Paweł Kowal ujawnił w "Faktach po Faktach" w TVN24, że w kwietniu spotkał się z senatorem Marco Rubio, który ma objąć wkrótce stery amerykańskiej dyplomacji. Jak relacjonował, swojemu rozmówcy powiedział wprost: - Czy ty sobie zdajesz sprawę, że budżet Ukrainy, ze względu na bezpieczeństwo Unii i NATO, jest zabezpieczany przez środki europejskie? Że każde euro dzisiaj wydane, to jest oszczędzanie, także potencjalnie, twoich dolarów w przyszłości?
- Naszą rolą jest przede wszystkim zmienić sytuację w Europie - powiedział w "Faktach po Faktach" Paweł Kowal, szef sejmowej komisji spraw zagranicznych i przewodniczący Rady ds. Współpracy z Ukrainą. Według niego jesteśmy na "zakręcie historii".
- Z tego punktu widzenia myślmy: rodzina, nasze miasto, przede wszystkim nasze państwo i Europa. Europa musi być szybko ponownie uruchomiona jako kontynent, który ma zdolność do produkcji przemysłowej, który produkuje amunicję, to jest nasza rola. Tylko wtedy będziemy poważnie rozmawiali w Waszyngtonie - przekonywał.
Kowal o rozmowie z przyszłym sekretarzem stanu USA
Kowal poinformował, że w kwietniu rozmawiał z amerykańskim senatorem Marco Rubio, który ma zostać nowym sekretarzem stanu w administracji Donalda Trumpa. W spotkaniu mieli także uczestniczyć przedstawiciele Niemiec i Francji.
- Myśmy mówili: czy ty sobie zdajesz sprawę, że budżet Ukrainy w tym czasie, ze względu na bezpieczeństwo Unii i NATO, jest zabezpieczany przez środki europejskie? Czy ty sobie zdajesz sprawę, ile zostało wydanych pieniędzy na zakupy zbrojeniowe? Czy ty rozumiesz, że każde euro dzisiaj wydane, to jest oszczędzanie, także potencjalnie, twoich dolarów w przyszłości? - relacjonował Kowal.
- I kiedy ta rozmowa toczyła się w takim trybie, nagle widziałem na twarzach amerykańskich rozmówców: "a, to myśmy nie mieli tych danych, myśmy sobie nie zdawali z tego sprawy, że to tak działa" - dodał.
"To jest ta istota problemu, której nie możemy odpuścić"
Kowal krytykował ideę "łatwych telefonów do Putina", wskazując w tym miejscu na kanclerza Niemiec Olafa Scholza, który kilka dni temu rozmawiał telefonicznie z prezydentem Rosji.
- Jeśli komuś przyjdzie do głowy usprawiedliwić rewizjonizm rosyjski, który polega na tym, że Rosjanie chcą zmieniać granice siłą i żeby to inni uznawali, to zawsze oznacza w Europie początek kolejnej wojny - ostrzegł gość TVN24.
Zwrócił uwagę, że "my mamy nie tylko Putina, mamy w środku Europy Orbana, który też marzy o tym, żeby zmienić granicę siłą". - To jest to choróbsko. To jest ta istota problemu, której nie możemy odpuścić. My na to się nie możemy zgodzić, bo to już bezpośrednio dotyczy Polski - stwierdził.
Kowal: przyspieszenie integracji Ukrainy z Zachodem leży w interesie Polski
Kowal powiedział, że "jest taki obszar debaty, w którym mówi się: przerwijmy działania wojenne, zróbmy jakiś stan przejściowy, nikt nie będzie niczego uznawał". - Wtedy tylko trzeba się zastanowić, na jakich to jest warunkach, na jakich zasadach Ukraina w to wchodzi z punktu widzenia naszych interesów - zaznaczył.
- Czy my chcemy mieć po tamtej stronie granicy, na wschodzie, państwo, które ma de facto drugą armię NATO dzisiaj, bo Ukraina zbudowała ogromną armię, dała sobie radę przez te dwa lata? To nie jest tak, że Ukraina została pokonana. My właśnie dlatego prowadzimy tę dyskusję, że Ukraina się obroniła, ze wsparciem Zachodu oczywiście, ale się obroniła, wystawiła armię, przeszkoliła ją. Czy my chcemy mieć to państwo po wojnie poza Unią i poza NATO? Czy to jest w naszym interesie? A może w naszym interesie jest przyspieszyć rozmowy o wejściu Ukrainy do NATO? Może w naszym interesie jest przyspieszyć rozmowy o wejściu do Unii? - zastanawiał się Kowal.
Według niego włączenie Ukrainy w zachodnie struktury byłoby korzystnym krokiem z punktu widzenia Polski, gdyż - jak stwierdził - "nie jest w znanych historii przypadek, żeby jakieś państwo, obok którego następuje rozszerzenie, na tym straciło".
- Może tak trzeba rozmawiać, ale Amerykanom powiedzieć jedno: jeśli nawet jakiś okres przejściowy, to nie na takich warunkach, żeby Putin na tym zyskał i miał czas na dozbrojenie się, na przegrupowanie się, bo tutaj są te ryzyka. To, co dzisiaj komuś się wydaje bardzo prostym rozwiązaniem sytuacji, może go kosztować jutro dwa razy tyle - przestrzegał.
"Ukraińcy mają prawo zdecydować, do jakiego sojuszu należą"
Kowal odniósł się także do planu Trumpa na zakończenie wojny w Ukrainie, którego założenia przedstawił we wrześniu wiceprezydent elekt J.D. Vance. Mówił o potrzebie utworzenia strefy zdemilitaryzowanej na linii demarkacyjnej między Rosją i Ukrainą. Według Vance'a ta linia "musiałaby być mocno ufortyfikowana, żeby Rosjanie nie dokonali kolejnej inwazji". Z kolei Moskwa "otrzymałaby od Kijowa gwarancję neutralności Ukrainy pozostającej poza NATO i tego typu instytucjami sojuszniczymi". Sugerował też, że "konflikt trwa, bo zarabiają na nim amerykańskie firmy zbrojeniowe i instytucje finansowe".
- Ja bym odpowiedział Vance'owi: czy weźmiesz na siebie odpowiedzialność za to, że Rosjanie jutro nie wymyślą, że Polska czegoś nie może, a na końcu, że nie może czegoś Litwa? - zaznaczył Kowal.
Jego zdaniem "źródłem i początkiem tej wojny jest to, że wiele państw zachodnich po rozpadzie Związku Sowieckiego uznawało, że suwerenność niektórych krajów, w tym Polski, jest w jakimś stopniu ograniczona". - Ukraińcy mają prawo zdecydować, do jakiego sojuszu należą, nie ma tu o czym gadać, bo inaczej to jest kolonialne myślenie, które do niczego dobrego nie doprowadzi, tylko do kolejnych wojen - ocenił.
"Nie ma żadnych czerwonych linii z ery zimnowojennej"
Prezydent Rosji we wtorek podpisał dekret rozszerzający listę "zagrożeń militarnych", które mogą stanowić podstawę do użycia broni nuklearnej. Wcześniej taką podstawą było jedynie zagrożenie samego istnienia państwa.
- Na każdym etapie tej wojny przekonywaliśmy się, że nie ma żadnych czerwonych linii z ery zimnowojennej. Ja na to patrzę jak polski polityk, który stara się widzieć w tym polski interes - komentował Kowal.
Jak wyjaśnił, "polski interes polega przede wszystkim na tym, żeby Putin nie wygrał, żeby nie dostał czasu na dozbrojenie, żeby otrzymał jasną odpowiedź, że Zachód nie zgadza się na siłowe zmiany granic".
- Jeżeli jako polski polityk coś innego bym zrobił, to zgrzeszyłbym przeciwko wyborcom, historii naszego kraju. To znaczy, że zgodziłbym się na to, co zawsze było źródłem wojny w tej części Europy - skwitował gość "Faktów po Faktach".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Jim Lo Scalzo/EPA/PAP