|

Portal w zaświaty ma 30 hektarów. Latem maskują go liście kukurydzy

Badania archeologiczne w Papowie Biskupim
Konserwatorka Arletta Piasecka z UMK trzyma bransoletę z Papowa Biskupiego
Źródło: A. Romański

Gdy w wyszukiwarkę wpiszecie hasło "Papowo Biskupie", wyskoczą wam zdjęcia zrujnowanego zamku krzyżackiego. W końcu znajdujemy się na ziemi chełmińskiej. Gmina umieściła nawet gotycką warownię w swym herbie. Ale od niedawna ma także coś dużo fajniejszego: portal w zaświaty.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Portal liczy jakieś 30 hektarów, ale latem maskują go zielone liście kukurydzy. Mowa o wyschniętym jeziorze, które w epoce brązu było miejscem składania bogom ofiar z ludzi i cennej biżuterii.  

- To jest ewenement i sensacja na skalę europejską - mówi o odkryciu prof. Jacek Gackowski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, którego zespół badawczy opracowuje znalezione zabytki. - I nie chodzi wcale o to, że odkryliśmy piękne przedmioty, które ktoś dawno temu wrzucił do wody. Badając to miejsce, zyskujemy wgląd w wierzenia i rytuały sprzed ponad dwóch i pół tysiąca lat - przekonuje naukowiec. - Zbiorniki wodne dawały życie, były źródłem pokarmu, ale stanowiły jednocześnie niezgłębioną tajemnicę i zagrożenie. Sądzimy, że w mniemaniu ówczesnych ludzi łączyły świat ziemski ze światem bogów i przodków, były bramą do innego wymiaru.

Pamięć o tych wierzeniach wciąż plącze się w naszej zbiorowej podświadomości. W końcu kto nie topił w przedszkolu Marzanny albo nie słyszał legendy o ekskaliburze, mieczu wydobytym z jeziora i na powrót wrzuconym w jego odmęty?

Wybór ozdób znalezionych w Papowie Biskupim, The Sacred Lake Project (…) Antiquity 2024
Wybór ozdób znalezionych w Papowie Biskupim, The Sacred Lake Project (…) Antiquity 2024
Źródło: A. Piasecka

- Archeologia od dawna rejestruje tak zwane depozyty bagienne lub jeziorne, ale pochodzą one przede wszystkim z dojrzałej epoki żelaza i okresu wędrówek ludów. Wówczas ofiary w wodzie składali głównie Celtowie i Germanie, chociaż ostatnie odkrycia w Lubanowie w Zachodniopomorskim sugerują, że we wczesnym średniowieczu mogli to robić również Słowianie. W naszym przypadku mówimy o rytuałach praktykowanych przez przedstawicieli dużo starszej kultury łużyckiej i to jest niezwykłe - wyjaśnia profesor Gackowski.  

Jeśli ktoś nie ma pojęcia, czym była wspomniana kultura łużycka, niech przypomni sobie Biskupin. To w tej słynnej osadzie obronnej położonej na Pałukach mieszkali jej przedstawiciele. Mieszkali zresztą na całym terytorium dzisiejszej Polski, więc archeolodzy bardzo często znajdują ślady ich obecności w postaci cmentarzysk, osad czy skarbów. Okazuje się jednak, że ta pozornie dobrze zbadana kultura wciąż potrafi zaskakiwać.

Badania archeologiczne w Papowie Biskupim
Dr Magdalena Przymorska-Sztuczka prezentuje znalezioną kolię. The Sacred Lake Project (…) Antiquity 2024
Źródło: A. Fisz

Kolia z makaronu i gra w bierki

Wszystko zaczęło się pod koniec 2022 roku. Wówczas Kujawsko-Pomorska Grupa Poszukiwaczy Historii otrzymała od wojewódzkiego konserwatora zabytków zgodę na przeczesanie wyschniętego jeziora wykrywaczami metali. Nikt nie wiedział, że znajduje się tam stanowisko archeologiczne o takim potencjale. Ot, ścierniska i łąki jakich wiele. Spodziewano się raczej monet, guzików i plomb ołowianych, które przez lata wywożono ze śmieciami i obornikiem na pole. Gdy pojawiły się pierwsze brązowe szpile i zawieszki, a wykrywacze zawyły, wskazując większą ich koncentrację, detektoryści zachowali się zgodnie warunkami otrzymanego pozwolenia. Powiadomili konserwatora zabytków, ten powiadomił archeologów z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, no i znaleźliśmy się w domu. To jest - w robocie.

Papowo Biskupie znajduje się w woj. kujawsko-pomorskim
Papowo Biskupie znajduje się w woj. kujawsko-pomorskim
Źródło: tvn24.pl

- Na podstawie miejsc wytypowanych przez wykrywacze zakładaliśmy niewielkie wykopy, by móc zawartość depozytów zbadać in situ, czyli dokładnie w miejscu, w którym zostały zdeponowane przed mileniami - mówi Mateusz Sosnowski, archeolog pracujący we Wdeckim Parku Krajobrazowym, który brał udział w pracach terenowych. - Potem wróciliśmy w to miejsce ponownie i na obszarze naruszonym przez orkę wytyczyliśmy sznurkami kwadraty o powierzchni jednego ara, by razem z detektorystami prowadzić badania powierzchowne. Łącznie odkryliśmy i namierzyliśmy ponad 500 metalowych przedmiotów, takich jak szpile do spinania ubrań, binoklowate zawieszki, bransolety spiralne, naramienniki pokryte geometrycznym ornamentem, zausznice i fragmenty końskich uprzęży - wylicza archeolog, dodając, że eksploracja nienaruszonych depozytów przypominała grę w bierki.

Dokumentacja depozytów wymagała niekiedy gimnastyki
Dokumentacja depozytów wymagała niekiedy gimnastyki
Źródło: O. Popkiewicz

- Bierkami były same przedmioty. One były tak ściśle ułożone, że trudno było je rozdzielić. Oczyszczaliśmy je malutką szpachelką, a nawet skalpelem. Akurat mieliśmy ciepłą i suchą zimę, więc mocno przesuszony torf odchodził kawałkami jak skórka od pomarańczy - tłumaczy specyfikę stanowiska Sosnowski.

W jednym przypadku do zabytków przylegały resztki organicznego opakowania. Dzięki analizom mikroskopowym udało się ustalić, że był to rodzaj szkatułki z kory brzozowej, którą dodatkowo wyłożono mchem. W takim pudełku znajdowała się między innymi okazała kolia złożona z blisko setki elementów. Poddana ekspresowemu czyszczeniu w Centrum Badań i Konserwacji Dziedzictwa Kulturowego UMK została także zrekonstruowana. Jako pierwsza przymierzyła ją dr Magdalena Przymorska-Sztuczka, która jest ekspertką w dziedzinie pradziejowych tekstyliów. Archeolożka wystąpiła w charakterze modelki, a jej zdjęcia trafiły do artykułu sygnalizacyjnego, który ukazał się w prestiżowym czasopiśmie "Antiquity".

Badania archeologiczna w Papowie Biskupim
Prof. Jacek Gackowski prezentuje okazałą szpilę z jednego z depozytów
Źródło: A. Romański

- Odpowiednio zaaranżowana sesja fotograficzna pozwala w sugestywny sposób oddać sposób użytkowania biżuterii - wyjaśnia dr Magdalena Przymorska-Sztuczka z Muzeum Archeologicznego w Biskupinie. - W swoim życiu brałam udział w wykopaliskach na wielu stanowiskach, o różnej chronologii i z różnymi ciekawymi zabytkami. Naoglądałam się także wielu podobnych przedmiotów brązowych w muzeach i sądziłam, że te z Papowa nie zrobią już na mnie wrażenia. Jednak założenie kompletnej i do tego tak rozbudowanej kolii z epoki brązu to było przeżycie! Byłam pierwszą osobą od 2700 lat, która miała tak bliski, fizyczny kontakt z tym przedmiotem. To niesamowite - ekscytuje się archeolożka. - Do tego widać, jak dobrze zaprojektowano kolię. Chociaż waży półtora kilograma, to ciężar rozkłada się równomiernie na barkach i to obciążenie nie przeszkadza - wyjaśnia badaczka.

Kolia składa się ponad 50 brązowych rurek przypominających makaron rigatoni. Rurki były rozdzielane kolistymi paciorkami, z których jeden wykonano nie z metalu, lecz ze szkła. Do dolnego rzędu paciorków doczepione były zawieszki w kształcie jaskółczych i rybich ogonów.

- Podobne zabytki znamy z Pomorza i Brandenburgii, czyli niezbyt odległych terenów - mówi Mateusz Sosnowski. - Dłuższą podróż odbył za to paciorek ze szkła, który pierwotnie musiał zachwycać żółtą barwą. To import ze wschodnich wybrzeży Morza Śródziemnego, być może z Italii albo Chorwacji. Przynajmniej na te lokacje wskazują analizy składu chemicznego szkła - tłumaczy archeolog, dla którego daleka podróż koralika nie jest niczym szokującym.

Jak wyglądała łużycka biżuteria?
Jak wyglądała łużycka biżuteria?
Źródło: TVN24

Pradziejowe multi-kulti

Zmarły przed dwoma laty archeolog prof. Bogusław Gediga lubił mówić o istnieniu czegoś w rodzaju "pradziejowej Unii Europejskiej". Tym sugestywnym porównaniem próbował streścić fenomen, jakim był dalekosiężny handel i towarzysząca mu wymiana kulturowa na przełomie epok brązu i żelaza. Jedne z najwspanialszych wyrobów brązowych, takie jak broń, instrumenty muzyczne czy ozdoby, były wytwarzane przez rzemieślników związanych z kulturą nordyjską, funkcjonującą w południowej Skandynawii. Jej przedstawiciele byli niczym przysłowiowy szewc, co bez butów chodzi. Jak na ironię, w Skandynawii miedź i cyna potrzebne do wytopu brązu występują w ilościach śladowych. Zatem na potrzeby swego rzemiosła "nordyjczycy" sprowadzali surowiec z oddalonego o tysiące kilometrów południowego Uralu i Pogórza Alpejskiego! Na północ wędrowała z kolei sól z halsztackich kopalni, a w obie strony broń, naczynia i ozdoby. Nie byłoby to możliwe bez względnie bezpiecznych i dobrze rozpoznanych szlaków, które regularnie przemierzano. Wraz z przedmiotami wędrowały też idee. Na przykład te dotyczące sposobu, w jaki należy czcić swych przodków i bogów.

Misterny naszyjnik kultury nordyjskiej typu Wendelring
Misterny naszyjnik kultury nordyjskiej typu Wendelring
Źródło: Muzeum Narodowe w Szczecinie

- W dojrzałej epoce brązu depozyty bagienne i ofiary z ludzi są typowe właśnie dla kultury nordyjskiej - mówi prof. Jacek Gackowski. - Pewności mieć nie będziemy, ale być może to pod jej wpływem mieszkańcy terenów dzisiejszego Papowa Biskupiego zaczęli praktykować zbliżone rytuały? - zastanawia się. Dodaje, że również charakter wrzucanych do wody przedmiotów nosi powinowactwo ze skandynawskimi praktykami: - Z terenów dzisiejszej Danii znamy pochówki kobiet, które wyposażano w ozdoby obręczowe i falery, czyli brązowe dyski zdobiące końskie ogłowie. Identyczne zestawy artefaktów znajdujemy w papowskich depozytach.

Co ciekawe, wymiana kulturowa działała też w drugą stronę. W sztokholmskich muzeach można zobaczyć charakterystyczne dla kultury łużyckiej naczynia, które archeolodzy odkryli na terenie Szwecji. Dziś uważa się, że trafiły tam albo drogą związków “małżeńskich” kobiet kultury łużyckiej z przedstawicielami wspólnot nordyjskich, albo wraz z niewolnikami. Handel ludźmi nie był niestety wynalazkiem antyku i nowożytności, lecz towarzyszył nam już w pradziejach.

Przykładowe wyroby z epoki brązu
Przykładowe wyroby z epoki brązu
Źródło: Brockhaus 1894

Jakby nie dość było kontaktów na osi północ-południe, papowskie jezioro dostarczyło również dowodów na związki ludności łużyckiej z terenami dzisiejszej Ukrainy. Mowa o zausznicach gwoździowatych, które swą nazwę (cóż za zaskoczenie!) biorą od zakończeń w postaci kolistych łebków. Szczególną skłonność do tego typu ozdób przejawiali przedstawiciele ludów scytyjskich. Do niedawna uważano, że obecność Scytów na terenie dzisiejszej Polski miała charakter typowo łupieżczy. Zagony konnych wojowników zapuszczały się na tereny "łużyczan", zasypując ich grody strzałami o małych, graniastych grocikach. Scytowie dotarli nawet nad Odrę, paląc i rabując gród w lubuskiej Wicinie. Jak jednak wytłumaczyć tak liczną obecność zausznic gwoździowatych na dnie papowskiego zbiornika? Przecież Scytowie nie rzucali biżuterią w swoich przeciwników.

- Przed paroma laty nasi koledzy z rzeszowskiego uniwersytetu przebadali grodzisko w Chotyńcu na Podkarpaciu - mówi prof. Gackowski. - Znaleźli tam między innymi zolnik, czyli kultowy stos i importowaną z Hellady amforę na wino, które były najpewniej użytkowane przez scytyjski lud Neurów. Zmierzam do tego, że osiedlanie się Scytów sprzyjało też bardziej pogłębionym relacjom. Ich biżuteria musiała stać się atrakcyjna dla łużyckich kobiet, skoro ją nosiły i ofiarowały w charakterze wotów - przekonuje prof. Gackowski. Dodaje, że Papowo, z racji swego geograficznego położenia, mogło być miejscem przenikania się różnych wpływów kulturowych.

PAPOWO  VIDEO 2
Dziewczyny (i chłopaki) lubią brąz
Źródło: TVN24

Ukwiecone sanktuarium

Dzięki pracy zaproszonych do projektu paleobotaników i geologów możemy zrekonstruować wygląd "świętego" jeziora. Ponad 2,5 tysiąca lat temu było to stosunkowo płytkie wytopiskowe jeziorko, którego brzegi porośnięte były rogożą. Latem na jego tafli unosiły się lilie wodne, których pyłki zarejestrowano w próbkach pobranych z osadów. Archeolodzy żartowali między sobą, że wyglądało trochę jak serialowe jezioro z "Nocy i dni", w którym pan Toliboski zrywał nenufary.

- Zakładamy, że woda była przezroczysta. To sprawiało, że migoczące na dnie przedmioty były dobrze widoczne, ale już niedostępne, objęte tabu - mówi prof. Gackowski. - Trochę jak w katolickich kaplicach, gdzie przy ołtarzu zawieszane są wota. Srebrne i złote przedmioty znajdują się na wyciągnięcie ręki, ale nikt nie poważy się ich zabrać, bo byłoby to świętokradztwo - wyjaśnia naukowiec i dodaje, że wokół jeziora koncentrowało się życie ówczesnych ludzi. Dzięki badaniom powierzchniowym, prowadzonym w ramach Archeologicznego Zdjęcia Polski, wiemy, że nad brzegami wyschniętego zbiornika funkcjonowało kilkanaście osad. Ktoś mógłby spytać: czy to nie dziwne, że za święte uchodziło jezioro, w którym pojono bydło i szorowano przypalone garnki?

- A jak jest w Indiach? - odbija piłeczkę profesor. - Ganges to święta rzeka, która zabiera zmarłych w zaświaty i ma moc oczyszczającą, a jednocześnie pełno w niej odpadków. Wychowani w chrześcijańskim paradygmacie przywykliśmy do zdecydowanego oddzielania sacrum i profanum. Tymczasem dla tych ludzi całe życie było w jakimś sensie święte i każda prozaiczna czynność mogła mieć swój rytualny charakter - tłumaczy Gackowski.

Nagromadzenie przedmiotów oraz ich chronologiczny rozstrzał sugerują, że mieliśmy do czynienia z miejscem ważnym dla wielu pokoleń. Archeologów bardzo frapuje pytanie, czy ludzie składali tam ofiary indywidualnie, dziękując bogom za jakieś dobrodziejstwa albo o coś prosząc, czy raczej były to ceremonie zbiorowe, w których udział brali wszyscy członkowie wspólnoty.

Reprodukcja obrazu "Nenufary" Józefa Chełmońskiego. Tak mogło wyglądać papowskie jezioro przed tysiącleciami
Reprodukcja obrazu "Nenufary" Józefa Chełmońskiego. Tak mogło wyglądać papowskie jezioro przed tysiącleciami
Źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

- Teoretycznie można sobie wyobrazić, że uwięzione gdzieś pomiędzy metalowymi zabytkami pyłki roślin pomogłyby w określeniu pory roku, w jakiej składano ofiary - mówi prof. Gackowski. - Nadal nie wiemy też, czy odbywało się to z łodzi, z pomostów, czy może z tafli lodu. Czy towarzyszyło temu jakieś święto albo inne rytuały? Sprawy duchowe są niezwykle trudne do uchwycenia przez archeologię, ale przez to są najciekawsze - śmieje się profesor.

Kanibale z Biskupina

Uczestnicy badań powierzchniowych w Papowie Biskupim przezwali dno wyschniętego zbiornika "polem kości". Z przeoranej ziemi wystawały bowiem ludzkie szczątki. Kości udowe, szczęki, kawałki czaszek robiły dość upiorne wrażenie i początkowo sądzono, że mogą pochodzić z zapomnianego cmentarza cholerycznego, których nie brak w okolicy. Jednak dość szybko serca archeologów zabiły mocniej. Pokrywająca kości charakterystyczna bagienna patyna sugerowała, że są one bardzo stare. Dzięki badaniom radiowęglowym udało się wydatować je na okres między 1000 a 800 rokiem przed Chrystusem.

Badania archeologiczne w Papowie Biskupim
Mapa zanikłego jeziora, zdjęcia znalezionych w nim zabytków oraz ludzkich kości
Źródło: The Sacred Lake Project (…) Antiquity 2024

- Ludność kultury łużyckiej w przytłaczającej większości swych zmarłych poddawała kremacji, więc te szczątki nie mogły być pozostałością rozoranego cmentarzyska z epoki - mówi prof. Jacek Gackowski. - Sądzę, że mieliśmy do czynienia z ofiarami składanymi z ludzi - podkreśla archeolog.

Umownych "mieszkańców Biskupina" w różnych popularyzatorskich publikacjach przedstawiano zwykle jako dość łagodnych rolników, którzy czcili słońce. A jeśli chwytali za broń, to w obronie własnej. Tymczasem okazuje się, że mogli oni mieć swoje mroczniejsze oblicze. Kości należały do ludzi w różnym wieku i różnej płci. Na razie nie wiadomo, czy ofiary były członkami lokalnej społeczności, czy przybyły z daleka. Teoretycznie przybliżoną odpowiedź na to pytanie mogłyby dać analizy chemiczne zębów. Zagadnień związanych z tymi szczątkami jest zresztą dużo więcej.

- Gdyby tak znaleźć cały szkielet w porządku anatomicznym… - rozmarza się Mateusz Sosnowski. - Moglibyśmy stwierdzić, czy dana osoba była czymś skrępowana, czy posiadała szczególną budowę ciała wyróżniającą ją wśród społeczności, a być może znaleźlibyśmy nawet jakieś nacięcia lub pęknięcia świadczące o użytym "narzędziu zbrodni"? - wylicza archeolog.

Nawet bez tych odpowiedzi odkrycie jest sensacją. Dla tego okresu z terenów dzisiejszej Polski nie znano dotąd podobnego stanowiska. Wprawdzie innej badaczce z UMK prof. Jadwidze Chudziakowej udało się w pobliskim Gzinie odnaleźć szkielety z wczesnej epoki żelaza noszące ślady kanibalizmu, ale szczątki złożone były w ziemnych studniach. Najbliższe stanowisko jeziorne z przełomu epok brązu i żelaza, w którym topiono ofiary z ludzi poświęcone bóstwom, znajduje się w Hertefeld na północ od Berlina. Dzięki zestawieniu dat radiowęglowych oraz datowaniu zabytków na podstawie ich stylistyki, toruńscy archeolodzy wysnuli jeszcze jeden ciekawy wniosek.

Okazałe szpile ze spiralną tarczką i kolia z Papowa Biskupiego prezentowane przez dr Przymorską-Sztuczkę
Okazałe szpile ze spiralną tarczką i kolia z Papowa Biskupiego prezentowane przez dr Przymorską-Sztuczkę
Źródło: The Sacred Lake Project (…) Antiquity 2024, fot. A. Fisz

- Ofiary z ludzi były starsze niż depozyty biżuterii - zauważa prof. Gackowski. - Te drugie zaczęto topić około siódmego wieku przed naszą erą i robiono to aż do mniej więcej wieku piątego. A skoro tak, to w bardzo ostrożny sposób zakładamy zmianę charakteru ofiar przy zachowaniu ciągłości miejsca kultowego. Innymi słowy w pewnym momencie ofiary z ludzi mogły być już zbyt brutalne albo nie dość skuteczne w optyce tej społeczności, a brąz stał się substytutem ludzkiego życia - tłumaczy archeolog.

Tak zwany rydwan słoneczny z Trundholm z epoki brązu
Tak zwany rydwan słoneczny z Trundholm z epoki brązu
Źródło: Nationalmuseet

Archeologiczna klęska urodzaju

Architektoniczne detale zrabowali Szwedzi i barkami próbowali spławić je w kierunku Bałtyku. Łodzie jednak zatonęły i prawie 500 lat później ich zawartość ujawniła wysychająca Wisła. Mniej więcej w tym samym czasie topniejące lodowce w okolicach gór Jotunheimen w Norwegii odsłoniły fenomenalne zabytki z epoki brązu oraz okresu wikińskiego. Miecze, groty strzał, noże, ale także drewniane narzędzia czy skórzaną odzież, które przetrwały pod lodową czapą.

Dolmen z Guadalperal. Megalityczna konstrukcja pełniąca funkcje grobowca i świątyni odsłonięta w wysychającym zbiorniku w prownicji Cáceres w Hiszpanii
Dolmen z Guadalperal. Megalityczna konstrukcja pełniąca funkcje grobowca i świątyni odsłonięta w wysychającym zbiorniku w prownicji Cáceres w Hiszpanii
Źródło: Pleonr

Również zeszłorocznego odkrycia w Papowie Biskupim pewnie by nie było, gdyby nie intensyfikacja rolnictwa oraz zmiany klimatu. Jezioro osuszono już w drugiej połowie XIX w., tuż przed wybuchem wojny francusko-pruskiej. Podobno na polecenie niemieckiej kawalerii, która potrzebowała więcej paszy dla koni. Jednak dopiero dalsza melioracja podmokłych łąk w latach 80. XX wieku oraz kilka ostatnich suchych lat sprawiły, że poszukiwacze nie musieli obawiać się potopienia wykrywaczy. To również orka pod zasiew kukurydzy przemieściła bliżej powierzchni niektóre brązowe przedmioty, umożliwiając ich znalezienie. Z takiej archeologicznej "mieszanki studenckiej" poznawczy pożytek jest zdecydowanie mniejszy niż z nietkniętego skarbu. Dobór ozdób, sposób ich ułożenia, opakowania, wreszcie lokalizacji względem brzegów jeziora oraz innych depozytów - te wszystkie informacje zostały bezpowrotnie stracone. Zdaniem prof. Gackowskiego nadchodzące lata będą dla archeologów z jednej strony bonanzą, a z drugiej koszmarem.

- Grozi nam klęska urodzaju - mówi uczony. - W samym Kujawsko-Pomorskim praktycznie co miesiąc odkrywany jest jakiś skarb albo luźne znalezisko. I mówię tutaj tylko o epoce brązu, którą się zajmuję. To skutek rosnącej liczby inwestycji, coraz głębszej orki czy działań poszukiwaczy - wylicza archeolog.

Konserwatorka Arletta Piasecka z UMK trzyma bransoletę z Papowa Biskupiego
Konserwatorka Arletta Piasecka z UMK trzyma bransoletę z Papowa Biskupiego
Źródło: A. Romański

Ktoś mógłby uznać, że naukowców powinno to cieszyć. Tyle tylko, że każdy taki zabytek wymaga konserwacji, opracowania i magazynowania. A na to brakuje pieniędzy i ludzi. Urzędy konserwatorskie jak Polska długa i szeroka mają wakaty, a w muzealnych i uczelnianych pracowniach zajmujących się konserwacją zabytków piętrzą się artefakty czekające na swoją kolej. Poza tym zupełnie nietrafiony jest argument, że zabytki w ziemi "niszczeją". To raczej wydobycie ich po tysiącach lat zalegania w ziemi przy pomocy pługa do głęboszowania i zaprawienie sztucznym nawozem stanowi dla nich zagrożenie.

- Jeszcze bardziej od metali narażone na zniszczenie są wszystkie przedmioty z materii organicznej, które wysuszone i w kontakcie z powietrzem dosłownie rozpadają się w rękach - mówi prof. Gackowski. - Obecnie spory problem występuje na Mazurach, gdzie wysychające jeziora odsłaniają drewniane konstrukcje osad nawodnych pochodzących z przełomu epoki brązu i żelaza. W zasadzie nie ma dobrego pomysłu, jak to zabezpieczyć lub wcześniej dobrze przebadać - narzeka profesor. Również zanikłe jezioro w Papowie Biskupim wymaga ochrony.

- Bardzo szybko obszar został wciągnięty do ewidencji stanowisk archeologicznych - mówi Jacek Gackowski. - Dzięki temu każde kolejne użycie wykrywaczy będzie mogło się odbywać już tylko w ramach badań archeologicznych. Byłoby idealnie, gdyby gospodarz zechciał ograniczyć się do wykorzystywania terenu w charakterze łąk i pastwisk. Póki co, należy jednak pochwalić go za czujność, bo gdy pewnego dnia zobaczył podejrzane samochody i ludzi z dziwnym sprzętem kręcących się po okolicy, to nas o tym powiadomił. Okazało się jednak, że byli to tylko geolodzy szukający w pobliżu złóż gazu ziemnego - śmieje się profesor. 

Plany na przyszłość

Święte jezioro wciąż skrywa przed archeologami sporo tajemnic, więc zapewniają, że jeszcze tam wrócą. W tym roku planowane jest pozyskanie grantu z Narodowego Centrum Nauki na dalsze prace.

- Przede wszystkim chcemy zweryfikować rezultaty badań geomagnetycznych - mówi prof. Gackowski. - Widać na nich nagromadzenie kamieni, być może pozostałości grobli, z których składano ofiary. Oczywiście ktoś mógł usypać je też w czasach nowożytnych, więc trzeba to sprawdzić - deklaruje archeolog.

Jeden z papowskich skarbów w czasie eksploracji. Zabytki przed oczyszczeniem jeszcze nie prezentują się okazale
Jeden z papowskich skarbów w czasie eksploracji. Zabytki przed oczyszczeniem jeszcze nie prezentują się okazale
Źródło: M. Sosnowski

Jeśli uda się zgromadzić odpowiednie środki, naukowcy chcą zlecić kolejne odwierty, które pozwolą precyzyjniej określić zasięg jeziora. Być może wykonane będą dalsze badania powierzchniowe z użyciem wykrywaczy i metod geofizycznych, by zlokalizować pozostałe depozyty. Będzie to zadanie żmudne, bo jak prawie każdy teren rolniczy w Polsce, również to stanowisko jest zaśmiecone kapslami, fragmentami puszek czy kawałkami drutu. Metalowa drobnica skutecznie zagłusza pracę urządzeń.

Decyzja o ewentualnym podjęciu kolejnych zabytków będzie pewnie uzależniona od planów związanych z dalszym rolniczym wykorzystaniem tego terenu. Archeolodzy nie ukrywają, że idealnym rozwiązaniem byłoby wykupienie lub wydzierżawienie terenu przez samorząd, tak by móc w pełni go chronić. Dla toruńskich naukowców zajmujących się epoką brązu kolejne lata zapowiadają się zatem pracowicie. Zapewne o Papowie Biskupim powstanie jeszcze niejedna magisterka czy doktorat, bo zagadnień badawczych stanowisko niesie co niemiara. Podobnie jak emocji.

- To tak, jakby odkryć grecką świątynię albo gotycką katedrę, tylko w tym przypadku zamiast murów i kolumn mieliśmy wyschnięty torf – mówi archeolog Mateusz Sosnowski. - Z jednej strony frustrowało nas, że kopiąc papowskie skarby, nie mogliśmy powiązać ich z obiektami albo warstwą kulturową, co zwykle ma miejsce w archeologii. W końcu byliśmy na środku dawnego jeziora - śmieje się Sosnowski. - Z drugiej strony możliwość eksploracji czegoś, co było pradziejowym "kościołem", było doświadczeniem, które ma się okazję przeżyć raz w życiu.

Czytaj także: