- Była olbrzymia panika, szczególnie na końcu składu. W pewnym momencie nie było tam już czym oddychać - relacjonował w TVN24 Piotr Szuniewicz, pasażer pociągu metra, który uległ awarii i zapalił się na stacji Politechnika.
W niedzielę po godz. 16. na stacji metra Politechnika doszło do zadymienia pociągu, stacja jest zamknięta. Poszkodowanych zostało pięć osób.
Pasażer tak relacjonował wydarzenia w metrze: - Podróżowałem tym pociągiem, wsiadłem na stacji Centrum. Już przed stacją Centrum był taki błysk jak pociąg wjeżdżał na tory. Jak pociąg ruszył ze stacji Centrum do Politechniki, jechał bardzo wolno. Przed stacją Politechnika się zatrzymał i nagle było kilka błysków w tunelu, po czym były silne uderzenia i błyski, i nagle pojawiło się mnóstwo żrącego dymu - mówił Szuniewicz.
Wspominał, że w tym momencie "pasażerowie ze środka składu zaczęli biec na koniec, gdzie próbowali otworzyć drzwi, których się nie dawało otwierać, nie działały systemu do awaryjnego otwierania drzwi".
- W końcu udało się otworzyć jakieś drzwi, część pasażerów wyszła z pociągu do tunelu. Motorniczy wołał pasażerów na przód pociągu, ja posłuchałem wydawanych komunikatów i gdzieś w połowie składu dym szedł na koniec pociągu. Nagle metro ruszyło i dojechało do stacji. Część pasażerów została w tunelu, a część w pociągu - mówił mężczyzna.
"Nie nie było widać"
Piotr Szuniewicz podkreślił, że w pociągu "była olbrzymia panika". - Szczególnie na końcu składu. W pewnym momencie nie było tam już czym oddychać - wspominał. - Były komunikaty z prośbą o opuszczenie i pociągu, i stacji. Ja się zgłosiłem do pracownika metra, ponieważ moi znajomi wyszli z tego pociągu i zostali w tunelu. Poprosiłem, żeby ktoś zareagował, bo w tunelu są ludzie. Pracownicy metra byli bardzo zdziwieni, że ktoś wyszedł z tego pociągu - podkreślił.
Mężczyzna przyznał, że "system wentylacyjny w ogóle nie działał". - Ani drzwi się nie chciały otworzyć, a wentylacja była taka, że trzy ostatnie składy były zaczadzone. Tam nie było czym oddychać, nie było nic widać na odległość wyciągniętej ręki - mówił.
- Motorniczy mówił najpierw: proszę państwa, mamy awarię, prosimy poczekać i wtedy nagle były wybuchy, spięcia i nagle ludzie ze środka składu zaczęli biec na koniec. W środku w metrze był tylko dym, nie było płomieni. Płomienie były już potem na stacji. Jak wyszedłem z pociągu, to widziałem, że ogień pojawił się tak w połowie składu - relacjonował.
Pociągi metra jeżdżą obecnie ze stacji Kabaty do stacji Wilanowska i ze stacji Młociny do stacji Ratusz-Arsenał. Na pozostałym odcinku ruch jest na razie wstrzymany.
Autor: mn/jk / Źródło: tvn24.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN Warszawa