Była to bardzo dobrze przeprowadzona akcja, która trafiła w mój słabszy dzień - przyznała w rozmowie z tvn24.pl Krystyna Kurczab-Redlich. Znana dziennikarka w ostatnich dniach została okradziona przez oszustów internetowych, którzy zabrali wszystkie jej oszczędności, przejęli także jej media społecznościowe i próbowali wziąć w jej imieniu kredyt. Liczba oszustw internetowych w Polsce z roku na rok lawinowo rośnie, a jak pokazuje przykład dziennikarki - nikt nie może czuć się od nich bezpieczny.
Liczba oszustw internetowych w Polsce z roku na rok gwałtownie rośnie. W 2022 roku do CERT Polska, zespołu ekspertów monitorującego cyberbezpieczeństwo w kraju, wpłynęło łącznie ponad 322 tys. zgłoszeń, co skutkowało obsłużeniem 39 tys. incydentów. Najczęściej zgłaszanym było oszustwo typu phishing - 25 625 przypadków. Oszuści w największej liczbie przypadków do swoich przestępstw wykorzystywali wizerunki firm takich jak InPost, Facebook i Vinted.
Internetowi oszuści są coraz bardziej kreatywni, a ich ofiarą paść może każdy - również osoby znane i świetnie wykształcone. Przekonała się o tym kilka dni temu znana dziennikarka, Krystyna Kurczab-Redlich. Przez wiele lat była korespondentką z Rosji, jest także autorką filmów dokumentalnych o Czeczenii. Napisała kilka książek, w tym biografię "Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnice Rosji Putina" z 2016 roku.
W ostatnich dniach grudnia dziennikarka padła ofiarą internetowych oszustów, którzy przejęli wszystkie jej oszczędności - łącznie 160 tys. zł, próbowali również zaciągnąć na jej nazwisko dodatkowy kredyt. W rozmowie z tvn24.pl Kurczab-Redlich opowiedziała, w jaki sposób doszło do tego oszustwa.
Kurczab-Redlich okradziona
- Kliknęłam w napotkaną w internecie ofertę udziału w funduszu, rzekomo gwarantowanym przez państwo, i wysłałam 500 złotych na jego rzecz - opowiada dziennikarka kulisy działania internetowych złodziejów. - Później zaczęły dzwonić do mnie różne osoby ze zdecydowanym wschodnim akcentem. Żądali, bym podeszła do komputera. Wszystkich ich zbywałam aż do momentu, gdy pewnego dnia rano odebrałam telefon i usłyszałam: "chcemy zlikwidować pani konto, bo jeśli pani tego konta nie zlikwiduje, to będzie pani musiała nam co miesiąc dopłacać do niego procenty”. - Dałam się zwieść i przez to wykonałam na komputerze parę (kolejnych) wymaganych przez nich operacji finansowych - powiedziała, wciąż wówczas licząc, że to uchroni ją przed większą stratą pieniędzy.
- Gdy zorientowałam się, co się stało, poszłam do banku. A tam powiedziano mi, że już za późno, bo całe konto mam wyczyszczone - przyznała. - Była to bardzo dobrze przeprowadzona akcja, która trafiła w mój słabszy dzień, jestem w trakcie intensywnego leczenia astmy. Nie sprawdziłam tego fałszywego funduszu w internecie, a tam są informację o tym, że jest to oszustwo - zauważyła Krystyna Kurczab-Redlich. Zwróciła też uwagę, że imię i nazwisko, którego używał jeden z oszustów, a także jego rzekome zdjęcie, istnieją w sieci jako nazwisko doradcy finansowego i to na paru linkach, ale w rzeczywistości są one fałszywe, a takiego człowieka nie ma.
Kradzież, kredyt, włamanie na Facebooka
Dziennikarka przyznała, że oszuści nie tylko ukradli z banku wszystkie jej oszczędności. Okazało się, że złodzieje chcieli także wziąć na jej nazwisko kredyt na 60 tysięcy złotych. - Na szczęście nie mam zdolności kredytowej, instytucja finansowa odmówiła udzielenia kredytu, a to wszystko działo się przecież poza mną - podkreśliła.
W międzyczasie włamano się także na jej konto na Facebooku. Oszuści rozsyłali do znajomych dziennikarki wiadomości z prośbą o wpłatę 500 zł, publikowali też w jej imieniu niepokojące posty. Autorka przypuszcza, że długo przed wyłudzeniem pieniędzy mogła mieć też zhakowany telefon, ponieważ z trudem odbierała połączenia telefoniczne. Nie wie jednak, kiedy i jak do tego doszło.
Całą sprawę Kurczab-Redlich zgłosiła na policję i ostrzega, by uważnie przyglądać się reklamom ofert widzianych w internecie. - Drugi raz nie weszłabym już na żadne konto funduszu czy inwestycji bez sprawdzenia ich. Jeśli takie osoby jak ja, które nie orientują się w sprawach finansowych, bankowych, i kiepsko się orientują w sprawach cybernetycznych, chcą wpłacić na coś pieniądze, absolutnie powinny się zwrócić do polecanych fachowców - podkreśliła. Przestrzegła też przed zawieraniem transakcji w sposób inny niż osobisty.
Zbiórka dla dziennikarki
W serwisie Patronite utworzono już zbiórkę pieniędzy na rzecz poszkodowanej dziennikarki. Autor zbiórki, korespondent wojenny Mateusz Lachowski zachęca, by pomóc Krystynie Kurczab-Redlich odzyskać utraconą kwotę.
"My, grono zafascynowanych jej twórczością oraz wspaniałą postawą, odwagą i osobowością osób organizujemy tę zbiórkę by wróciła do niej dokładnie zagarnięta przez złodziei suma" - stwierdził w opisie. "Drodzy Państwo, nie pozwólmy by straciła poza pieniędzmi coś cenniejszego - wiarę w człowieka" - dodał. Podkreślił jednocześnie, że ewentualna nadpłata przekazana będzie na fundację pomocy Ukrainie.
Oszustwa w Polsce
Oszustwo, którego ofiarą padła dziennikarka, to prawdopodobnie oszustwo sposobem "na inwestycje", który wykorzystuje autorytet osób publicznych. Jak wyjaśniał Konkret24, oszuści tworzą strony podszywające się pod znane spółki czy firmy. Strony takie często przyjmują postać fałszywego artykułu prasowego, w którym zamieszcza się domniemane wypowiedzi znanego polityka, aktora czy prezentera telewizyjnego. Strony te są następnie reklamowane w mediach społecznościowych lub poprzez wiadomości spam.
Warto pamiętać, że każdy z nas może paść ofiarą podobnego wyłudzenia. Oszuści stale usprawniają swój sposób działania i coraz powszechniej wykorzystują w tym celu internet. Popularnym sposobem wyłudzania jest phishing, czyli wysyłanie wiadomości (np. e-maili lub SMS), w których złodzieje mogą podawać się za znane instytucje lub organizacje i próbować wyłudzić nasze dane osobowe, hasła czy numery PIN. Zwykle zawierają w sobie nieprawdziwy link, którego kliknięcie uruchamia instalację złośliwego oprogramowania na urządzeniu użytkownika.
Oszuści mogą również dzwonić, podszywać się pod np. pracowników banku i prosić o udzielanie wrażliwych informacji pod często wiarygodnym pretekstem, jak rzekoma blokada konta ze względów bezpieczeństwa. Warto pamiętać, że żadna z legalnych firm czy banków nie żąda podawania naszych loginów, haseł, numerów kart kredytowych czy PIN ani nie prosi o instalację dodatkowych aplikacji.
Nadal stosowane są także takie metody, jak oszustwo "na wnuczka", gdy złodzieje dzwonią do osób starszych i podszywają się pod któregoś z członków rodziny. Przekonując, że znaleźli się w trudnej sytuacji, proszą o przelew środków. W takiej sytuacji najlepiej jest skontaktować się osobiście z kimś bliskim, by potwierdzić, że dana osoba rzeczywiście potrzebuje pomocy albo zadzwonić na policję.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock