Watykan przekazał polskiemu sądowi ponad 200 stron kościelnych akt, których wydania odmówił metropolita poznański arcybiskup Stanisław Gądecki. To pierwszy taki przypadek - pisze "Gazeta Wyborcza". Chodzi o dokumenty z procesu kanonicznego w sprawie oskarżonego o pedofilię byłego księdza Krzysztofa G., w tym jego pisemne przyznanie się do winy. Jak zwraca uwagę dziennik, sąd próbował zdobyć te dokumenty od października 2021 roku.
W sierpniu 2021 roku w Sądzie Rejonowym w Chodzieży (województwo wielkopolskie) ruszył proces byłego księdza Krzysztofa G. oskarżonego o czyny pedofilskie. Miało do nich dochodzić - jak podawał akt oskarżenia - na przestrzeni kilkunastu lat.
Mężczyźnie grozi 12 lat pozbawienia wolności.
Dwa równoległe postępowania, dwie wersje zeznań oskarżonego
Pan Sebastian, występujący w sprawie jako ofiara molestowania, w 2015 roku zawiadomił o sprawie poznańską kurię, a dwa lata później pełnomocnik pokrzywdzonego złożył zawiadomienie do prokuratury. "Oba postępowania toczyły się równolegle. W kościelnym ksiądz przyznał się do molestowania ministranta, w prokuratorskim - zaprzeczył" - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
O tym, że oskarżany o molestowanie duchowny przyznał się do winy, pan Szymon miał dowiedzieć się od współpracownika metropolity poznańskiego, arcybiskupa Stanisława Gądeckiego. "Nie miał jednak dowodu, bo akta kościelnych postępowań są tajne nawet dla pokrzywdzonych. Szymon dostał jedynie lakoniczną informację o usunięciu Krzysztofa G. ze stanu duchownego" - pisze "GW". Jak czytamy dalej, kościelne akta chciał zdobyć najpierw prokurator Paweł Ciesielczyk, ale "powstrzymali go przełożeni", zaś "kolejną próbę podjęła sędzia Katarzyna Orzeł, gdy prokurator skierował do sądu akt oskarżenia".
CZYTAJ WIĘCEJ: "Trzeba się zmierzyć ze sprawcą oko w oko". Proces byłego księdza oskarżonego o molestowanie ministranta >>>
Gdy sąd w Chodzieży zwrócił się do arcybiskupa Gądeckiego z prośbą o przekazanie kościelnych dokumentów w sprawie Krzysztofa G., metropolita poznański miał przekonywać, że "akta wysłał do Watykanu, a kopii nie zachował". "Sędzia nie uwierzyła. Podejrzewała, że Watykan dostał kopie, a oryginały zostały w tajnym archiwum kurii. Postawiła nawet ultimatum: albo metropolita wyda dokumenty dobrowolnie, albo dostanie karę finansową, a policja przeszuka siedzibę kurii" - pisze "Gazeta Wyborcza".
Abp Gądecki nie ugiął się, a sędzia nie nałożyła zapowiedzianej kary na hierarchę i nie wydała nakazu przeszukania kurii.
Watykan pokazuje, ale nie wszystko
Gdy w lutym 2022 roku w trakcie utajnionej rozprawy arcybiskup Gądecki składał zeznania w sprawie Krzysztofa G., stwierdził wówczas, że "nie widzi przeszkód, by Watykan wydał akta kościelnego postępowania" - czytamy na łamach "Wyborczej". Według ustaleń gazety "sędzia, prokurator oraz pełnomocnik pokrzywdzonego naciskali Gądeckiego, by bardziej się zaangażował i sam wydobył z Watykanu oczekiwane dokumenty".
Choć duchowny obiecał pomóc sądowi i zwrócić się w tej sprawie do nuncjusza, dokumenty nie nadeszły. Jak relacjonuje dziennik, w tej sytuacji sędzia Orzeł postanowiła sama napisać do Watykanu o wydanie akt sprawy.
"Odpowiedź nie nadchodziła. Sędzia nie chciała dłużej czekać. Uprzedziła strony, że wyda wyrok nawet bez wglądu w kościelne dokumenty" - pisze "Wyborcza". Wtedy Watykan "niespodziewanie jednak udostępnił akta", przekazał je wraz z notą dyplomatyczną polskiej ambasadzie w Stolicy Apostolskiej, jesienią 2022 roku.
Według informacji "Wyborczej" Watykan udostępnił sądowi "większość, ale nie wszystkie dokumenty".
Co znajdowało się w dokumentacji?
W przesłanych przez Watykan aktach znajduje się między innymi pisemne przyznanie się Krzysztofa G. do molestowania ministranta. "Wyborcza" pisze, że były ksiądz złożył je w kurii pod koniec 2015 roku i dodaje, że "trzy tygodnie później arcybiskup wysłał go na urlop zdrowotny".
W dokumentacji znajdują się również zeznania świadków z procesu kanonicznego, głównie księży, którzy nie zostali przesłuchani przez prokuraturę i sąd. "Tylko Kościół wiedział o ich istnieniu. Teraz okazuje się, że mają informacje, które mogą być przydatne dla sprawy. Sędzia Orzeł chce ich przesłuchać" - czytamy w artykule.
"Wyborcza" zauważa również, że z akt przekazanych przez Watykan wynika, iż Kościół zareagował na zgłoszenie pana Szymona wzorcowo, że zebrano dowody, potwierdzono winę, a sprawcę ukarano. Dodatkowo w dokumentach nie ma informacji, które mogłyby obciążać przełożonych księdza pedofila.
Zdaniem dziennika w przesłanych przez Watykan aktach zabrakło części istotnych dokumentów. "W przekazanych aktach znalazła się na przykład opinia psychologa i seksuologa na temat pokrzywdzonego Szymona, ale nie ma takiej opinii na temat ukaranego księdza, mimo że również powstała. Według naszych informacji dokument ukryty przez Kościół był niekorzystny dla księdza. Wskazywał na 'dewiacyjny, socjopatyczny profil osobowości', tendencje do manipulacji czy obniżone poczucie winy" - pisze "Gazeta Wyborcza".
"Kościół z jednej strony rozliczył pedofila, z drugiej otaczał opieką" - dodaje dziennik.
Źródło: Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24