadnicza pensja nauczyciela stażysty to 1835 złotych, a dyplomowanego 2393 złote, ale średnie zarobki w gospodarce to już 3261 złotych.
W ciągu 19 lat zasadnicza pensja urosła stażyście o 1119 złotych. Jeśli chodzi o nauczyciela dyplomowanego, to przez 19 lat pensje tej grupy urosły o 1445 złotych.
Agnieszka Jankowiak-Maik, dyplomowana nauczycielka historii z blisko 11-letnim doświadczeniem, zarabia mniej niż 3500 złotych netto - wliczając trzynastkę.
"Byliśmy zbyt mało zdeterminowani"
- Nas się teraz dosyć często porównuje do zawodów typu kasjerzy, a nie opartych na intelekcie, jak na przykład prawnicy - zauważa Jankowiak-Maik.
Maria Bartkowiak przyznaje, że cieszyła się, gdy dostawała zastępstwo. - Bardzo chętnie brałam zastępstwa, bo miesięcznie się parę groszy uzbierało - tłumaczy. - Jesteśmy taką grupą zawodową, że myśmy się cieszyli z każdej złotówki. Zawsze mieć tę stówę, czy jej nie mieć, to się cieszyliśmy - dodaje.
Bartkowiak kończyła karierę w szkole w 2006 roku jako nauczyciel dyplomowany z pensją około 1600 złotych.
- Chyba byliśmy wtedy zbyt mało zdeterminowani, żeby konkretnie tupnąć nogą i się upomnieć po swoje - ocenia dziś. Jak mówi, nauczyciele zwykle słyszeli, że w budżecie jest mało pieniędzy i że aby dać więcej nauczycielom - trzeba by komuś innemu zabrać.
"Jeszcze bardziej się jednoczymy"
Agnieszka Jankowiak-Maik zna te tłumaczenia od dziecka, bo pochodzi z nauczycielskiej rodziny.
- Mama dużo o tym mówiła, dużo się w domu mówiło na temat zarobków. Ale jednocześnie była wielką pasjonatką i kochała uczyć, więc dawała dwa przekazy: że to jest piękny, wspaniały zawód, który jest bardzo niedoceniony i że wierzy w to, że się to za jakiś czas zmieni - wspomina nauczycielka historii.
Jej zdaniem dziś już nikt z grona pedagogów nie przyjmie tłumaczenia o tym, że w budżecie dla nich akurat jest brak pieniędzy. - Myślę, że nauczyciele są bardzo zdeterminowani i bardzo zdenerwowani. Sposób, w jaki traktuje się nas aktualnie sprawia, że jeszcze bardziej się jednoczymy - zwraca uwagę.
Maria Bartkowiak solidaryzuje się z pracującymi nauczycielami. - Trzymam za nich kciuki - mówi. - Trzeba być konsekwentnym - dodaje.
Agnieszka Jankowiak-Maik uważa, że nauczyciele powinni być odważni i powinni wytrzymać tak długo w strajku, ile będzie trzeba.
"Chciałabym wytrwać w moim ulubionym zawodzie"
Wielu nauczycieli mówi, że to walka o przyszłość tego zawodu - walka, która poprzednim pokoleniom się nie powiodła. Dla pani Agnieszki ta praca to pasja, której poświęca zdecydowanie więcej czasu niż osiem godzin dziennie.
Ostatnio wielokrotnie zastanawiała się jednak nad swoją przyszłością w zawodzie.
- Uważam, że to jest ważna i piękna praca. Mamy wielu świetnych uczniów, dla których warto się postarać, ale trzeba pamiętać też o sobie i jak ktoś przez dziesięć lat ma w sobie takie emocje i tak ciężko pracuje, to po prostu w pewnym momencie się wypala - mówi.
- Mam nadzieję, że jeszcze to nie nastąpi, ale walczę ze sobą i już coraz częściej się zastanawiam czy tę pracę po prostu zmienić. Bardzo bym tego nie chciała i chciałabym wytrwać w moim ulubionym zawodzie - dodała.
Autor: asty//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24